Pochodzi ze Skenderaj - najbiedniejszego miasta w Kosowie. Ale to nie bieda zmusiła jego rodziców do opuszczenia kraju. Miał półtora roku, kiedy konflikt w Kosowie eskalował i zamienił się w regularną, krwawą wojnę, która pochłonęła 13 tysięcy żyć.
Jego rodzice nie czekali aż czystki etniczne dosięgną też ich i zdecydowali się na uchodźstwo. Zebranie środków na ucieczkę do lepszego świata zajęło im kilka miesięcy. Wyjechali jeszcze przed interwencją NATO "Allied Force", którą nazwano "pierwszą w historii wojną o prawa człowieka".
Florian miał niespełna trzy lata, kiedy w sześć osób zapakowali się do osobowego peugeota i ruszyli do Albanii. Stamtąd przedostali się łodzią do Francji, a następnie pociągiem do Belgii. Podróż mogła jednak mieć tragiczny koniec, nim na dobre się zaczęła. Niewiele brakło, a rodzina Loshajów skończyłaby jak wielu rodaków - jako ofiary zbrodni wojennej w bezimiennym, ziemnym grobie.
ZOBACZ WIDEO: Kamil Kosowski komentuje sytuację Wisły Kraków. "Serce boli. Spadek z Ekstraklasy trzeba brać pod uwagę"
Dom przeszyty kulami
- Wsiedliśmy w szóstkę do zdecydowanie za małego peugeota. Czekała nas piętnastogodzinna podróż przez góry do Albanii. Szybko trafiliśmy na patrol serbskich żołnierzy, który nie chciał nas przepuścić - wspominał Loshaj w rozmowie z belgijskim dziennikarzem Lorenzo Veppim.
- Rzucili mojego dziadka na kolana i przystawili mu pistolet do głowy. Przepuścili nas dopiero, kiedy oddaliśmy im wszystkie pieniądze. Mogliśmy jechać dalej, ale teraz wiem, że wszystko mogło potoczyć się zupełnie inaczej. Kilka lat później mój dziadek wrócił zobaczyć nasz dom. Był cały przedziurawiony kulami - mówił.
To traumatyczne przeżycie to pierwsze wspomnienie Loshaja z dzieciństwa. Piłkarz niechętnie wraca pamięcią do tamtych chwil. Veppi jest jedynym, któremu udało się namówić go na tę opowieść. Wstrząsająca historia nie miała ujrzeć światła dziennego.
- Florian to mój kolega z liceum. Ten cytowany potem wywiad przeprowadziliśmy w ramach mojego projektu na uczelni - mówi nam Veppi i dodaje: - Umieściłem go na blogu, ale musiałem usunąć z sieci, kiedy zaczęto z niego korzystać. Florian nie chciał, by to było publiczne. Opowiedział mi tę historię tylko na potrzeby pracy na studiach.
17 lat czekania
Veppi i Loshaj poznali się w Genku. Rodzina piłkarza mogła kontynuować podróż dzięki finansowej pomocy mieszkającego już w Belgii brata ojca, Hilmiego i dotarła do celu. Uchodźcy nie mieli jednak łatwo, groziła im deportacja. - Rodzice starali się o belgijskie obywatelstwo, ale siedem razy usłyszeli, że im nie przysługuje - zdradził Florian.
Nowy gracz Cracovii jest produktem cenionego belgijskiego systemu szkolenia. Piłkarską edukację odebrał w renomowanej akademii KRC Genk. Tej samej, która dała belgijskiej piłce Thibauta Courtoisa, Kevina De Bruyne, Christiana Benteke czy Divocka Origiego. To interesujący wpis w CV, ale do 19. roku życia Loshaj nie mógł występować w oficjalnych rozgrywkach, bo nie miał belgijskiego paszportu. Obywatelstwo otrzymał dopiero po skończeniu szkoły średniej - czekał na nie 17 lat.
- Na piłce się nie znam, ale Florian był bardzo dobrym kolegą. Zawsze ciężko pracował i przeciwności losu go nie zrażały, a przecież nie mógł być pewny jutra - mówi Veppi.
Pół roku później Loshaj przeniósł się z Genku do MVV Maastricht, by zebrać pierwsze szlify w seniorskim futbolu. W holenderskim II-ligowcu dużo obiecywali sobie po utalentowanym pomocniku i Kosowianin szybko zaczął grać na miarę oczekiwań, ale jego rozwój wyhamowały kontuzje.
Probierz skuteczniejszy od Petrescu i Becaliego
Urazy sprawiły, że stracił miejsce w składzie i przeniósł się do Rody JC Kerkrade. Utknął na zapleczu Eredivisie zdecydowanie dłużej niż planował i opiekujący się jego karierą wujek Hilmi doradził mu zmianę otoczenia. Wybór padł na rumuńską Politehnikę Jassy, co okazało się strzałem w "10". Jesienią Loshaj był wyróżniającą się postacią zespołu.
Grając w broniącej się przed spadkiem Politehnice, przykuł uwagę FCSB Bukareszt i CFR Cluj, czyli wicemistrza i mistrza kraju. Do Bukaresztu chciał go ściągnąć Gigi Becali, a w Klużu miejsce dla niego widział sam Dan Petrescu. Kosowianin wolał jednak przenieść się do Cracovii.
- Kraków to piękne miasto, a Cracovia to wielki klub, który ma świetnego trenera. Sporo z nim rozmawiałem i odniosłem wrażenie, że rzeczywiście bardzo mnie chce w drużynie. Dzięki temu ta decyzja była prosta. Wierzę, że w Cracovii będą miał szansę na rozwój - mówi.
Czytaj również -> Thiago, czyli coś z niczego
Pasy długo starały się o jego pozyskanie, ale nie zamierzały spełnić pierwszych żądań Politehniki. W Jassach wiedzieli, że trafiła im się perełka. - Chcemy, żeby został najdroższym piłkarzem w historii klubu - przyznał w grudniu dyrektor wykonawczy Politehniki Adrian Ambrosie. Krakowianie oferowali 150 tys. euro, a Rumuni żądali pół miliona euro.
Strony spotkały się w połowie drogi i Loshaj przeniósł się do Krakowa za 300 tys. euro. Politehnikę do obniżenia oczekiwań zmusiła fatalna sytuacja finansowa. Sprzedaż Kosowianina okazała się ratunkiem dla klubu, który dzięki temu zastrzykowi gotówki będzie mógł dograć sezon.
- To rozsądny transfer. Zapłaciliśmy za niego tyle, ile trzeba było. To bardzo dobry piłkarz. Potrzebowaliśmy lewonożnego pomocnika. Trudno było go namówić, bo Polska nie jest rajem dla piłkarzy. To młody zawodnik, który może się rozwinąć i będzie z niego duży pożytek - przekonuje Michał Probierz.
Z Cracovii na Euro
Loshaj trafił do Cracovii już jako reprezentant Kosowa. W kadrze A zadebiutował trzy dni przed podpisaniem kontraktu z Pasami. Na razie wystąpił tylko w towarzyskim meczu ze Szwecją (0:1), ale wierzy w to, że zagości w drużynie narodowej na dłużej.
Nim zadebiutował w kadrze, jako Albańczyk z Kosowa, miał propozycję gry dla Albanii. Przedstawiciele tej federacji kontaktowali się z jego wujkiem jesienią, gdy Loshaj zaistniał w rumuńskiej ekstraklasie.
- Mam belgijski paszport, ale moim marzeniem jest reprezentowanie mojego kraju, czyli Kosowa. Nigdy nie zapomnę, skąd pochodzę - zapewniał w rozmowie z "Gazetą Sporturilor" po meczu z FSCB (2:1).
Strzelił wtedy efektownego gola, po którym zaprezentował cieszynkę właściwą piłkarzom wywodzących się z Kosowa - skrzyżował ręce w "Albańskiego Orła". To gest, o którym zrobiło się głośno w czasie Euro 2016, gdy w meczu z Serbią pokazali go reprezentujący Szwajcarię Xherdan Shaqiri i Granit Xhaka. Więcej o tym TUTAJ. Nie wiadomo, jak zostanie przyjęty na polskich stadionach, na których kibice swego czasu wywieszali transparenty "Kosovo je Srbija" ("Kosowo jest serbskie").
Kosowo było jedną z niespodzianek el. Euro 2020. Zajęło trzecie miejsce w grupie za Anglią i Czechami, a przed Bułgarią i Czarnogórą. Natomiast dzięki dobrej postawie w Lidze Narodów zagra w barażach o udział w mistrzostwach. W pierwszej rundziezmierzy się z Macedonią, a w finale może spotkać się z Gruzją albo Białorusią.
- Jestem dumny z debiutu. To była piękna chwila, spełnienie marzeń. A udział w Euro 2020 to mój następny cel. Wierzę, że transfer do Cracovii mnie do niego przybliży - mówi 23-latek.