Po pierwszych 15 kolejkach aktualnego sezonu rozczarowani mogą być fani w obu częściach Manchesteru. City traci już bowiem aż 11 punktów do prowadzącego Liverpoolu i walka o trzecie mistrzostwo z rzędu wydaje się coraz mniej realna. United natomiast aktualnie marzy o problemach, z jakimi zmaga się rywal zza miedzy. W czerwonej części Manchesteru nikt bowiem nie liczy nawet straty do fotelu lidera (ta wynosi aż 22 pkt). Kluczowa jest strata do 4. miejsca gwarantującego grę w Lidze Mistrzów. A i tu nie jest kolorowo. Zajmująca je Chelsea zgromadziła bowiem 8 "oczek" więcej.
Jednak nie tylko punkty obrazują przepaść między zespołami. Manchester City na przestrzeni tych 15 kolejek zdobył bowiem aż 20 bramek więcej. Podopieczni Solskjaera o takiej skuteczności mogą tylko pomarzyć. Sytuacja wyglądałaby jeszcze znacznie gorzej, gdyby nie anomalia z 1. kolejki, gdy "Czerwone Diabły" rozbiły aż 4:0 Chelsea. Poza tym, większość ich meczów w tym sezonie to istna droga przez mękę. Nie ma tu mowy o popisach typu 8:0 City z Watfordem.
Czytaj także: Premier League. Derby Manchesteru. Ole Gunnar Solskjaer: United to wciąż większy klub niż City
Mimo to, fani "The Citizens" nie powinni zbyt szybko doliczać sobie trzech "oczek". United bowiem, o ile potyka się niemal na każdym teoretycznie słabszym rywalu, o tyle do perfekcji opanowało zdobywanie punktów z topowymi zespołami.
ZOBACZ WIDEO: Losowanie Euro 2020. Trudna grupa Polaków. "Sztabowi spadł kamień z serca, ale rywale są niewygodni"
O zwycięstwie 4:0 z Chelsea już wspominaliśmy. Świetnie spisujące się Leicester? Na Old Trafford zaliczyło 1 z zaledwie 2 porażek w tym sezonie. Rozpędzający się pod wodzą Mourinho Tottenham, który wygrał pierwsze 3 mecze pod rządami Portugalczyka strzelając w nich 10 bramek? MU wygrało 2:1. I oczywiście jeden z najmilszych momentów dla miejscowych fanów w tym sezonie, czyli zatrzymanie Liverpoolu, któremu brakowało 1 meczu do wyrównania rekordu ligi - 18 kolejnych zwycięstw z rzędu. Do teraz United jako jedyne urwało punkty "The Reds" w tym sezonie.
Podopieczni Solskjaera bowiem gubią się, gdy muszą zacząć rozgrywać piłkę. W ataku pozycyjnym wychodzą wszystkie braki taktyczne zespołu. Formacje są dramatycznie źle ustawione, między nimi powstają wyrwy rozmiarów Wielkiego Kanionu, w efekcie czego piłkarze najczęściej nie mają po prostu do kogo podać.
Zupełnie inaczej wygląda to jednak, gdy przychodzi im się mierzyć z drużyną, która na swoje barki weźmie odpowiedzialność za kreowanie gry. Wówczas "Czerwone Diabły" mogą skupić się na obronie, która wzmocniona Harrym Maguire'em oraz Aaronem Wan-Bissaką spisuje się o wiele lepiej, niż w poprzednich latach, a następnie ruszyć z zabójczą kontrą napędzaną najczęściej innym letnim nabytkiem - Danielem Jamesem.
Czytaj także: Premier League. Rafał Nahorny, komentator CANAL + SPORT: Pomyłka Guardioli uruchamia lawinę spekulacji
- To jasne, że są zespołem skupiającym się na kontrataku. Wywierają wysoki pressing i są agresywni. Kiedy bronią się głęboko, potrafią błyskawicznie przejść do ataku z Jamesem i Rashfordem. Są bardzo dobrzy, gdy dostaną przestrzeń do rozpędzenia się - ostrzegał na konferencji przed meczem Guardiola.
I to właśnie szybcy skrzydłowi będą najprawdopodobniej jedyną nadzieją United. Ciężko bowiem w ogóle prowadzić jakiekolwiek dysputy o przejęciu środkowych stref boiska, kiedy przypomnimy sobie, kim oba zespoły w nich dysponują. City to bowiem najlepsza linia pomocy w lidze, w której występują takie supergwiazdy jak Kevin De Bruyne, David Silva czy Bernardo Silva. W United zaś w środku oglądać możemy zdecydowanie najgorsze postaci w drużynie. Tacy piłkarze jak Jesse Lingard czy Andreas Pereira nigdy nie powinni być traktowani na poważnie przy ustalaniu składu drużyny walczącej o top6 Premier League.
Aktualnie jednak realia w czerwonej części miasta są takie, a nie inne. Mimo to, na przedmeczowej konferencji prasowej Ole Gunnar Solskjaer otwarcie deklarował, że celem jego drużyny jest zwycięstwo. I choć patrząc kadrowo, brzmi to jak oderwane od rzeczywistości mrzonki, to jednak właśnie w takich meczach podopieczni Norwega czują się najlepiej. A ponadto jak głosi powiedzenie - derby rządzą się swoimi prawami.