Zadzwonił w poniedziałek około 13. - Arkadiusz Gumieniczuk - usłyszałem głos jakby zwieszony, wyciszony.
Jeszcze niedawno był królem stadionów. Mało znanym powszechnie, ale królem. Na jego murawach przez wiele lat grała reprezentacja Polski. Ale kibice narzekali. Bo boisko na Stadionie Narodowym często wyglądało kiepsko. Bywało tak, że piłkarz po wślizgu wstawał z murawy umorusany w zielonej brei, jakby trawa była malowana. Jednak narzekań kibiców nie brano do końca na poważnie. Aż do 19 listopada, gdy Polacy pokonali w eliminacjach do Euro 2020 w stolicy Słowenię 3:2.
Wtedy wybuchała potężna afera. Tego wieczoru nikt się nie szczypał: piłkarze, ludzie PZPN, komentatorzy nie zostawili suchej nitki na producencie trawy. - Z chęcią zagrałbym jakiś mecz towarzyski na Stadionie Ślaskim, żeby przypomnieć sobie, jak się gra na normalnym boisku - skomentował bramkarz Wojciech Szczęsny.
ZOBACZ WIDEO: Polska - Słowenia. Robert Lewandowski: To szczęście, że nikt nie złapał poważnej kontuzji
W marcu, kiedy reprezentanci jeszcze dość nieśmiało wyrazili niezadowolenie ze stanu murawy, król trawy kazał im się zająć grą. Oberwało się Kamilowi Glikowi. A do komentatora Polsatu Mateusza Borka po jednym z meczów Gumieniczuk zatelefonował po północy i nawrzucał mu, że ten ośmielił się skrytykować podczas transmisji jakość murawy. Jak to możliwe, że zwykły facet od trawy może zrugać zawodników, czy zadzwonić z pretensjami do najpopularniejszego komentatora w kraju?
Zielona żyła złota
Pod koniec lat 90., jak opowiada mi jeden z bliskich współpracowników Gumieniczuka, ten 20-latek wrócił do kraju zza zachodniej granicy, gdzie pracował u rolnika na wsi. Niemiec zakładał ludziom ogródki. Przyszły król polskiej trawy wyczuł biznes. Zaproponował współpracę. Niemiec dał maszyny, kupił ziemię, ale biznes nie wydał mu się opłacalny i po kilku latach się wycofał. Gumieniczuk został w interesie. Szło mu lepiej, poza małym epizodem, gdy - jak można było przeczytać w "Głosie Koszalińskim" - został oskarżony wraz z kilkoma znajomymi o wymierzenie sprawiedliwości na własną rękę.
Jego znajomy opowiada: "Żeby było jasne, Arek nie jest żadnym gangsterem. Zrobił to, bo mu facet kradł drzewka. Zgłosił do dzielnicowego, ale nie było reakcji. To go chłopaki nastraszyli, przewieźli w bagażniku".
Kilka lat później biznesmen ze Szczecinka trafił na żyłę złota – stadiony piłkarskie. Położenie dobrej jakości murawy to kwota rzędu 500-900 tysięcy zł.
Najpierw przez wiele lat był podwykonawcą dla firmy Tamex, jednego z największych polskich wykonawców boisk i stadionów. W pewnym momencie stosunki się popsuły. - Moje problemy zaczęły się, gdy skończyliśmy współpracę z firmą Tamex. Od czterech lat trwa nagonka na nas – twierdzi Gumieniczuk. - Piszą na mnie donosy wszędzie, że jestem w upadłości, a to nie jest prawda. Wszystkie możliwe służby na mnie nasłano - narzeka.
Dyrektor zarządzający i wiceprezes Tameksu Robert Burzycki: - Pan Arkadiusz Gumieniczuk z Trawnik Producent doprowadził swoje firmy do niewypłacalności. Jego usługi były bardzo niskiej jakości, cechowały się nieuczciwością i brakiem rzetelności biznesowej. Z tego powodu zakończyliśmy współpracę. Jestem przekonany, że tę opinię podzielą podmioty nie tylko z Polski, ale i zagranicy – oświadcza.
Współpraca się skończyła, ale Trawnik Producent był już na tyle duży, że radził sobie sam. Czasem przekraczał granicę dobrego smaku. Marek Wypychowski, szef firmy Zielona Architektura, kładł murawę na Stadionie Narodowym w czasie, gdy trwała słynna afera z "Basenem Narodowym" (w 2012 roku mecz Polska - Anglia nie odbył się w pierwotnym terminie, bo przy obfitym deszczu na boisku zalegała woda i nie dało się grać - przyp. red.). Uznał, że nie ma odpowiedniej i wziął od firmy Trawnik Producent.
Kontrahent - jak wspomina - przedstawił dokumenty z jednego z najbardziej renomowanych brytyjskich laboratoriów, zaświadczające o jakości murawy. Gdy okazało się, że trawa jest bardzo złej jakości, Wypychowski napisał do Brytyjczyków. Jak mówi, otrzymał odpowiedź, że nic nie wiedzą o "dokumentach".
Wypychowski pokazywał tę korespondencję w sądzie, ale ten i tak zdecydował, że musi zapłacić Gumieniczukowi za usługę, skoro sam dostał pieniądze od Narodowego. Sprawą ewentualnego sfałszowania dokumentów sąd się nie zajmował.
A jednak Gumieniczuk w świecie działaczy miał coraz lepszą opinię. Pozycję mocnej firmy zdobył w czasach selekcjonera Adama Nawałki i kierownika drużyny Tomasza Iwana. W kadrze nie było w dobrym tonie wypowiadanie się o złej jakości murawy.
Co ciekawe, większość producentów - nawet rywalizujących ze sobą - ma złe zdanie o jednym wykonawcy - Gumieniczuku. Uważają, że zepsuł rynek, zaniżał ceny. Pojawił się w kilku kluczowych inwestycjach PZPN, jak na przykład murawy w Arłamowie czy Jastarni.
Rzecznik PZPN, Jakub Kwiatkowski: "Trawnik Producent nigdy nie miał statusu partnera PZPN. Wyboru dokonywał każdorazowo inwestor: Arłamów czy też Jastarnia."
Co najwyżej turysta
Dodatkowo firmę uwiarygodnił film z sierpnia 2015 roku nakręcony przez dziennikarzy dużego portalu piłkarskiego. Dowiadujemy się z niego, że firma Trawnik Producent brała udział w instalacji murawy na stadionie Santiago Bernabeu w Madrycie. – Ten film to był szczyt wszystkiego – mówi poirytowany Marek Wypychowski z Zielonej Architektury.
Gumieniczuk mówi w video: "Z prezesem madryckiej federacji się spotkałem, z Perezem, uzgadnialiśmy. Teraz jestem zaproszony 26 września, jadę do nich, na Real Madryt - Atletico".
Jego pracownik, Tomasz Czuszel opowiada: "Myślę, że sięgnęliśmy korony (…). Jesteśmy tutaj głównie po to, by uczestniczyć w instalacji nowej nawierzchni (…)".
Trawnik i nowa, hybrydowa murawa, którą oferuje, to - jak słyszymy - "owoc współpracy z włoską firmą". Chodzi o Mixto, znanego od ponad 30 lat producenta boisk. Jej przedstawiciel, Mark Major, z którym rozmawiamy, opowiada tak o współpracy z Polakami: - Trawnik nigdy nie był zaangażowany w jakikolwiek sposób w montaż na Bernabeu. Może ich przedstawiciel był co najwyżej turystą podczas kładzenia murawy. Nie kontaktował się też z Realem w imieniu firmy Mixto – twierdzi Major.
Przyznaje, że były pewne powiązania z przedsiębiorstwem znad Wisły. - Położyliśmy dwa pola o wielkości 18006 metrów kwadratowych w Polsce. Mieliśmy razem sprzedawać trawę, ale została ona sprzedana i położona bez naszego udziału ani programu konserwacji, który normalnie zapewniamy naszym klientom. Nie zapłacili nam, jedynie poprzez działania polskich sądów rozpoczęli spłatę, ale ledwie 40 procent wartości całej inwestycji.
Pytamy o to Gumieniczuka. - Trawę instalowaliśmy, długi spłacimy – zapewnia.
Major: - Nie współpracujemy, bo oni nie są w stanie konserwować nawierzchni na poziomie, jakiego oczekujemy. Ich produkt jest ekstremalnie złej jakości, co było widać podczas meczu Polski ze Słowenią.
Wszystkiego nie położyli
W kraju opinie o firmie są różne. Murawę na stadionie Cracovii musiała poprawiać firma Pagro. Ale są też przypadki stadionów Korony Kielce czy Jagiellonii Białystok, gdzie nie ma negatywnych opinii. Nie można powiedzieć, że firma położyła wszystko, bo pewnie nie dostawałaby zleceń.
Mimo to Trawnik ma kłopoty. Według sądu w Koszalinie zadłużenie firm Gumieniczuka wynosiło 18 532 762 zł. Jakub Kielar, wyznaczony nadzorca restrukturyzacyjny Trawnika, tak ocenia sytuację: - W tej sprawie raczej mówimy o przypadku osoby, która nie znała się na przepisach i zrobiła błędy w biznesie. Mogę potwierdzić, że regularnie spłaca zadłużenie wierzycielom - mówi nam.
W 2019 roku Gumieniczuk spłacił 2 175 979, 82 zł, co zdaniem Kielara świadczy o dobrych intencjach dłużnika. Sam Gumieniczuk mówi nam, że długi pospłaca, w większości - jak twierdzi chodzi o 12 milionów - są to kredyty bankowe.
ZOBACZ. Michał Kołodziejczyk: Stadion Narodowy - Czas na zmianę
Żeby było jasne: firma Gumieniczuka przez wiele lat kładła dobre murawy. Wcześniej problemy z trawą były sporadyczne, ale w 2019 roku właściwie co chwilę coś się dzieje. Przedstawiciele firmy i niektórzy dziennikarze tłumaczą, że problem z murawą na Narodowym wynika z tego, że jest za mało dni, by sensownie zainstalować trawę na płycie stadionu. Ale przedstawiciele czołowych firm kładących murawy mają inne zdanie.
- Śmiać mi się chcę, gdy czytam to, co mówi Boniek na temat murawy. Można grać kilka godzin po ułożeniu darni, powiedzmy 12 godzin. To czas potrzebny na pielęgnację i malowanie linii. Oczywiście trawa musi być dobrej jakości i mieć podłoże o odpowiedniej grubości. Kładliśmy trawę na mecz Austria Wiedeń - Legia Warszawa, skończyliśmy rano, wieczorem był mecz. Nie było zastrzeżeń - przekonuje Jakub Piotrowski z firmy Pagro.
Podobnie Marek Wypychowski z Zielonej Architektury. - Zdarzało się, że trawa w Ekstraklasie była kładziona w dniu meczu. Musi być to jednak trawa dobrej jakości, grubo wycięta, od 3,5 do 4 cm - zaznacza.
ZOBACZ jak tłumaczy się producent murawy na Narodowym
Dlaczego zatem murawa na Narodowym jest tak zła? - Hipotetycznie wystarczy - jak mówią specjaliści z innych wielkich polskich firm – położyć trawę niedostatecznej grubości o podłożu gliniastym. Tę trzeba zlać wodą, żeby przylegała do podłoża. A potem, żeby zawodnicy się nie ślizgali, trzeba wysypać piasek. I oto mamy najprostszy przepis na katastrofę.
Trawnik Producent napisał w oświadczeniu: "Biorąc pod uwagę obecną porę roku i panujące warunku, stan murawy był dobry".
Po meczu ze Słowenią kontrakt firmy Gumieniczuka ze Stadionem Narodowym wygasł. Ale czy jego trawa tam nie wróci? Trudno prorokować. Prezes PZPN Zbigniew Boniek po tym fatalnym wizerunkowo meczu napisał na Twitterze: "Bilans w eliminacjach ME (2016-20) na PGE Narodowym - 13 zwycięstw i dwa remisy. GRANDE TRAWNIK".