Eliminacje Euro 2020: Izrael - Polska. Falstart Apostela i złość Szpakowskiego. 25 lat od haniebnego meczu w Tel Awiwie

Newspix / Foton / Na zdjęciu: Dariusz Szpakowski
Newspix / Foton / Na zdjęciu: Dariusz Szpakowski

W 1994 roku Izrael pokonał 2:1 (1:0) Polskę w swoim historycznym meczu eliminacji ME. Selekcjoner Henryk Apostel zaliczył wówczas niespodziewany falstart, a komentator Dariusz Szpakowski mocno skrytykował reprezentację na wizji.

Brak pomysłu, niedokładność, bezradność. To nie tak miało wyglądać. Nic dziwnego, że Dariusz Szpakowski jeszcze w trakcie meczu stwierdził, iż "przykro patrzeć na to jak gra reprezentacja Polski" i wytoczył całą listę zarzutów w jej stronę. - Byłem rozczarowany, mówiłem o braku stylu i zaangażowania. A na koniec transmisji dodałem jeszcze, że mam dość komentowania takich spotkań wykonaniu naszej kadry, przez co niektórzy uznali, że się na nią obraziłem. Tak jednak nie było. Chciałem jedynie zaznaczyć, że nie można zaakceptować porażki w takich okolicznościach, bez podjęcia walki, bo to w sporcie jest niedopuszczalne - wspomina słynny komentator.

To był wrzesień 1994 roku. Starcie Polski z Izraelem otwierało rywalizację w Grupie A eliminacji Euro 1996, a zarazem było podwójnym debiutem: naszego ówczesnego selekcjonera Henryka Apostela w "meczu o punkty" oraz drużyny rywali w roli pełnoprawnego członka UEFA. Pierwszy miał tylko zaliczyć przetarcie przed trudniejszymi pojedynkami, a drugim wróżono ciężkie 90 minut, o których raczej szybko będą chcieli zapomnieć. Ostatecznie wyszło zupełnie na odwrót.

Reprezentacja Polski kompletnie zawaliła tamten mecz, skompromitowała się. Oczywiście sam wynik na to nie wskazywał, ale sama gra jak najbardziej. Nasi piłkarze byli statyczni, zagubieni na boisku, wręcz nieobecni. Popełniali błąd za błędem i w efekcie bardzo pomogli zostać bohaterem Ronenowi Haraziemu. Ten strzelił 2 gole po tym, gdy bez problemu urwał się naszym obrońcom i wykorzystał sytuacje sam na sam z Józefem Wandzikiem. A obie akcje zapoczątkowały łatwe straty piłki (pod koniec pierwszej połowy Romana Koseckiego, a w drugiej Wojciecha Kowalczyka - przyp. red.) i bierność w pressingu. - To był straszny mecz - podsumował kilkanaście lat później "Kosa" na łamach dziennika "Fakt".

ZOBACZ WIDEO: Eliminacje Euro 2020. Izrael - Polska. Kownacki z szacunkiem o rywalach. "Ich atak imponuje skutecznością"

Ówczesny kapitan reprezentacji Polski strzelił gola honorowego w końcówce spotkania. Wiele osób bardziej zapamiętało jednak jego pomeczową szarpaninę z nieżyjącym już dziennikarzem Pawłem Zarzecznym, co najlepiej rysowało obraz atmosfery wokół drużyny.

Czytaj także: Pozytywna historia starć Polski z Izraelem

Mecz w Tel Awiwie do dziś uważa się za jeden z najgorszych w historii naszej kadry narodowej. Jednak nawet mimo upływu 25 lat trudno znaleźć przyczynę takiego występu. Pytany o nią Apostel wskazuje głównie na kontuzje, które nawiedziły jego podopiecznych jeszcze przed zgrupowaniem. Z ich powodu musiał mocno eksperymentować w podstawowym składzie, co zresztą doskonale widać po tym, że umieścił w nim Krzysztofa Maciejewskiego, który później nie krył, że był zaskoczony... samym powołaniem! - Grałem na tyle, na ile potrafiłem. Było jednak widać, że nie pasuję do reprezentacji - wspominał po latach swój występ w wywiadzie z oficjalną stroną internetową GKS-u Katowice.

Niemniej powodów haniebnej postawy Polaków było więcej. Niektórzy zarzucali im, że zwyczajnie zlekceważyli Izraelczyków. Inni wskazywali na słabą organizację tego wyjazdu i za późny wylot, przez co nie było czasu na odpowiednią aklimatyzację. Byli też tacy, którzy mówili o zbyt dużym luzie jaki mieli piłkarze. Nie bez znaczenia były też ciągłe tarcia na linii zespół - PZPN, m. in. w sprawie kwestii finansowych.

Warto jednak zaznaczyć, że przy tamtej porażce z Izraelem nikt nie przeszedł obojętnie. Szpakowski powiedział głośno co myśli jeszcze na wizji, a kibice również nie szczędzili gorzkich słów. Sam Apostel podczas konferencji prasowej również mocno krytykował zawodników indywidualnie i jasno dał do zrozumienia, że nie będzie przyzwolenia na przechodzenie obok meczu, zaś po rozmowie z Koseckim zmienił sposób powołań. To oznaczało, że kilku graczy pożegnało się z reprezentacją (m. in. Roman Szewczyk i Marcin Jałocha), a kilku innych do niej niebawem powróciło (m. in. Piotr Świerczewski i Marek Koźmiński).

Dzięki tamtym decyzjom utworzył się szkielet ówczesnej kadry (później zachodziły już tylko minimalne roszady ze względu na formę prezentowaną w klubach, np. wypadł Jerzy Brzęczek, a dołączył Piotr Nowak - przyp. red.) i ta zaczęła przypominać drużynę. Poprawiła grę, wyniki i w pewnym momencie liczyła się nawet w walce o awans do Euro 1996. Ostatecznie jednak wywalczyły go Rumunia oraz Francja, a Polska po słabej końcówce kwalifikacji zajęła 4. miejsce w grupie.

Czytaj także: Robert Lewandowski zacznie mecz na ławce rezerwowych

Komentarze (4)
avatar
Marecki CS
17.11.2019
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
I po **uj o tym wspominać? Nie masz innego pomysłu na artykuł "panie Cieniuszko"? 
raap
16.11.2019
Zgłoś do moderacji
0
2
Odpowiedz
I znowu Szpakowski bedzie opowiadal o tym co widac na boisku ? Tak jakby wszyscy ,ktorzy patrza w telewizor nie wierzyli wlasnym oczom i musieli o tym uslyszec. 
avatar
Szef na worku
16.11.2019
Zgłoś do moderacji
1
1
Odpowiedz
Historia lubi się powtarzać. Teraz też Brzęczek musi wypaść abyśmy zaczęli przypominać drużynę.