Łukasz Chrzanowski: Petrescu kontra leniwce

W okolicach godziny dziewiątej zaczyna powoli dzwonić pierwszy alarm budzika. Powoli zrzucana jest kołdra, a stopy szukają papci znajdujących się na podłodze. Niezdrowe śniadanie popite gazowany płynem przypominającym z wyglądu smar silnikowy. Potem jazda samochodem na trening. Oto pierwsze godziny z pojedynczego dnia życie polskiego piłkarza.

W tym artykule dowiesz się o:

Następnie w planie jest trening, który swoim obciążeniem przypominające nasze codzienne bieganie do przejścia dla pieszych, aby zdążyć przed zapaleniem się czerwonego światła. Potem szybki odjazd do rozpieszczonej żony, która już wydzwania do męża, bo czeka przy nowo otwartym butiku. Jeszcze później szybki obiad w jakieś globalnej frytkownicy. Ewentualnie pod wieczór jakiś tam rozruch przypominający wysiłkiem fizycznym nasze ścielenie łóżka.

Ludzie piłki nożnej (w tym również moja skromna osoba) narzekają na poziom szkolenia, zaplecze i warunki do rozwoju polskich piłkarskich talentów, których jak powiedział klasyk mamy tyle co Holandia. Może jednak to nie tylko wina wyżej wymienionych czynników. Może po ludzku naszym piłkarzom się nie chce. Dlatego tak narzekają, gdy nie mają zajęć z piłką. Nie lubią się przemęczać i tyle. Do przemyślenia tej kwestii skłoniła mnie osoba dobrze znanego w Polsce Dana Petrescu. Zapamiętany został on w naszym kraju jako arogancki furiat, który próbował zmienić pięknie grającą Wisłę Kraków w zespół grający topornie, żeby nie powiedzieć prymitywnie. Do tego wszędzie widział spiski mające sprawić, że mistrzem zostanie Legia Warszawa (wszyscy je widzieli od lat, ale bano się formułować takie myśli, tak?).

Czasem się zastanawiam czy ta opinia nie jest zbyt powierzchowna. Do Wisły Kraków przychodzi młody niedoświadczony trener z dobrym piłkarskim CV. Facet piłki się uczył w kraju, gdzie od piłkarzy w tamtych czasach wymagano tytanicznej pracy na treningach. Przyjeżdża do Polski i widzi grupę ludzi w większości wyszkolonych lub przepuszczonych przez nasz system szkolenia. Wyobrażam sobie jak bardzo musiał się za głowę złapać. Widocznie wyszedł z założenia, że z takimi piłkarzami sukces może osiągnąć jedynie najbardziej prymitywnymi środkami, nie doceniając tym samym "polskiej kultury gry". W ciągu swojej kadencji sadzał na ławce piłkarzy, którzy u innych trenerów na stałe zadamawiali się w pierwszej jedenastce (Mauro Cantoro, Marcin Baszczyński). Wiadomo, że rutyna zabija postęp. W ramach kształtowania poczucia pracy zabierał piłkarzy do fabryki kultywując zasadę, że piłkarze trenera nie muszą lubić.

Z piłkarzy mało kto wspomina ciepło Dana. Zaangażowanie w życie Wisły pamiętają mu raczej kibice. Ta Polska to musi być piłkarsko bardzo dziwny kraj. Jeżeli trener, który sprawdza się w przeciętnych zespołach rumuńskich i nagle nie radzi sobie w zespole Mistrza Polski. Na zwiększenie naszego materiału do przemyśleń ten sam podobno nieudolny trener zdobył w tym sezonie tytuł Mistrza Rumunii z zespołem, o którym informacje polscy dziennikarze musieli szukać jedynie w Internecie. Taki rumuński Świdwin (miejscowość koło Koszalina). Mało tego z tym "potężnym" klubem będzie grał w upragnionej przez Polaków grupowej fazie Ligi Mistrzów.

Mimo wszystkich wad Dana Petrescu wierzę, że jest to materiał na niezłego fachowca. Jestem gotów obejrzeć wszystkie mecze nowego mistrza Rumunii w LM. Chciałbym też, aby na EURO 2012 pierwszy mecz ekipa Polski grała z zespołem Rumunii, gdzie selekcjonerem będzie Petrescu. Dopiero za parę lat tak naprawdę wypłynie kto miał rację i komu się wtedy nie chciało...

Komentarze (0)