PKO Ekstraklasa. Raków Częstochowa - Śląsk Wrocław: przeciętny mecz z jednym golem. Rezerwowy "Malina" bohaterem

PAP / Grzegorz Michałowski / Na zdjęciu: Robert Pich i Felicio Brown Forbes
PAP / Grzegorz Michałowski / Na zdjęciu: Robert Pich i Felicio Brown Forbes

To zdecydowanie nie było uroczyste zamknięcie 12. kolejki PKO Ekstraklasy, choć kibice beniaminka mają powody do radości. W Bełchatowie po słabym spotkaniu Raków Częstochowa pokonał Śląska Wrocław 1:0 po golu Piotra Malinowskiego w 90. minucie.

Trudno szukać racjonalnych powodów, dla których poniedziałkowe mecze w PKO Ekstraklasie mają przypiętą metkę spotkań, które oglądają tylko ci, co muszą. W przypadku Rakowa i Śląska był to jednak pierwszy poniedziałek w tym sezonie, co dawało nadzieje na niezłe starcie, biorąc pod uwagę sytuację obu ekip w tabeli. Co ciekawe na GIEKSA Arenie w Bełchatowie, czyli w tymczasowym domu Czerwono-Niebieskich, znalazło się ponad trzy tysiące osób chętnych, by obejrzeć to spotkanie.

Częstochowianie przystępowali do tego spotkania bez podstawowego bramkarza Michała Gliwy, który na początku października nabawił się kontuzji pleców. Na razie trudno powiedzieć, jak długo potrwa jego przerwa. W związku z tym zakontraktowany został Dawid Pietrzkiewicz (o czym więcej przeczytasz tutaj) ale spotkanie ze Śląskiem - podobnie jak poprzednie z Pogonią Szczecin - między słupkami rozpoczął Jakub Szumski.

Ekipa z Wrocławia z kolei upatrywała szansę na coś więcej niż remis. Ostatni raz komplet punktów WKS zgarnął w piątej kolejce, a w ostatnich pięciu meczach osiągnął cztery remisy. Spotkanie z beniaminkiem było więc doskonałą okazją, by ruszyć w górę tabeli.

ZOBACZ WIDEO: Serie A. Napoli - Hellas: Milik się odblokował! Dwie bramki Polaka [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

- Raków Częstochowa jest nową drużyną w lidze, ale to ustabilizowany zespół. Ma swój styl gry i dobrą organizację. Grają na trzech lub pięciu obrońców, z wahadłowymi. To trudny przeciwnik dla każdej drużyny. Mamy do nich szacunek, ale przede wszystkim chcemy osiągnąć dobry wynik na wyjeździe - zapowiadał trener wrocławian Vitezslav Lavicka.

Zobacz też: Tak Maciej Rosołek wyglądał 8 lat temu. Zobacz archiwalne nagranie nowego bohatera Legii Warszawa

Do poniedziałkowego stylu grania dopasowali się jednak piłkarze obu drużyn, bo w pierwszej części gry okazji bramkowych było jak na lekarstwo. Najgroźniejsze stworzyli Tomas Petrasek w 13. minucie, gdy po dośrodkowaniu z narożnika boiska kapitan Rakowa nie trafił w światło bramki, a także Felicio Brown Forbes, który popędził w pole karne i zakręcił obroną tak, że Matus Putnocky wyszedł z bramki, minął się z piłką i z pomocą musiał mu przybiec jeden z obrońców.

Warto podkreślić, że napastnik Czerwono-Niebieskich był zdecydowanie najjaśniejszą postacią po stronie "gospodarzy" w pierwszej części gry. Co najmniej kilka razy ruszał z piłką lub za nią tak, że obrońcom WKS-u zajęło chwilę, by odebrać mu piłkę. Co istotne, Kostarykańczyk został ukarany żółtą kartką, a ponieważ był to jego czwarty żółty kartonik w sezonie, nie będzie mógł pomóc drużynie w przyszłotygodniowym starciu z ŁKS-em w Łodzi.

Drugą część gry z widoczną większą ochotą na zdobycie bramki rozpoczęli goście. Bohaterem pierwszego kwadransa był Przemysław Płacheta, który to groźnym dośrodkowaniem, to strzałem chciał zaskoczyć Jakuba Szumskiego. Ostatecznie jednak na strachu się tylko skończyło.

Zespół trenera Marka Papszuna w drugich 45 minutach skupił się raczej na kontratakach i próbach z dalszej odległości lub stałych fragmentów gry. Nie powiodły się jednak ani główka Petraska, ani też strzał z dystansu Igora Sapały wybity przez Putnockiego nad poprzeczkę. Warte odnotowania były jeszcze próby z dystansu Jarosława Jacha, kilka niezamkniętych dośrodkowań w pole karne Śląska oraz główka Petraska z kilku metrów obok bramki.

Później na trybunach kibice częściej unosili się z powodu starć między piłkarzami i fauli niż akcji bramkowych. Wydawało się, że w atmosferze kopania się po nogach arbiter zakończy spotkanie, ale w 90. minucie Michał Skóraś, który chwilę wcześniej wszedł z ławki, zagrał płaską piłkę w pole karne, w którą nie trafił Brown Forbes, co zmyliło obrońców i bramkarza, ale trzeźwość umysłu zachował inny rezerwowy, Piotr Malinowski.

To zwycięstwo pozwoliło Rakowowi jeszcze dalej oddalić się od strefy spadkowej. Śląsk z kolei pozostał w dolnej połowie tabeli. Za tydzień wrocławianie spróbują poszukać wygranej w domowym meczu z Arką Gdynia. Raków z kolei w następnej serii gier zagra na wyjeździe z ŁKS-em Łódź.

Raków Częstochowa - Śląsk Wrocław 1:0 (0:0) 
1:0 - Piotr Malinowski 90'

Składy:

Raków: Jakub Szumski - Kamil Kościelny, Tomas Petrasek, Jarosław Jach - Kamil Piątkowski (87' Sebastian Musiolik), Igor Sapała, Daniel Bartl (70' Piotr Malinowski) - Petr Schwarz, Rusłan Babenko - Miłosz Szczepański (82' Michał Skóraś), Felicio Brown Forbes

Śląsk: Matus Putnocky - Łukasz Broź, Israel Puerto (72' Mateusz Hołownia), Mariusz Pawelec, Dino Stiglec - Diego Zivulić, Krzysztof Mączyński - Przemysław Płacheta (85' Erik Exposito), Robert Pich, Lubambo Musonda - Filip Marković (77' Mateusz Radecki)

Sędziował: Łukasz Szczech (Kobyłka)

Żółte kartki: Brown Forbes, Sapała (Raków) - Musonda (Śląsk)

Widzów: 3041

Źródło artykułu: