Po dwóch wrześniowych meczach - ze Słowenią na wyjeździe i Austrią u siebie - na reprezentację Polski spłynęła gigantyczna fala krytyki. Trudno jednak, by było inaczej, skoro Biało-Czerwoni zagrali wręcz koszmarnie słabo. W Lublanie dostaliśmy oklep 0:2 od drużyny zwartej, solidnej, ale dalekiej od maestrii. Trzy dni później udało się zremisować przed własną publicznością z Austriakami, ale goście tłamsili nas niemal przez 90 minut. Tylko cud sprawił, że tego meczu nie przegraliśmy. W czwartek zespół Jerzego Brzęczka czeka kolejny mecz eliminacji Euro 2020. W Rydze zagramy z Łotwą.
Eliminacje Euro 2020: Polska może świętować awans już w niedzielę na PGE Narodowym!
- My w Polsce lubimy krytykować. Tak było, jest i będzie. Faktem jest jednak, że po ostatnich meczach na krytykę zasłużyliśmy - przyznaje Bartosz Bereszyński, obrońca polskiej kadry. - Nie jest natomiast tak, że we wrześniowych spotkaniach wszystko od początku do końca było złe. W poniedziałek analizowaliśmy nasze występy. Po analizie okazało się, że do pewnego momentu nasze zachowanie wyglądało dobrze. Ustawienie, piłkarska geometria - to było "okej". Niestety później podejmowaliśmy błędne decyzje. W meczach ze Słowenią i Austrią dobrych akcji było zdecydowanie za mało, ale w naszej drużynie jest jakość i wierzę, że szybko przełoży się ona na naszą postawę w najbliższych meczach - dodaje zawodnik.
Piłkarz przyznaje, że ambicje drużyny sięgają dalej, niż sam awans. Mówi: - Rozsądek po ostatnich występach nakazuje mówić, że jesteśmy daleko od europejskiej czołówki. Uważam jednak, że jako drużyna mamy potencjał walczenia o najwyższe cele. Nie jest to wcale tak daleko, jak mogłoby się wydawać. Według mnie jesteśmy drużyną z najlepszej ósemki w Europie.
ZOBACZ WIDEO El. ME 2020: Łotwa - Polska. Robert Lewandowski szczerze o swojej nieskuteczności w kadrze. "Każdy ma takie okresy"
Bereszyński od dawna nazywany był "następcą Łukasza Piszczka". Gdy jednak obrońca BVB zdecydował się na zakończenie reprezentacyjnej kariery, "Bereś" dostał inne zadanie: załatanie wyrwy na lewej stronie obrony. - Ustalmy to raz na zawsze: chciałbym grać na prawej obronie, bo jestem prawym obrońcą. Tam pokazałbym pełnię możliwości, dałbym kadrze najwięcej - mówi wprost zawodnik Sampdorii Genua.
- Najważniejsze jest jednak dobro drużyny, więc jeśli trener uznaje, że najbardziej jestem mu potrzebny z lewej strony, nie ma żadnej dyskusji i gram na lewej. W klubie w ostatnich meczach też nie grałem na swojej pozycji, a w środku obrony. Drużyna jest najważniejsza - przyznaje.
Transfery. Media: Napoli chce sprzedać Arkadiusza Milika!
Sampdoria, w której piłkarz występuje, zalicza koszmarny sezon - zajmuje ostatnie miejsce w tabeli Serie A. Zespół z Genui ma za sobą długą serię porażek, sytuacja sprawia wrażenie dramatycznej.
- Nie ma co mówić, że jest kolorowo. Jesteśmy na dnie i gorzej być nie może. Mam nadzieję, że już po powrocie z tego zgrupowania zaczniemy grać lepiej i szybko się to wszystko zmieni. Wiem, że pojawiają się teraz różne głosy, często również pod adresem naszego trenera, ale ja zawsze winnego wolę szukać w sobie, w nas - piłkarzach. Bo to my powinniśmy lepiej grać, to my biegamy po boisku - ocenia były zawodnik Lecha Poznań i Legii Warszawa.
Mecz Łotwa - Polska w najbliższy czwartek o godzinie 20:45. Transmisja w TVP 1 oraz Polsat Sport.