Piłkarze Cracovii i Jagiellonii poszli efektowną na wymianę ciosów. Pasy dwukrotnie wychodziły na dwubramkowe prowadzenie, ale białostoczanie potrafili złapać z nimi kontakt. Gdy 68. minucie Filip Piszczek zmarnował rzut karny, a pięć minut przed końcem goście strzelili na 2:3, wstąpiło w nich nowe. życie, ale ostatnie słowo należało do Pasów, które za sprawą Pellego van Amersfoorta przypieczętowały awans do kolejnej rundy.
- Kibice zobaczyli bardzo ciekawe, prowadzone w wysokim tempie spotkanie z wieloma bramkami. Ten mecz miał różne fazy. Na początku Jagiellonia miała pewność siebie i dłużej utrzymywała się przy piłce, ale z minuty na minutę odzyskiwaliśmy spokój. Zdobyliśmy dwie piękne bramki w sposób, na jaki zwracamy uwagę zawodnikom i to cieszy - komentuje Michał Probierz.
Czytaj również -> Marek Wawrzynowski: Gwóźdź do trumny polskiej piłki
- Po kontaktowym golu rywalom wróciła pewność siebie, ale Tomas Vestenicky strzelił pięknego gola. Gdyby Filip Piszczek wykorzystał karnego na 4:1, to byłoby już po meczu, a tak to były obawy. Jagiellonia dojrzała cień nadziei i ruszyła. Cieszy mnie, że w doliczonym czasie zamknęliśmy ten mecz - dodaje trener Cracovii.
ZOBACZ WIDEO: Kolejny słaby mecz Krzysztofa Piątka. "To nie jest wina Piątka. Jest ofiarą Milanu. Brakuje im wizji".
Ireneusz Mamrot po wizycie przy Kałuży 1 jest mocno niepocieszony: - Wynik jest dużo gorszy od naszej gry. Uważam, że zagraliśmy nieźle spotkanie. Ubolewamy z powodu tego wyniku bo zależało nam na pucharze
Czytaj również -> Niespodzianka w Stargardzie. Wisła odpadła z Pucharu Polski
- Cracovia była bardzo skuteczna - dostawaliśmy bramki w trudnych momentach. Kiedy wróciliśmy do gry, złapaliśmy kontakt, to tuż po przerwie straciliśmy gola po rykoszecie. Po zdobyciu bramki na 2:3 narażaliśmy się na kontry, bo już nie miało znaczenia, czy przegramy 2:3, czy 2:4 - dodaje trener finalisty poprzedniej edycji Pucharu Polski.