To miał być dzień, w którym piłkarze Jagiellonii Białystok przejdą do historii. Ich nieskuteczność oraz gol Artura Sobiecha w doliczonym czasie gry sprawiły jednak, że to Lechia Gdańsk wygrała finał Totolotek Pucharu Polski i sięgnęła po trofeum. A pokonanym pozostał smutek i żal straconej szansy, do której zresztą początkowo wcale się nie palili.
- Kiedy graliśmy w eliminacjach Ligi Europy czy Ekstraklasie, to piłkarze pytali mnie czemu tyle mówię o tych rozgrywkach, słyszałem narzekania na nie. Wystarczyło jednak, że wystąpili na Stadionie Narodowym, by wszystko się zmieniło. Żadne słowa nie oddadzą bowiem tego, co przeżyli. Jak zobaczyli ten cały obiekt, 50 tysięcy osób na trybunach i ogromne wsparcie swoich kibiców to od razu powiedzieli, że za rok muszą tam wrócić - opowiadał trener Ireneusz Mamrot w wywiadzie z WP SportoweFakty.
Tym razem przed Jagą jest jednak trudniejsze zadanie. W poprzednim sezonie miała dużo szczęścia w losowaniach i w drodze do finału trafiała na kluby z niższych lig (Lechia Dzierżoniów, GKS Katowice, Odra Opole) albo ekstraklasowych średniaków (Arka Gdynia, Miedź Legnica). Obecnie farta zabrakło już na starcie, gdzie musi zmierzyć się z Cracovią.
Dwa czołowe zespoły PKO Ekstraklasy tworzą hitową parę I rundy. Na dodatek atmosferę podgrzewa fakt, że trenerem krakowskiej drużyny jest Michał Probierz, który w 2010 roku doprowadził białostoczan do jedynego dotąd zwycięstwa w tych rozgrywkach. Można być więc spokojnym o niezłe widowisko. - Na pewno nikomu nie zabraknie motywacji - zapewnia Mamrot w wypowiedzi dla oficjalnej strony internetowej swojego klubu.
Przypomnijmy, że aby zagrać w finale Pucharu Polski trzeba wyeliminować 5 rywali.
Początek meczu Cracovia - Jagiellonia o godz. 17:30.
ZOBACZ WIDEO: Mecz Śląsk - KGHM Zagłębie to reklama polskiej piłki. "Zatrudniliście trenerów z Czech i Słowacji, to macie hokej"