Być może będzie to jeden z największych powrotów w historii europejskiej piłki. Zaledwie dwa lata po odejściu do Paris Saint-Germain Neymar ma wrócić do Barcelony. Ze skulonym ogonem, bo to Brazylijczyk bardziej potrzebuje Dumy Katalonii, niż ten klub jego.
W 2017 roku Neymar opuszczał Camp Nou w atmosferze skandalu, skonfliktowany z władzami Barcelony i piłkarzami. Zaledwie kilka dni po tym, jak prawie pobił się z Nelsonem Semedo na treningu i zapewnieniach, że hiszpański klub jest jego miejscem na ziemi.
Z Barceloną zdobył wszystko - mistrzostwo Hiszpanii, Puchar Króla a przede wszystkim wygrał Ligę Mistrzów. Strzelał gole, był kochany przez kibiców za swoje efektowne akcje. Czegoś mu jednak brakowało i wbrew opiniom większości nie były to przede wszystkim pieniądze.
ZOBACZ WIDEO Mike Tyson wybuchł po pytaniu o Powstanie Warszawskie. "Czy wiem coś o powstaniu? Jestem niewolnikiem"
Neymar chciał być pierwszy i być traktowany jako lider, a tego w Barcelonie nikt nie mógł mu zagwarantować. Bezdyskusyjnym numerem jeden był i jest Leo Messi. - On musi się z tym pogodzić - mówił Gerard Pique. Brazylijczyk nie zamierzał słuchać i ku zaskoczeniu futbolowego świata wybrał ofertę Paris Saint-Germain.
Neymar coraz bliżej Barcelony. Piłkarz wyraził zgodę. Czytaj więcej--->>>
Jego romans z PSG nie mógł jednak skończyć się dobrze. Przeznaczone na niego 222 miliony euro, które uczyniły go przy okazji najdroższym piłkarzem świata, nigdy się nie spłaciły, a stały się tylko źródłem problemów. Od samego początku Neymar sprawiał w klubie więcej kłopotów, niż przynosił korzyści.
Bo można mówić o golach, które były (51 w 58 spotkaniach), o wygranych dla drużyny meczach, które też były. Ale przede wszystkim Neymar stał się większy niż klub. Spełniano wszystkie zachcianki tylko po to, żeby czuł się szczęśliwy. W słynnym sporze z Edinsonem Cavanim o wykonywanie rzutów karnych, zasłużony dla PSG Urugwajczyk został upokorzony.
- W Manchesterze City najważniejszy jest Pep Guardiola, tutaj tą osobą jest Neymar - mówił wprost ówczesny trener Unai Emery. Neymar był pierwszym do wszystkiego, jego zdanie było najważniejsze. Mógł wyjeżdżać do Brazylii i wracać kiedy chciał, dziwnym trafem zawsze doznawał kontuzji w okolicach początku marca, w terminie urodzin siostry.
Jesienią ubiegłego roku na jaw wyszły też gwiazdorskie zapisy z jego kontraktu, według których m.in. podczas treningów nie mógł być atakowany wślizgiem, był zwolniony z obowiązków defensywnych czy nie musiał dostosowywać się wymogów sponsorskich, tak jak reszta drużyny. Wypłynięcie na wierzch tych informacji podobno wzburzyło szatnią.
Władze klubu długo tolerowały jego fochy i styl życia przypominający "późnego Ronaldinho", jednak gdy zabrakło wyników, skończyło się pobłażanie. Bo mistrzostwo Francji nikogo w Paryżu nie obchodziło, liczyła się Liga Mistrzów. A w tych rozgrywkach prowadzona przez Neymara drużyna, który tak jak chciał wreszcie został liderem, nie była w stanie przejść 1/8 finału.
Nie było przypadku, że nagle do mediów przedostała się wypowiedź prezesa klubu Nassera Al-Khelaifiego. - Nie będę dłużej znosić tego gwiazdorzenia. Jeśli komuś to nie pasuje, żegnam! - zapowiadał stanowczo w rozmowie z "France Football", mając na myśli wybryki swoich gwiazd, w tym oczywiście Neymara. Później wypowiadał się już konkretnie na jego temat.
- Musi zrozumieć, że ma ważny kontrakt. Nikt go nie zmuszał do jego podpisywania - dodawał. To już była odpowiedź na pojawiające się w mediach doniesienia o chęci odejścia Brazylijczyka z PSG. Brazylijczyk miał coraz częściej spoglądać w kierunku Katalonii.
Początkowo wydawało się, że ten transfer nie ma prawa się udać. W Barcelonie nikt za nim nie tęsknił, nawet mimo braku sukcesów w Lidze Mistrzów w ostatnich sezonach. Swoim zachowaniem, a zwłaszcza pozwem sądowym wystosowanym przeciwko klubowi za rzekome niewypłacanie premii, zostawił tam ogromny niesmak.
- Nikt go tutaj nie potrzebuje. Ousmane Dembele jest zdecydowanie lepszy - mówił jeszcze kilka miesięcy temu Josep Maria Bartomeu. Słowa prezesa Barcelony miały zakończyć temat powrotu Brazylijczyka, jednak stało się inaczej. Jego ponowna gra na Camp Nou wydaje się bardzo prawdopodobna i to nawet pomimo faktu, że relacje między działaczami obu klubów są katastrofalne.
Paryżanie prawdopodobnie będą jednak musieli przełknąć gorzką pigułkę i przeprowadzić deal z Blaugraną. Neymar wykorzystuje swoją pozycję i grozi, że jeśli PSG nie dojdzie do porozumienia z Katalończykami, on wróci do Brazylii i wymusi wypożyczenie do Flamengo. Cokolwiek się stanie, mistrz Francji przegra.
Pozostanie Neymara oznacza dalsze użeranie się z butnym zawodnikiem. Na sprzedaży też nie zarobi tyle, ile wydał przed dwoma laty. Mówi się o 120 mln euro i nieobliczalnym Philippe Coutinho. PSG jest jednak samo sobie winne - gdyby Brazylijczyk nie otrzymał od nich takich a nie innych warunków, mógłby trzymać go w ryzach.
Ojciec Neymara wypowiedział się na temat transferu syna. Czytaj więcej--->>>
Ponowna gra dla Barcelony będzie wielkim sukcesem piłkarza. W ciągu dwóch ostatnich lat zanotował duży zjazd i nie jest tym samym Neymarem, który opuszczał Camp Nou. Nie mówi się o jego dobrej grze, ale o imprezowym stylu życia, skandalach z rzekomym gwałtem czy problemach z urzędem skarbowym.
- Musi się zmienić. W innym przypadku straci radość z gry i zakończy karierę jeszcze przed "30". Na pewno nie jest kimś skupionym na futbolu - ostrzega go jego starszy rodak, Ze Roberto. Z kolei Rivaldo przekonuje, że jeśli Neymar chce wrócić na szczyt i znów być szanowanym przez kibiców Barcelony, musi przeprosić za swoje zachowanie.
- Powinien stanąć przed wszystkimi i powiedzieć: przepraszam, popełniłem błąd, to jest moje miejsce. To pomoże wszystkim. Jeśli doda do tego dobrą grę i zaangażowanie, piłkarze i kibice mu wybaczą - uważa Rivaldo, przez wiele lat stanowiący o sile Barcelony.
Czy jednak w ogóle klub potrzebuje Neymara? Akurat lewa strona Barcelony nie potrzebuje wzmocnień - to odejście Brazylijczyka pozwoliło na rozwinięcie skrzydeł przez Jordiego Albę i jego znakomitą współpracę z Leo Messim, która przyniosła drużynie mnóstwo goli. Brazylijczyk wciąż ma ogromne atuty, może wygrywać mecze, jednak po co rozbijać coś, co akurat funkcjonuje bez zarzutu?
Ernesto Valverde jest z kolei szkoleniowcem przywiązującym ogromną wagę do gry obronnej napastników, czego przez ostatnie dwa lata u piłkarza nie widziano. Klub z Katalonii bardzo mocno ryzykuje. Ryzykuje popsucie atmosfery w szatni, pojawieniem się fochów i kiepskiej atmosfery na linii kibice - drużyna.
Pewne jest jedno. Jeśli rzeczywiście powrót Neymara do Barcelony dojdzie do skutku, Brazylijczyk znów zatriumfuje i dostanie to, co chce. Będzie to kolejny dowód na to, że w piłce nożnej coraz częściej ogon macha psem.
Zrobił źle, bardzo źle, wręcz mu odbiło po tym przejściu.
Ale błędy popełni Czytaj całość