Arvydas Novikovas opuścił zgrupowanie Jagiellonii Białystok, by przejść testy medyczne przed dołączeniem do Legii Warszawa. Pierwsza część już za nim, a pozytywne wyniki drugiej są tylko formalnością. Co za tym idzie, oficjalne ogłoszenie transferu to kwestia kilkunastu godzin.
Pozyskanie Litwina przez zespół ze stolicy będzie zakończeniem małej sagi, której początek miał miejsce ponad trzy lata temu. To wtedy jego nazwisko po raz pierwszy pojawiło się na liście życzeń klubu, odbyły się nawet wstępne rozmowy. Ale na tym się skończyło. - Chciał mnie Stanisław Czerczesow, ale gdy przestał być szkoleniowcem w Warszawie, temat padł - tłumaczył Novikovas w wywiadzie udzielonym dla "Piłki Nożnej" w 2017 roku, gdy był już w Jadze.
Od ławki u Probierza do lidera za Mamrota
Do Białegostoku trafił głównie za namową dwóch osób. Pierwsza, to przyjaciel Fiodor Cernych, ówczesny piłkarz tego klubu. Drugi to Michał Probierz, wówczas trener, który o jego sprowadzenie zabiegał przez długi okres. Zaczęło się od rozmowy po meczu Polski z Litwą (0:0) przed Euro 2016, ale wtedy Jagiellonia była po słabym sezonie i wydawała się niezbyt atrakcyjną opcją. Temat wrócił jednak po kilku miesiącach, gdy zespół był liderem Lotto Ekstraklasy, co zupełnie zmieniało postać rzeczy.
ZOBACZ WIDEO Karol Bielecki: Więcej w karierze przegrałem niż wygrałem [cała rozmowa]
Przenosiny Novikovasa do Jagiellonii były jednym z newralgicznych punktów sezonu zakończonego historycznym wicemistrzostwem Polski. Strzelił on bowiem kilka bardzo ważnych goli, wraz z tym najważniejszym: na wagę srebra w szalonym meczu ostatniej kolejki z Lechem Poznań (2:2). Mimo tego, tej rundy i tak nie mógł zaliczyć do udanych, bo długo zajął mu proces aklimatyzacji i do końca sezonu balansował między podstawowym składem a ławką rezerwowych (najbardziej istotne mecze zaczynał na niej - przyp. red.).
Wszystko zmieniło się z przyjściem Ireneusza Mamrota. To pod jego wodzą nastąpił wybuch formy Litwina. Obecny trener Jagi znalazł bowiem optymalny pomysł na jego wykorzystanie: uczynił z niego lidera całej ofensywy i dawał dużo swobody na boisku. Dzięki temu ten potrafił zrobić różnicę. Momentami ogromną. Może niekoniecznie widać to w liczbach (w 94 meczach Jagiellonii strzelił 22 gole i miał 18 asyst - przyp. red.), ale często to jego szarże, podania czy strzały ratowały punkty.
Drażnił kibiców Jagi, fanom Legii też podpadł
Novikovas opuszcza Jagę po 2,5 roku gry ze statusem gwiazdy, ale jest też ciemniejsza strona. Potrafił nie tylko zachwycać swoimi dryblingami czy niesamowitymi sztuczkami technicznymi, ale też doprowadzić kibiców do istnej wściekłości niesamowitą nonszalancją. Ponadto irytował ich swoim zachowaniem szczególnie w ostatnim sezonie: spięcia w mediach społecznościowych (ze Sławomirem Peszką oraz jedną z fanek - przyp. red.) oraz kłótnia z Romanem Bezjakiem o wykonanie rzutu karnego skończyły się nietypowym prezentem od sympatyków - pudłem snickersów na zaprzestanie "gwiazdorzenia".
Czytaj także: Novikovas strzelił gola i... pobiegł po snickersa
A później był słynny wywiad z "Przeglądem Sportowym", po którym wielu definitywnie postawiło na nim krzyżyk. Jedni za zarzucenie kłamstwa Tarasowi Romanczukowi, inni za kolejne słowa. - Każdy z nas, gdyby dostał ofertę z Legii, to by tam poszedł. (...) Zobaczyliby pieniądze i byłoby po sprawie - powiedział ze znaną sobie szczerością.
Co ciekawe, to wkrótce po wspomnianej rozmowie z Izą Koprowiak wrócił pomysł ściągnięcia przebojowego skrzydłowego do Legii. Jej działacze zrobili nawet wstępne rozeznanie, ale na transfer nie było szans, bo Jagiellonia myślała o walce o tytuł i nie brała pod uwagę jego sprzedaży swojemu największemu rywalowi. Trzeba było więc odczekać kilka miesięcy, gdy będzie przyparta do muru wygasającym kontraktem piłkarza. Tym razem plan się powiódł: negocjacje ruszyły, porozumienie zostało osiągnięte.
Determinacja aktualnych wicemistrzów Polski zwyciężyła, ale zagadką pozostaje jak nowego gracza przyjmą kibice na Łazienkowskiej, bo już po pierwszych komentarzach w internecie widać, że wywołuje on u nich mieszane uczucia. Jedni cieszą się z sięgnięcia po gwiazdę ligi, inni wypominają mu zachowanie w meczu sprzed ponad roku (prowokujące klaskanie po bardzo brzydkim faulu Bezjaka na Michale Pazdanie - przyp. red.) czy słowa, że przy wyborze klubu będzie kierować się tylko pieniędzmi. Jednak można być pewnym, że jeśli będzie grał równie dobrze jak w Jagiellonii, to wszystko zostanie szybko zapomniane.