Kuba Cimoszko: Jesus Imaz - bohater tragiczny (komentarz)

Newspix / MACIEJ GILEWSKI / 058sport.pl / Na zdjęciu: Jesus Imaz
Newspix / MACIEJ GILEWSKI / 058sport.pl / Na zdjęciu: Jesus Imaz

Jesus Imaz przyszedł do Jagiellonii zimą i wziął na siebie ciężar strzelania rzutów karnych. Nie zawodził aż do najważniejszych momentów sezonu. Ostatnią "jedenastkę" zmarnował w kuriozalny sposób.

Sędzia Paweł Gil długo się zastanawiał, ale w końcu odszedł od monitora VAR i wskazał na "wapno". Była 59. minuta meczu Lechia - Jagiellonia, a na tablicy wyników 1:0, więc nadarzyła się wspaniała okazja do wyrównania i odwrócenia losów spotkania. Piłkę bez zastanowienia wziął Jesus Imaz, ale zrobił coś czego nie da się wytłumaczyć - bez rozbiegu, lekko kopnął ją w ręce Dusana Kuciaka!

Jagiellonia ostatecznie przegrała w Gdańsku 0:2, co oznacza, że latem europejskie puchary odbędą się bez niej. Jako, że do gry w nich potrzebny był tylko punkt, to część kibiców wściekła się na zachowanie Hiszpana. Była jednak też grupka, która go usprawiedliwiała. Ja rozumiem obie strony.

28-latek przybył do Jagi zimą, miał uzdrowić jej grę w ofensywie. Początek rundy stracił przez kontuzję, ale później się rozkręcił i strzelił kilka ważnych goli. Ponadto wziął na siebie wykonywanie rzutów karnych, co białostoczanom idzie od lat jak krew z nosa i nie zawodził aż do najważniejszych meczów sezonu. Pierwszego zepsuł dopiero w doliczonym czasie gry z Piastem Gliwice (1:2) i w efekcie drużynie uciekło cenne "oczko". Fani Jagi nie mieli pretensji: trudno stało się, zdarza się najlepszym. Zresztą Imaz zapewniał w wypowiedzi dla oficjalnej strony internetowej klubu, że ciągle myśli o tym pudle, więc wszyscy wydawali się spokojni o rehabilitację, ale to co wymyślił przeszło ludzkie pojęcie.

[color=black]ZOBACZ WIDEO Gerard Badia o mistrzostwie dla Piasta Gliwice. "Nie wierzę, że to prawda. Teraz musimy imprezować!"

[/color]

Strzał "z kroku" jak swego czasu Aritz Aduriz... Gdyby zdecydował się na coś takiego w innym czasie i spudłował - jak np. przed rokiem Arvydas Novikovas w końcówce starcia z Koroną Kielce (3:0) przy stanie 2:0 - to nikt nie miałby pretensji. Oczywiście zawsze można podać kontrargument w postaci przykładu Antonina Panenki z finału mistrzostw Europy 1976 i powiedzieć: "hej, jakby trafił jak on, to nazwałbyś go geniuszem". To prawda, ale właśnie ta granica jest bardzo cienka. Czech zresztą sam podkreślał, że zdawał sobie sprawę iż jeśli bramkarz złapałby jego strzał, to wszyscy nazwaliby go "szalonym głupkiem" (inna sprawa, że tego nie brał pod uwagę - przyp. red.). Imaz musiał być więc gotowy na coś podobnego.

Mimo wszystko nie ma co się pastwić nad Hiszpanem, bo najmocniejszą nauczkę dostał od losu. Poza tym widać, że zrozumiał swój błąd i długo go przeżywał. Wszak jeszcze na murawie się popłakał, a później wystosował przeprosiny do wszystkich za pomocą konta na Twitterze.

Warto też mieć na uwadze, że bez jego trafień żadnej walki o Europę by nie było.

Podsumowując jednak uważam, że trzeba skupić się szerzej na problemie tych rzutów karnych. Ireneusz Mamrot po raz pierwszy w swojej przygodzie z Jagiellonią będzie miał normalne, długie letnie przygotowania i spokojny początek sezonu. Jeśli więc teraz nie uda się nic z tym zrobić, to pozostanie chyba tylko wycieczka na egzorcyzmy do Sebastiana Szałachowskiego.

Czytaj więcej: Sebastian Szałachowski i jego igraszki z diabłem

Kuba Cimoszko

Źródło artykułu: