Dotąd w europejskich pucharach Katalończycy w czterech próbach nie pokonali u siebie "The Reds" ani razu, lecz i tak więcej szans dawano właśnie im. Goście się tym jednak nie przejęli. Juergen Klopp nie chciał oddawać inicjatywy rywalowi i szans szukać wyłącznie w kontrach. Postawił na dość odważną taktykę i jego zespół toczył wyrównany bój. Na początku były nawet fragmenty, w których gospodarze przyjmowali Anglików na swojej połowie i sami czyhali na szybkie akcje po przejęciu piłki.
Niewiele wskazywało na to, że Barcelonie uda się rychło otworzyć wynik, ale w 26. minucie jeden moment słabości obrony Liverpoolu zakończył się dla niej bardzo źle. Gdy Jordi Alba centrował w kierunku Luisa Suareza, wydawało się, że Virgil van Dijk i Joel Matip mają pełną kontrolę nad Urugwajczykiem, lecz ten nagle wbiegł między nich i z łatwością pokonał Alissona.
32-letni snajper niegdyś spędził na Anfield trzy i pół roku (od stycznia 2011 do lipca 2014) i zdobył dla miejscowej drużyny 69 bramek. W środę jednak bezlitośnie wykorzystał błąd swojej byłej ekipy i zamiast radości wywołał u kibiców "The Reds" smutek.
ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Mecz w Gdańsku obnażył polską piłkę. "Nikt nie powinien dolewać oliwy do ognia"
Po bramce "Blaugrana" poczuła się już pewniej, choć nie można powiedzieć, że zaczęła w pełni panować na boisku. Dowodem była fenomenalna szansa Sadio Mane. Senegalczyk wykańczał dogranie Jordana Hendersona, zrobił to jednak fatalnie i posłał piłkę nad poprzeczką. Różnica w skuteczności - to dzieliło obie drużyny w pierwszej części i właśnie dlatego Barcelona schodziła na przerwę z jednobramkową zaliczką.
Po przerwie Anglicy ruszyli do zdecydowanego natarcia i oglądaliśmy obrazek, który na Camp Nou jest rzadkością. Goście zyskali dużą przewagę i regularnie sprawdzali czujność Marca-Andre ter Stegena. Niemiec stanął na wysokości zadania i obronił dwa groźne strzały Jamesa Milnera, poradził też sobie z próbą Mohameda Salaha.
Gracze Liverpoolu mogli sobie pluć w brodę, bo przy tylu okazjach powinni zdobyć choć jednego gola. To im się nie udało, a na kwadrans przed końcem zaskakująco bierna w drugiej połowie Barcelona wyprowadziła zabójczy cios. Bliski dubletu był Suarez, który po podaniu Sergio Busquetsa trafił w poprzeczkę. Tu się jeszcze nie udało, ale piłka spadła pod nogi Lionela Messiego i Argentyńczyk z kilku metrów dosłownie wprowadził ją do bramki.
2:0 prowadzili gospodarze, mimo że wcale nie byli tego wieczora lepsi. Zespół Juergena Kloppa zapłacił jednak bardzo wysoką cenę za indolencję strzelecką. Rozsypał się też psychicznie i końcówkę miał już koszmarną. W 82. minucie Messi cudownym uderzeniem z rzutu wolnego skompletował dublet, a kilka chwil później Salah idealnie podsumował niemoc "The Reds", gdy w stuprocentowej sytuacji trafił z kilku metrów w słupek. Przy takich pudłach nie da się awansować do finału.
Obraz gry na Camp Nou każe jeszcze nie skreślać Liverpoolu, jednak odrobienie tak dużej straty na Anfield wydaje się niemożliwe. Rewanżowe starcie obu zespołów odbędzie się we wtorek 7 maja o godz. 21.00.
->Liga Mistrzów 2019. Tottenham - Ajax. Ośmiu kibiców aresztowanych
FC Barcelona - Liverpool FC 3:0 (1:0)
1:0 - Luis Suarez 26'
2:0 - Lionel Messi 75'
3:0 - Lionel Messi 82'
Składy:
FC Barcelona: Marc-Andre ter Stegen - Sergi Roberto (90+3' Carles Alena), Gerard Pique, Clement Lenglet, Jordi Alba, Arturo Vidal, Sergio Busquets, Ivan Rakitić, Lionel Messi, Luis Suarez (90+3' Ousmane Dembele), Philippe Coutinho (60' Nelson Semedo).
Liverpool FC: Alisson - Joe Gomez, Joel Matip, Virgil van Dijk, Andrew Robertson, James Milner (84' Divock Origi), Fabinho, Georginio Wijnaldum (79' Roberto Firmino), Mohamed Salah, Sadio Mane, Naby Keita (24' Jordan Henderson).
Żółte kartki: Clement Lenglet, Luis Suarez (FC Barcelona) oraz Fabinho (Liverpool FC).
Sędzia: Bjorn Kuipers (Holandia).
->Ligue 1: AS Monaco wciąż niepewne utrzymania. Drużyna Kamila Glika uratowała remis