Liga Mistrzów 2019: Man City - Tottenham: pograli jak na podwórku! Szalona wymiana ciosów i historyczny sukces "Kogutów"

Getty Images / Laurence Griffiths / Na zdjęciu: piłkarze Tottenhamu Hotspur
Getty Images / Laurence Griffiths / Na zdjęciu: piłkarze Tottenhamu Hotspur

Jedni nazwą to "dziełem sztuki", inni powiedzą "mecz jak z podwórka"! W angielskim starciu, pełnym nieprawdopodobnych zwrotów, Manchester City wygrał z Tottenhamem, ale tylko 4:3 i ten wynik dał historyczny awans do półfinału Ligi Mistrzów "Kogutom"!

Szachy, badanie sił? Nic z tych rzeczy! Z pierwszym gwizdkiem na Etihad Stadium ruszyła zabawa na całego. Otwarcie było raczej zgodne z oczekiwaniami, bo wielu zakładało, że po porażce w Londynie (0:1) ekipa Pepa Guardioli przypuści szturm i faktycznie, już w pierwszej akcji odrobiła straty. To był błysk Raheema Sterlinga, który dostał piłkę w narożniku pola karnego i posłał ją do siatki kapitalnym technicznym strzałem przy dalszym słupku.

Miejscowi odetchnęli, wtedy mogli myśleć, że to co najtrudniejsze już za nimi. Wynik 1:0 gwarantował im dogrywkę. O dogrywce jednak nie było mowy, bo minęło kilka minut i Tottenham znów strącił gospodarzy do piekła. Właściwie nie tyle zrobił to Tottenham, co Aymeric Laporte, który popełniał nieprawdopodobne jak na ten poziom błędy. Po jego kiksie błyskawicznie do wyrównania doprowadził Heung-Min Son. Zawiódł w tej akcji również źle interweniujący Ederson. Brazylijski bramkarz nie miał za to nic do powiedzenia przy kolejnej próbie Koreańczyka. Znów zawinił Laporte, który stracił piłkę w środku pola, zaś gwiazdor ekipy z Londynu przymierzył nie do obrony.

10 minut i 1:2, ale to wciąż nie był koniec szaleństwa! Manchester City znalazł się pod ścianą, gdyż teraz do awansu potrzebował trzech bramek. Dopisało mu jednak szczęście i bardzo szybko podłączył się do tlenu. Bernardo Silva zdecydował się na uderzenie z ostrego kąta, piłka odbiła się po drodze od Danny'ego Rose'a i ten rykoszet sprawił, że Hugo Lloris nie miał żadnych szans.

ZOBACZ WIDEO: "Druga połowa". Kapitalny powrót Boruca do bramki! "Powinien na dłużej zagościć w podstawowym składzie"

A zatem 11 minut i 2:2. Gospodarze wciąż byli w trudnej sytuacji, lecz konieczność strzelenia dwóch goli, będąc na tak wczesnym etapie meczu, nie mogła ich zbyt mocno przerażać. Dali temu wyraz dość szybko i już w 21. minucie ponownie prowadzili. Znów egzekutorem był Sterling, który perfekcyjnie zamknął płaską centrę Kevina De Bruyne.

Tottenham stracił jakikolwiek komfort. Choć wciąż miał w garści awans, to wiedział, że jeden błąd mu odebrać wszystko.

Dalsza część meczu to totalna wymiana ciosów. Już nie każdy strzał kończył się golem, ale emocji i tak nie brakowało. Manchester City musiał kontynuować natarcie, a londyńczycy wychodzili z kontrami.

Tę próbę skuteczności wygrali (choć jak się później okazało, tylko tymczasowo) podopieczni Pepa Guardioli i w 59. minucie po raz pierwszy w dwumeczu mieli wynik gwarantujący im udział w półfinale. Trzecią asystę tego wieczora (wcześniej dwukrotnie dogrywał Sterlingowi) zaliczył De Bruyne, a egzekucję i to w sensie niemal dosłownym wykonał Sergio Aguero. Argentyńczyk odpalił bombę z ostrego kąta i przy stosunkowo niewielkiej odległości Lloris znów był bezradny, bo nie miał czasu na reakcję.

Koniec emocji? Ależ skąd! "Koguty" znalazły się na zakręcie, jednak stać je było na następny zryw i wkrótce znów odwróciły losy rywalizacji. Z rzutu rożnego dośrodkował Christian Eriksen, a piłkę do siatki biodrem wpakował Fernando Llorente. Nie od razu goście mogli się cieszyć, bo sporo było wątpliwości, czy Hiszpan nie zagrał ręką. Cuneyt Cakir najpierw wysłuchał zdania wideoasystentów, potem sam obejrzał kilka powtórek, aż w końcu zarządził wznowienie gry od środka.

Żarty powoli się kończyły. Choć gole na Etihad Stadium sypały się jak z rogu obfitości, to tym, którzy akurat byli na musiku zaczynało się spieszyć. Pep Guardiola w końcówce posłał do boju Leroya Sane, ale ani on, ani żaden z kolegów nic już nie wskórali, mimo że było blisko! W doliczonym czasie fatalnie na własnej połowie pomylił się Eriksen i po stracie Duńczyka Sterling trafił nawet do siatki. Sędzia dopatrzył się jednak spalonego i bramki nie uznał, budząc rozpacz na trybunach.

Wreszcie nastąpił koniec. Po kilku chwilach to obłędne, niebywale emocjonujące widowisko osiągnęło finisz i Tottenham mógł świętować. A jest co świętować, bo londyńczycy po raz pierwszy w historii zagrają w półfinale Ligi Mistrzów (wcześniej byli na tym etapie 57 lat temu, ale w Pucharze Europy). Nie ma tam natomiast mistrza Anglii, który odpada z niżej notowanym przeciwnikiem z krajowego podwórka. Złośliwi znów wytkną Pepowi Guardioli, że bez Lionela Messiego nie wygra Ligi Mistrzów. Dotąd udawało mu się to tylko jako trenerowi Barcelony.

->Liga Mistrzów 2019. Radość i szok w Ajaksie Amsterdam. "To dziwne i nienormalne!"

Manchester City - Tottenham Hotspur 4:3 (3:2)
1:0 - Raheem Sterling 4'
1:1 - Heung-Min Son 7'
1:2 - Heung-Min Son 10'
2:2 - Bernardo Silva 11'
3:2 - Raheem Sterling 21'
4:2 - Sergio Aguero 59'
4:3 - Fernando Llorente 73'
pierwszy mecz: 0:1, awans: Tottenham Hotspur

Składy:

Manchester City: Ederson - Kyle Walker, Vincent Kompany, Aymeric Laporte, Benjamin Mendy (84' Leroy Sane), Kevin De Bruyne, Ilkay Gundogan, David Silva (63' Fernandinho), Bernardo Silva, Sergio Aguero, Raheem Sterling.

Tottenham Hotspur: Hugo Lloris - Kieran Trippier, Toby Alderweireld, Jan Vertonghen, Danny Rose (90+1' Davinson Sanchez), Moussa Sissoko (41' Fernando Llorente), Victor Wanyama, Dele Alli, Christian Eriksen, Heung-Min Son, Lucas Moura (82' Ben Davies).

Żółte kartki: Moussa Sissoko, Heung-Min Son, Danny Rose, Victor Wanyama (Tottenham Hotspur).

Sędzia: Cuneyt Cakir (Turcja).

->Liga Mistrzów 2019. Manchester City - Tottenham: co za początek. Przeszedł do historii rozgrywek

Źródło artykułu: