Mila czeka na powrót do reprezentacji

W Przeglądzie Sportowym czytamy, że mimo świetnych występów w minionym sezonie ekstraklasy Sebastian Mila nie dostał szansy na powrót do reprezentacji. Jak sam mówi, za kadencji Leo Beenhakkera nie ma szans na powołanie.

Śląsk Wrocław w sezonie 2008/09 zajął wysokie, szóste miejsce w tabeli ekstraklasy, a warto wspomnieć, że startował z pozycji beniaminka. Duża w tym zasługa Sebastiana Mili, który po powrocie z zagranicznych wojaży prezentuje się świetnie. Kilka lat temu był w równie wielkiej formie kiedy z Groclinem Grodzisk Wielkopolski z powodzeniem walczył w Pucharze UEFA. Wówczas chyba za szybko zdecydował się na transfer i gdzieś zniknął. Zniknął również z reprezentacji, w której zadebiutował w 2003 roku, a w sumie w biało czerwonych barwach zagrał 28 meczów.

Obecny szkoleniowiec drużyny narodowej Leo Beenhakker na początku swojej pracy testował popularnego "Rogera", ale po chwili go skreślił. Teraz nawet nie zauważa świetnej dyspozycji pomocnika Śląska i konsekwentnie pomija go przy wysyłaniu powołań. - Wtedy rzeczywiście swoją dyspozycją nie powalałem na kolana, ale jednak dostałem od niego szansę. To, że mnie wówczas skreślił, było nawet zrozumiałe, nie miałem do niego żadnych pretensji. Teraz sytuacja zmieniła się o tyle, że dopóki nie złapałem kontuzji, regularnie grałem w niezłej polskiej drużynie. Selekcjoner sprawdzał wielu zawodników z naszej ligi. Ale nie mnie. Pewnie, że to było trochę smutne. Umiałem sobie jednak wyjaśnić całą sytuację. Jak to się mówi: nie pasuję trenerowi do koncepcji. Niech pan jednak nie myśli, że rezygnuję z kadry. Kadencja Beenhakkera przecież wreszcie się skończy - twierdzi 27-letni piłkarz.

W powrocie do kadry Mili przeszkodziła też kontuzja, która uniemożliwiła mu występy w kilku ostatnich spotkaniach ligowych. - Naciągnąłem więzadła i z takimi urazami trzeba zawsze uważać. Nie było palącej potrzeby, żeby wracać na boisko. Wolałem spokojnie wyleczyć kontuzję i już bez żadnych problemów wrócić do gry od początku przyszłego sezonu - tłumaczy wychowanek Gwardii Koszalin. Najbardziej żałuje spotkań z czołówką polskiej ligi, bo przecież występy w konfrontacjach z ligowymi potentatami mogłyby wypromować go w oczach zagranicznych obserwatorów. - Mogę tylko żałować, że koło nosa przeszły mi mecze z Lechem, Legią i Wisłą, przecież to doskonała okazja na pokazanie się większej liczbie kibiców, bo takie spotkania zawsze cieszą się większym zainteresowaniem - przyznaje Mila.

Komentarze (0)