Lotto Ekstraklasa. Śląsk - Górnik: niepokój we Wrocławiu. Strefa spadkowa tuż, tuż

Newspix / Paweł Andrachiewicz / Na zdjęciu: Boris Sekulić (z przodu) i Marcin Robak (z tyłu)
Newspix / Paweł Andrachiewicz / Na zdjęciu: Boris Sekulić (z przodu) i Marcin Robak (z tyłu)

Katastrofa wisiała w powietrzu i Śląsk doigrał się. Wrocławianie zagrali kolejny słaby mecz, przegrali z Górnikiem Zabrze 0:1 i niepokojące zbliżyli się do strefy spadkowej. Zwycięzcy złapali natomiast oddech.

W 30. kolejce wszędzie posypały się bramki. We Wrocławiu? Standardowo. Kibice powoli przyzwyczajają się, że spotkania z udziałem Śląska nie są wielkimi widowiskami. Ba, są po prostu usypiające, męczące. Miejscowi znowu byli bezbarwni, na pewno nie zachęcili do odwiedzania trybun. Ich kryzys trwa.

Ostatnie dwa występy były kiepskiej jakości i przewaga nad strefą spadkową zmalała do czterech punktów. Śląsk po bezbarwnym meczu zremisował u siebie z Miedzią, kilka dni później przeszedł obok spotkania w Płocku, gdzie po dwóch błędach Piotra Celebana przegrał z Wisłą 0:2. W efekcie Vitezslav Lavicka podjął niepopularną decyzję i posadził kapitana na ławce.

Jeśli któraś z drużyn miała zadbać o tempo, to raczej Górnik. Zabrzanie, balansujący na granicy niebezpiecznej strefy, w poprzedniej kolejce zaprezentowali naprawdę dobrą piłkę w przegranym 1:2 meczu z Legią Warszawa. We Wrocławiu zaczęli świetnie - Igor Angulo niedługo po gwizdku Tomasza Kwiatkowskiego pokonał Jakuba Słowika. Był przy tym na nieznacznym spalonym i przedwcześnie cieszył się z 19. gola w sezonie.

ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Krzysztof Piątek przerósł AC Milan? "Trafił tam, aby im bardzo pomóc"

Hiszpan wyrwał niemrawy Śląsk z letargu. Gospodarze stopniowo przejmowali inicjatywę, czasami urywał się Farshad Ahmadzadeh (raz był blisko trafienia do siatki), nieźle współpracujący z lewym obrońcą, Mateuszem Hołownią. Okazji i emocji jednak niewiele, stadion poderwał się dopiero w doliczonym czasie, gdy Michał Chrapek huknął z woleja zza szesnastki. Piłka minęła bramkę o centymetry, kibice widzieli jak zmierza pod poprzeczkę.

ZOBACZ: Porażka zespołu Grosickiego w kluczowym meczu

Spotkanie potrzebowało pierwszego gola, bo zespoły atakowały z umiarem, nie otwierały się przesadnie. Górnik liczył głównie na kontry i po jednej z nich Szymon Żurkowski zmusił Słowika do parady, spokojnie mogącej kandydować do interwencji kolejki.

Przez ponad 30 minut było to... jedyne warte uwagi wydarzenie drugiej połowy, co wiele mówi na temat poziomu. Zabrzanom należy się zdecydowanie więcej pochwał, bo przynajmniej oddawali względnie groźne strzały. Śląsk tylko przebywał na połowie Górnika, rzadko niepokoił Chudego. I to się zemściło.

Jesus Jimenez, jeden z tych najbardziej aktywnych, wbiegł w pole karne, zdążył rozejrzeć się i spostrzec niezdecydowanych obrońców, więc strzelił w długi róg, nad Słowikiem. No i klops, po raz kolejny w tym sezonie. W takiej formie Śląsk to poważny kandydat do spadku.

Śląsk Wrocław - Górnik Zabrze 0:1 (0:0)
0:1 - Jesus Jimenez 85'

Śląsk: Jakub Słowik - Kamil Dankowski (87' Arkadiusz Piech), Igors Tarasovs, Wojciech Golla, Mateusz Hołownia, Krzysztof Mączyński, Robert Pich (71' Mateusz Cholewiak), Michał Chrapek, Farshad Ahmadzadeh (82' Lubambo Musonda), Damian Gąska, Marcin Robak 

Górnik:
 Martin Chudy - Boris Sekulić, Przemysław Wiśniewski, Luis Suarez, Paweł, Bochniewicz, Mateusz Matras, Walerian Gvilia (86' Szymon Matuszek), Szymon Żurkowski, Łukasz Wolsztyński (57' Adam Orn Arnarson), Jesus Jimenez, Igor Angulo (90' Kamil Zapolnik)

Żółte kartki: Mączyński, Robak, Farshad, Tarasovs (Śląsk)

Sędzia: Tomasz Kwiatkowski (Warszawa)

Źródło artykułu: