Paweł Kapusta: Austriacki kamień węgielny. Grajmy na dwie strzelby! (komentarz)

Newspix / Łukasz Grochala / Kuba Błaszczykowski cieszy się z bramki Krzysztofa Piątka
Newspix / Łukasz Grochala / Kuba Błaszczykowski cieszy się z bramki Krzysztofa Piątka

Najważniejszy wniosek po meczu: z Austrią nie kombinujmy, grajmy duetem Lewandowski - Piątek! Piękne sceny rozegrały się też przy linii bocznej, gdy rezerwowy Jakub Błaszczykowski zagrzewał do boju Kamila Glika.

Ile było podobnych dyskusji! O tym, czy na murawie uda się w jednym momencie zmieścić Lewandowskiego, Piątka i Milika. A może powinniśmy grać jednym napastnikiem, a może jednak dwoma. Czy obok "Lewego" powinien zagrać Milik, czy jednak Piątek? Dyskutować można godzinami, a rzeczywistość znów pokazała, że piłka to dyscyplina prosta jak drut.

Czytaj także: Lewandowski o mentalnym podejściu reprezentacji Polski. "Musimy zagrać dwa równe mecze"

Znów prawdziwa okazała się reguła, że jeśli masz w drużynie napastnika, który czego się nie dotknie, zamienia w złoto, nie możesz marnować jego potencjału. Musisz mu ufać i tak ustawiać zespół, by piłkarza w gazie zmieścić na boisku. Brzęczek pierwotnie uznał, że lepszy Milik z gorączką, niż zdrowy i pełen sił Piątek. Dziś selekcjoner może dziękować opatrzności, bo do wprowadzenia napastnika Milanu już w 59. minucie został przymuszony. Można by było mówić o trenerskim nosie i wyczuciu sytuacji, powinno się jednak wspominać o furze szczęścia. Trudno przypuszczać, że Brzęczek zdecydowałby się na taką zmianę już pół godziny przed ostatnim gwizdkiem gdyby nie uraz Piotra Zielińskiego. Piątek może i by się na murawie pojawił, ale pewnie na ostatnie 10-15 minut. I kto wie, jak potoczyłby się mecz.

Mam nadzieję, że czwartkowe spotkanie będzie nie tylko (a raczej "nie tyle", bo to jednak nie ten kaliber rywala co Niemcy za kadencji Adama Nawałki) kamieniem węgielnym pod kadrą tworzoną przez selekcjonera, która śpiewająco przejdzie przez eliminacje. Mam nadzieję, że będzie narodzinami drużyny, w której na szpicy pierwsze skrzypce grać będzie duet Lewandowski - Piątek. Napastnik Milanu ma niebywały czas, polskiej kadry nie stać na to, by trzymać takiego zawodnika na ławce rezerwowych. W polu karnym działa na piłkę jak magnes, jak lep na muchy, jak piękna kobieta na podchmielonego kawalera. Musimy z tego korzystać, jak tylko się da.

ZOBACZ WIDEO Lewandowski o mentalnym podejściu reprezentacji Polski. "Musimy zagrać dwa równe mecze"

W Wiedniu było widać na dodatek zrozumienie, współpracę i wzajemne korzyści - zarówno w sytuacji bramkowej, w której Lewandowski przy dośrodkowaniu odciągnął dwóch obrońców, a Piątek stał tuż przed bramką sam jak palec, jak i przy okazji na podwyższenie prowadzenia, gdy "Lewy" obsłużył napastnika Milanu jak kelner dżentelmena w ekskluzywnej restauracji. To po prostu działa!

Zupełnie osobną sprawą jest kwestia, która od pewnego czasu krąży w środowisku w formie pytania: Jak Lewandowski znosi fakt, że jest na podorędziu człowiek, który kradnie mu show? Jak radzi sobie z faktem, że Krzysztof Piątek bez kompleksów wkroczył najpierw na ligową scenę w Europie, a teraz próbuje wyrywać sobie sporą część tortu w reprezentacji? Oficjalnie można usłyszeć, że wszystko to, co daje Piątek, jest tylko z korzyścią dla kadry. Że panowie wzajemnie sobie pomagają, zapewniają więcej swobody na murawie. Że dzięki temu i Lewy za moment się przełamie (nie strzelił przecież gola w narodowych barwach od 12 czerwca 2018 roku). Sam "Lewy" musi jednak czuć dodatkową mobilizację i sportową złość.

Czytaj także: El. ME 2020. Austria - Polska. Austriackie media po porażce: Joker Piątek, należał nam się rzut karny

Reprezentacja Polski wygrywając na terenie najtrudniejszego rywala, wskoczyła na autostradę prowadzącą prosto do finałów mistrzostw Europy. Dysponując takim potencjałem ludzkim - piłkarzami grającymi regularnie w swoich klubach, będącymi gwiazdami zachodnich lig - a przy tym mając za rywali europejskich średniaków, obowiązkiem kadry jest nie tylko wywalczenie biletów na Euro 2020. Obowiązkiem jest dokonanie tego w dobrym stylu. Najważniejsze zadanie, które wciąż przed selekcjonerem: złożyć elementy w dobrze działający mechanizm.

W czwartek w Wiedniu stylu bardzo długimi fragmentami brakowało. Szczególnie na początku pierwszej połowy i w końcówce drugiej można było odnieść wrażenie, że Biało-Czerwoni poruszają się po murawie "bez mapy". Można to chyba jednak zrzucić na karb starcia z najbardziej wymagającym rywalem w grupie, na dodatek w momencie, gdy wciąż szukamy tożsamości. Brzęczek przesuwa, zmienia, Zielińskiego ustawia na skrzydle, Bereszyńskiego rzuca na lewą stronę, wciąż kombinuje. Czasem z przymusu, czasem z własnej wizji. Piłkarze, między innymi Kamil Glik, mówili po meczu: "Może to nie był znakomity mecz, ale z każdym kolejnym występem będzie coraz lepiej".

Co rzuciło się w oczy: atmosfera, dobry duch w drużynie. Po golu Piątka wszyscy ruszyli do narożnika boiska, cały zespół - zarówno ci na boisku, jak i rezerwowi - rzucił się sobie w ramiona. Widać było autentyczną radość, wsparcie, pasję. Kuba Błaszczykowski zagrzewający Kamila Glika do walki to jeden z piękniejszych obrazków tego meczu. I oby w takich nastrojach dojechać do końca eliminacji!

Źródło artykułu: