Arkadiusz Milik dla WP SportoweFakty: Chcę więcej

Zdjęcie okładkowe artykułu: Getty Images / Na zdjęciu: Arkadiusz Milik
Getty Images / Na zdjęciu: Arkadiusz Milik
zdjęcie autora artykułu

- W szoku była zwłaszcza rodzina i dziewczyna, siedzieliśmy wtedy w samochodzie. Po napadzie nic już na ręku nie noszę - opowiada Arkadiusz Milik, piłkarz SSC Napoli i reprezentacji Polski.

Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Odetchnął pan?

Arkadiusz Milik: Dlaczego? Krzysztof Piątek trafił do Milanu, a chciał go kupić też pana klub.

I tak nie miałbym wpływu na to, czy do Napoli trafi Krzysiek, Cavani lub inny napastnik. Kompletnie się tym nie przejmowałem. Krzysiek zrobił we Włoszech coś wyjątkowego, miał fantastyczny start w Serie A, klasę potwierdził też w Milanie. Często słyszę pytanie, w jakim wieku najlepiej wyjechać z Polski, ale nie ma reguły. Wojtek Szczęsny miał 16 lat, gdy trafił do Arsenalu i się przebił. Robert Lewandowski przeszedł do Borussii Dortmund w wieku 21 lat, Krzysiek podpisał kontrakt z Genuą mając 22 lata, ja wyjechałem do Niemiec jako 18-latek. Jeżeli jesteś mocny psychicznie i masz umiejętności, to się obronisz. Jak nie w pierwszym, to w kolejnym klubie. Krok do przodu można zrobić bardzo szybko.

ZOBACZ WIDEO Serie A: Piątek się nie zatrzymuje! Kolejny gol Polaka w barwach Milanu [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Pan zrobił go ostatnio. Strzela gole w prawie każdym meczu Napoli, od dawna nie było takiej serii. Dlatego zapytałem, czy obawiał się pan o swoją pozycję w zespole - o to, czy klub nie sprowadzi w miejsce Milika innego napastnika.

Z zewnątrz obraz może być mylący. Po zimowej przerwie, w styczniu, graliśmy spotkanie pucharowe z Sassuolo. Wygraliśmy 2:0, strzeliłem gola, a raczej nabił mnie bramkarz rywala. W drugiej połowie podałem piłkę koledze, który też trafił do bramki. Przekaz był taki: wysoka forma Milika, gol i asysta, bohater. A ja w tym spotkaniu czułem się słabo - piłka odskakiwała mi przy przyjęciu, traciłem ją. Do szatni schodziłem z poczuciem, że mi nie szło. Gole i asysty nie muszą być wyznacznikiem formy, czasem mam większą satysfakcję z dobrze wykonanej roboty na boisku. Często bardzo łatwo się to upraszcza: nie strzelił, zawiódł, a podczas meczu jest przecież wiele innych zadań. Trzeba dobrze przyjąć, podać, wyjść na pozycję, zgubić rywala. W sytuacjach strzeleckich może zwyczajnie zabraknąć szczęścia. Co by nie mówić - napastnik musi mieć przede wszystkim liczby. Są gole, jest spokój.

Obie rzeczy są ważne: gol daje większą radość, satysfakcję, czasem i przysłania gorszy występ. Przede wszystkim jestem zadowolony z tego, że gram. Nie pamiętam, kiedy ostatnio wystąpiłem w trzech meczach z rzędu. Złapałem rytm. Dwa ostatnie sezony mi uciekły i chcę nadrobić zaległości, wyglądać jeszcze lepiej. Wiem, że tak będzie, bo mam duże rezerwy. Na przykład?

Myślę, że w każdym elemencie. Mogę poprawić nie tylko strzał prawą nogą, czy głową. Pracuję nad grą drużynową, sama rozmowa wiele daje, gdy mówisz koledze z boiska, jak ma ci zagrać, w który obszar boiska. Rozwijam też sferę mentalną, podejście do obowiązków, do meczów. To są moje rezerwy, dlatego uważam, że mogę dać mojemu zespołowi znacznie więcej.

Dwa zerwane więzadła w kolanie to dla pana prehistoria?

Jak to się mówi: czas leczy rany. Nie wracam do tego, nie mam tych wydarzeń z tyłu głowy. Ostatni raz przypomniałem sobie o kontuzji w meczu z Atalantą, pod koniec poprzedniego roku. Strzelił pan wtedy gola zaraz po wejściu na boisko, dzięki temu wygraliście  2:1.

Miałem jakby deja vu. Na tym stadionie zagrałem po raz ostatni przed pierwszym zerwaniem więzadła (październik 2016 roku - dop. red). Przypomniałem sobie o tym w tunelu wchodząc na boisko. Rozejrzałem się dookoła i poczułem coś specjalnego, jakby przypływ emocji, dreszcz. Wróciły wspomnienia. Myślę, że to był moment przełomowy w tym sezonie, nazwijmy go "przejściem". Zwłaszcza że na początku rozgrywek trochę mi nie szło. Przyjechałem ze zgrupowania reprezentacji, w klubie kilka razy usiadłem na ławce, zrobiło się nieciekawie. Ale historia zatoczyła koło. W Bergamo wszedłem na ostatnie minuty i udało się strzelić gola. Fajnie wyszło z tą bramką, zrobiłem dokładnie tak, jak chciałem. Zacząłem rosnąć z meczu na mecz, fizycznie i mentalnie. Widziałem, że gram lepiej, w Bergamo odżyłem.  Niedługo później mierzyliście się w Lidze Mistrzów z Liverpoolem w Anglii. Był pan bliski zdobycia bramki w ostatnich minutach. Gdyby tak się stało, awansowalibyście. Sporo krytyki spadło na pana głowę za niewykorzystanie tej okazji.

Wróciliśmy po meczu do hotelu i przyszedł do mnie trener Carlo Ancelotti. Powiedział, żebym nie myślał o tym za dużo. Posłuchałem go i wyczyściłem głowę, bo co innego mi zostało? Wiem, że zabrakło szczęścia, takie jest życie piłkarza. Meczów jest dużo, a podczas spotkań jeszcze więcej poszczególnych zdarzeń. Gdybyśmy mieli wszystko rozpamiętywać, trudno byłoby wyjść na boisko w kolejnym spotkaniu i dobrze zagrać. Samemu trzeba się ocenić, zastanowić, co poszło źle i iść dalej. Wałkowanie tematu to niepotrzebny stres i strata energii. Niekoniecznie potrzebne jest też słuchanie ludzi dookoła. Wiadomo - każdy zna się najlepiej na piłce, tych ocen pojawia się bardzo dużo. Domyślam się, że moje podejście może wydawać się dziwne dla kogoś z boku, na zasadzie: "nie przejmuje się, olewa", czy coś w tym stylu - ale proszę zobaczyć, jak ważna jest czysta głowa. W następnym meczu gramy w lidze z Cagliari. Jest rzut wolny w 90. minucie, strzelam gola i wygrywamy 1:0. Ćwiczy pan wolne od kilku lat.

Od czasów gry w Holandii. Gdy występowałem w Ajaksie Amsterdam, mieliśmy sporo rzutów wolnych w okolicach bramki rywala. Stwierdziłem, że dobrze poćwiczyć ten element, bo w ten sposób mogę dołożyć jeszcze kilka goli w sezonie. I pracowałem nad tym, zostawałem po treningach. Niestety po przejściu do Napoli dwa razy zerwałem więzadła w kolanie i nie mogłem doskonalić strzałów przez prawie dwa lata. Po kontuzjach skupiałem się na innych ćwiczeniach, głównie w siłowni, większość czasu spędzałem w sali gimnastycznej. Pracuje się wtedy jeszcze ciężej niż zdrowi gracze. To wykańczający wysiłek, którego nie życzę nikomu.

Najważniejsze było wzmacnianie nóg, żeby urazy w przyszłości się nie odnowiły. Na boisku też nie mogłem od razu szarżować. Najpierw trzeba odzyskać "czucie" piłki: przyjąć, odegrać, zacząć akcję, podstawy. Dla napastnika odbudowa fizyczna jest najważniejsza. Mówię o tym, ponieważ na mojej pozycji często zmienia się kierunek biegu, szuka miejsca, trzeba zgubić obrońcę, uciec mu. A jak przytka, to można się już nie odkręcić. Na kwestiach piłkarskich mogłem się skupić dopiero po przepracowaniu tego okresu. I jak widać - jest progres. Trener Ancelotti pomógł też swoim podejściem. To znaczy?

Po bardziej męczącym treningu następny dzień jest luźniejszy. Dzięki temu mamy więcej czasu na ćwiczenia indywidualne. Wtedy mogę na przykład postrzelać z wolnych.

Ancelotti słynie z tego, że potrafi nadać zawodnikom osobowość i wydobyć z nich coś ekstra. Jak to robi?

Nie pracowałem jeszcze z trenerem, który nie podnosi głosu podczas odprawy, który nie krzyczy. Czasem szkoleniowiec chce trochę podkręcić atmosferę, zagrzać do walki, ale nie zawsze wychodzi to na dobre. Carlo jest bardzo spokojnym człowiekiem. Sposób, w jaki mówi, jego ton głosu, uspokaja. Trener takim zachowaniem zrzuca z nas odpowiedzialność, rozładowuje stres, który czujemy z zewnątrz. Merytoryczną radą, żartem, a czasem i miną, spojrzeniem. Dzięki temu wychodzisz na mecz i czujesz się luźny. Ancelotti daje też dużą swobodę na boisku, pozwala na własną inwencję. Nie każe aż tak mocno trzymać się wytycznych. Pomaga wydobyć z siebie coś więcej.

Na drugiej stronie przeczytasz między innymi o włoskim taksówkarzu słuchającym polskich piosenek, temacie nowego kontraktu Milika i kwestii podejścia piłkarza do bezpieczeństwa w mieście, po tym jak złodzieje ukradli mu zegarek. [nextpage] Można powiedzieć, że ma pan teraz najlepszy czas w karierze?

Na pewno gram w najlepszym klubie, w jakim do tej pory byłem. Głęboko wierzę, że najlepsze jeszcze przede mną. Są momenty, że jest gorzej, lepiej, dlatego chciałbym ustabilizować formę. Na początku sezonu miałem mecze, w których traciłem siły, dogrywałem je, ale w końcówkach bywało ciężko z kondycją, pojawiało się zmęczenie. Cieszę się z tego, co jest, ale chcę więcej i więcej. Doceniam, że mam taki moment. Chcę po prostu grać i strzelać. Ale musi pan czuć spore nasycenia bramkami, skoro oddaje rzut karny koledze z zespołu, Simone Verdiemu. Tak było w meczu z Sampdorią.

Chciałem wykonać tę jedenastkę! Ale cóż, taką decyzję podjął trener, musiałem ją zaakceptować. Z nikim się nie ścigam, o koronie króla strzelców nie myślę, to nie był mój cel.

Niedawno opublikował pan na swoim Instagramie zdjęcie chłopca w pana koszulce patrzącego na mural Diego Maradony. Proszę wyjaśnić, co autor miał na myśli.

Fotografia wyraża więcej niż tysiąc słów. Też byłem na jego miejscu i marzyłem, żeby zostać profesjonalnym piłkarzem. Spodobało mi się, że chłopiec miał moją koszulkę i patrzył w przyszłość. Moje marzenia się spełniły, dlatego życzę mu, żeby jego również. W Neapolu odwiedziłem pana zaraz po pierwszej kontuzji, już wtedy kibice nie dawali panu żyć, zaczepiali przy każdej okazji prosząc o autograf czy zdjęcie. Jak jest dwa lata później?

Jak strzelam gole, to fani są jeszcze bardziej nakręceni, zwłaszcza dzień po meczu. Od tamtego czasu w zasadzie nic się nie zmieniło, ciągle czuję wsparcie i zainteresowanie kibiców. Mieszkam poza centrum, ale pojawiam się w mieście. Mam swoje miejsca, ulubione restauracje. Chodzi pan z zegarkiem na ręku?

Proszę zobaczyć (Milik podwija rękaw - dop. red.). Pusto. Po sytuacji z października wolę nie ryzykować i nie prowokować. Został pan napadnięty z bronią w ręku przed swoim domem. Złodziej ukradł panu zegarek. Nigdy nie czułem się w Neapolu zagrożony, ale wiadomo, że są też tacy ludzie jak ci, którzy mnie napadli. Nie mam na to wpływu, nawet nie wiem, jak mogę skomentować ich zachowanie, brakuje słów. Traumy dużej nie było, ale przyznaję, że przez kilka dni czułem się dziwnie. W szoku była zwłaszcza rodzina i dziewczyna, którzy podczas napadu byli ze mną w samochodzie. Koledzy uczulali mnie na takie sytuacje, zawsze starałem się uważać i być czujnym, ale w tamtym przypadku byłem bezradny, musiałem zdjąć i oddać zegarek. Od tamtej pory ręka jest pusta, zresztą chłopaki z drużyny też nie kuszą losu. Jeżeli zdecydują się już założyć zegarek, to w miejsca bezpieczne, gdzie mogą sobie na to pozwolić.

Podobno niebawem ma pan podpisać z Napoli nowy kontrakt. Prawda? Negocjacje jeszcze się nie zaczęły, ale myślę, że prędzej czy później rozpoczniemy rozmowy. Na razie jednak nie ma tematu, ale perspektywę przedłużenia umowy oceniam pozytywnie. Dobrze się tu czuję i skupiam na najbliższych celach. Gonimy w lidze Juventus, oczywiście to trudne zadanie, bo drużyna Wojtka Szczęsnego nie przegrała meczu. Jednym z celów był Puchar Włoch. Niestety, zagraliśmy słabo i przegraliśmy z Milanem (0:2). Nie lekceważymy też Ligi Europy. To trochę niedoceniane rozgrywki, ale chcemy zajść w nich jak najwyżej. Czeka nas intensywna druga runda sezonu. A zaraz dojdą mecze w reprezentacji. W formie są Piątek, Milik, Lewandowski. I jak was teraz ustawić na boisku?

Takie sytuacje świadczą o tym, że mamy coraz lepszą drużynę. Ja się nad tym nie zastanawiam, niech głowi się trener, ma pozytywne zmartwienie. To oczywiste, że chcę grać w kadrze, takich pytań nawet nie ma co zadawać. A jak chce to robić, to wiadomo, że raczej z kimś w duecie.

W eliminacjach Euro 2016 duet Lewandowski - Milik był jednym z najbardziej skutecznych.

Pamiętam. Nasza współpraca wyglądała dobrze, ale trudno na dwa miesiące przed startem eliminacji mówić, kto powinien grać. Proszę nie prowokować, powiem tak: wszystko zależy od mojej dyspozycji. Na pewno czekają nas zacięte eliminacje, drużyny są wymagające. My z kolei lubimy też nie doceniać innych, dlatego najlepiej będzie, jeżeli skupimy się na sobie. Ostatnio nie udawało nam się grać na dobrym poziomie, ale jak wrócimy do formy z ostatnich lat, powinno być dobrze. Jestem pewien, że miłe wspomnienia wrócą. Pan ma taką bazę, która przypomina właśnie takie chwile.

Niedawno w galerii w Katowicach otworzyłem restaurację, chodziło to za mną od dłuższego czasu. Brakuje mi trochę takich miejsc z klimatem, w Neapolu chciałbym czasem wyjść i obejrzeć mecz, ale mało jest podobnych punktów z koszulkami na ścianach, gdzie można powspominać różne wydarzenia sportowe. W swojej restauracji powiesiłem koszulki, w których grałem, którymi wymieniałem się z innymi zawodnikami. Przywołują fajne chwile z mojej kariery, patrząc na nie, przypominam sobie mecze, konkretne zdarzenia z boiska.

To co, za 20 lat stanie pan za barem?

Aż tak to raczej nie, ale kto wie, może uda się otworzyć kolejne tego typu lokale? Zobaczymy. Słyszałem, że miejsce się podoba, jedzenie smakuje, a to fajnie, bo oprócz wystroju pomagałem też ułożyć kartę dań. A jednemu kierowcy w Neapolu pomógł pan ułożyć listę piosenek, których słucha w samochodzie.

Jak to?

Taksówkarz, z którym jechałem do waszego ośrodka treningowego, chwalił się, że kiedyś pana podwoził. I puszczał polskie przeboje disco-polo.

Chyba ze znajomymi jechaliśmy wtedy na urodziny, ktoś coś puścił w żartach, kierowca zapamiętał.

Był zachwycony.

Niech z radością poczeka - na kolejne polskie gole.

Rozmawiał w Neapolu Mateusz Skwierawski 

* Arkadiusz Milik trafił do SSC Napoli latem 2016 roku z Ajaksu Amsterdam za 32 miliony euro. Do momentu transferu Krzysztofa Piątka z Genoi do Milanu (wartego 35 mln euro) był najdroższym polskim piłkarzem w historii. Milik dwa pierwsze sezony w Neapolu stracił przez kontuzję. Dwukrotnie zerwał więzadło krzyżowe w kolanie, najpierw w prawym, rok później w lewym. W trwających rozgrywkach wraca do wysokiej formy - strzelił już 12 goli we włoskiej ekstraklasie.

Źródło artykułu: