Marcelo Bielsa: Spy-hate

Getty Images / Emilio Andreoli / Na zdjęciu: Marcelo Bielsa
Getty Images / Emilio Andreoli / Na zdjęciu: Marcelo Bielsa

Skład Leeds na sobotni hit drugiej ligi angielskiej z Norwich opublikowano kilka dni temu. Powód? Wnioskował o to trener Marcelo Bielsa. Argentyńczyk szuka pokuty za słynną aferę "Spygate". Sęk w tym, że swoją karę już zapłacił. Z wielką nawiązką.

Początek roku. Dzień przed starciem z Leeds argentyńskiego trenera, kilka osób ze sztabu Derby County dostrzegło sylwetkę mężczyzny, który obserwuje ich trening. Nie ściągano go stamtąd siłą. Zamiast tego zadzwoniono po policję, która zatrzymała intruza. Raport funkcjonariuszy brzmiał tak: ma on przy sobie lornetkę oraz jest ubrany w bluzę Leeds United.

Z początku zarząd klubu z północnej Anglii wyparł się jednak jakichkolwiek akcji szpiegowskich. I nie kłamał. Bo jak się okazało szpiedzy działali bez wiedzy samych działaczy. Pracowali oni jedynie na polecenie Marcelo Bielsy: - Wszystko rozumiem, ale jak możesz wysłać do takich akcji osobę z lornetką i klubową bluzą? Marcelo powinien najpierw obejrzeć kilka filmów szpiegowskich, aby zobaczyć jak robi się to porządnie - wykpiwał kilka dni później znany z ciętego humoru trener Tony Pulis. A całą akcję ochrzczono ostatecznie w brytyjskich tabloidach mianem "Spygate".

W krótkim czasie "Spygate" obiegł cały świat. Debatowano na jej temat w Stanach Zjednoczonych, Hongkongu, czy na Filipinach, czyli ogólnie rejonach gdzie podrzędny obywatel nigdy nie usłyszałby o czymś takim jak Derby County. Obsesja. Lecz jak pisał po tygodniu od zajścia dziennik "Independent": "Piłka nożna jest właśnie dla ludzi pełnych obsesji" A nikt nie ma jej tyle w sobie co Marcelo Bielsa. Na początku lat 90-tych żona Argentyńczyka obawiała się o zdrowie córki. Ciężko zachorowała ona na chorobę, której lekarze nie potrafili zidentyfikować. Bielsa w trudnych momentach dzwonił do małżonki. Robił to jednak tylko po to, aby doradziła taktykę jaką ma wybrać na najbliższy mecz.

ZOBACZ WIDEO Fenomenalna forma Klicha w klubie. "Chciałbym, żeby przełożył to na reprezentację"

Mało? Jako trener ukochanego Newell’s Old Boys szkoleniowiec podzielił mapę Argentyny na 70 sektorów i w każdym z nich zaplanował otwarte testy. A że Marcelo boi się latać to kilka tysięcy kilometrów przemierzył swoim zdezelowanym Fiatem 147. Czysty szaleniec. Nic więc dziwnego, iż w toku śledztwa "Spygate" okazało się, że - z drobnymi wyjątkami - Bielsa szpieguje swoich przeciwników już od mundialu 2002, kiedy to jego Argentyna odpadła już w fazie grupowej. Marcelo nie przepuścił żadnemu ze swoich przeciwników w Championship. Każdy był skrzętnie podglądany. To cud, że informacje wyciekły dopiero w połowie sezonu, bo jak oblicza sam Bielsa jego raporty pochłonęły jemu oraz sztabowi - i tu uwaga - 20 osób ponad 300 godzin pracy.

Paranoja

Anglicy powinni cieszyć się, że taki geniusz oraz pracoholik zdecydował się na trenowanie zespołu z "tylko" 2. ligi angielskiej. W ramach zadośćuczynienia, zawsze można wlepić Argentyńczykowi karę, o co wnioskował nawet sam Bielsa, mówiąc: - Wiem, że nie złamałem prawa, ale nie wszystko co jest zapisane w kodeksach pozostaje etyczne.

Brytyjczycy wybrali inne podejście. W prasie zaczęła się wręcz irracjonalna nagonka. Krótko po wydarzeniu każda konferencja prasowa jakiegokolwiek trenera nie mogła obyć się bez pytania na temat "Spygate". Pep Guardiola mówił o swoim niezmiennym szacunku w stronę Argentyńczyka, Jurgen Klopp przypominał, że w Niemczech podobne afery są na porządku dziennym, a Maurizio Sarri, iż nie szpieguje bo ma do tego za słabych ludzi. Powstawały oddzielne teksty na całą rozkładówkę jak ten, w którym Brendan Rodgers chwalił się iż jako trener Celticu musi znosić towarzystwo dronów puszczanych przez swoich przeciwników.

Z początku dyskusja na ten temat jeszcze bawiła, lecz potem zamieniła się w festiwal absurdu. Były reprezentant Anglii a obecnie ekspert telewizyjny i radiowy Jermaine Jenas wyznał bez skrupułów, że władze ligi powinny odebrać Leeds punkty w ligowej tabeli. Najgorzej było po samym spotkaniu z Derby County. Podopieczni Bielsy wygrali 2:0, a krótko po ostatnim gwizdku szkoleniowiec rywali czyli Frank Lampard wytknął Argentyńczykowi "niemoralne, nieetyczne zachowanie" i domagał się przy tym publicznych przeprosin od Marcelo. W tym miejscu pełna zgoda. Tylko, że od starcia z Leeds minęły ponad trzy tygodnie, a w Derby County wciąż życie toczy się jakby tylko wokół afery "Spygate".

W tym tygodniu przedstawiciele klubu zaprosili grupę dziennikarzy na sesję zdjęciową, podczas której uroczyście odsłonięto płachtę zasłaniającą boisko treningowe od ewentualnych gapiów. Ceremonię uświetnił sam Lampard i porównał konstrukcję do muru, który pragnie ustawić między Meksykiem, a USA prezydent Donald Trump. W skrócie: czysta paranoja. Ciekawą zależność zauważył więc na Twitterze legendarny zawodnik Manchesteru United, a obecnie świetny ekspert telewizyjny Gary Neville.

Angielscy dziennikarze w końcu nie pozostawiają na metodach Bielsy suchej nitki. "The Times" nawoływał nawet w swojej publikacji do zwolnienia Argentyńczyka, lecz - jak przypomina Neville - nikomu z tych samych reporterów nie przeszkadzało jak podczas mundialu w 2014 roku chowali się oni w łazienkach ośrodku treningowego, aby podsłuchać jakim składem wyjdą Anglicy na następne spotkanie turnieju. Wręcz przeciwnie kiedy otrzymali oni zakaz przebywania obok drużyny przez dwa dni, to wszyscy niemiłosiernie zrugali sztab trenerski Roya Hodgsona, w którym Neville był asystentem.

Przeczytaj także: Julien Faubert: najdziwniejszy transfer w historii Realu Madryt

Power Point

Przy takim obrocie spraw, już nie wiadomo kto w całej sytuacji jest katem, a kto ofiarą. Daniel Farke  (szkoleniowiec Norwich City, które jest głównym rywalem Leeds do awansu na boiska Premier League) jako jeden z nielicznych wziął w obronę Marcelo. Mówił: - Każdy jest odpowiedzialny za to jak przygotowujesz swoją drużynę do meczu. Mamy różny styl. Wszystko pozostaje kwestią wartości, stylu oraz klasy.

I Bielsa ostatecznie ją pokazał. Mniej niż tydzień po meczu z Derby na dniach sporządził niezapowiedzianą konferencję prasową, podczas której pokazał światu dzieło 300 godzin swojego szpiegostwa. Było tam dosłownie wszystko: kto ile razy obiega obrońcę rywali z prawej strony, jaki jest procent straconych piłek w drugiej tercji połowy przeciwnika rozrysowane do każdego detalu. Całość zebrana w prezentacji z Power Pointa, której przyswojenie reporterom zajęło więcej niż godzinę. Argentyńczyk przeprosił przy tym wszystkich urażonych jego metodami. Opowiadał, iż w Hiszpanii czy Francji takie sytuacje były na porządku dziennym. A to nie wina Anglików, tylko jego, że nie uszanował słynnej brytyjskiej prywatności. Swojego błędu obiecał przy tym już nie powielać (Więcej o słynnej już konferencji przeczytasz TUTAJ).

Całe przedstawienie domyka wniosek Bielsy. Szkoleniowiec pokazuje materiały, jak przeciwnicy uderzają rzuty wolne, po czym odpala: - Czy jest to pożyteczne? Raczej nie, bo połowę goli tracimy ze stałych fragmentów gry. Jak dodaje wspomniany Daniel Farke metody Bielsy rzeczywiście nie zdradzą niczego nowego o rywalu. One tylko podtrzymują twoją pewność, iż rywal nie jest w stanie niczym ciebie zaskoczyć. Farke powiada: - Trenerzy zostawiają wszystko na mecze, do których masz dostęp. W treningu nie znajdziesz więc dziś nic odkrywczego. Możesz tylko zobaczyć czy przeciwnikom się chce, czy nie.

O co więc chodzi w całej aferze "Spygate"? Odpowiedź jest prosta: rywale Leeds po prostu im zazdroszczą.

Cena wartości, stylu i klasy

Championship to bardzo wyrównana, ale specyficzna liga, gdzie wejście o krok wyżej to bilet do kompletnie innej piłkarskiej stratosfery. Nie przypadkiem baraż o awans do angielskiej ekstraklasy nazywany jest mianem "meczu za 170 milionów funtów". A Leeds to prawdopodobnie największy klub na zapleczu Premier League, z największą bazą kibiców, teraz jeszcze najlepszym trenerem, piłkarzami - i co najgorsze - wynikami. W skrócie: największa konkurencja. Obecnie nikt nie powiela jednak informacji, iż podopieczni Bielsy mają 6 punktów przewagi nad strefą baraży bo od początku sezonu pokazują najwięcej jakości. Zamiast tego tłumaczą zaistniałą sytuację efektami szpiegowania Bielsy.

Właścicielom innych klubów w to graj. Każdy może powiedzieć, zobaczcie jaką ułożyłem świetną drużynę. Dlaczego mamy miejsce w środku tabeli? A to wszystko przez tego cholernego Argentyńczyka. Porażka z nimi podcięła nam skrzydła na kilka miesięcy.

Najgorsze jednak, że tak rzeczywiście robią, bo działacze sami uwierzyli we własną propagandę. Steve Lansdown, który jest opiekunem Bristol City również stwierdził, że Leeds należy się utrata punktów gdyż "jest to jedyna kara godna zrozumienia". Uznało tak dokładnie 11 zarządów drużyn Championship. Właśnie tyle podpisów złożono pod listem do władz English Football League z prośbą o bardziej surowe ukaranie Bielsy niż kilkanaście tysięcy funtów oraz przymusowe wyjaśnienia.

Co ciekawe w poprzednim sezonie podobny list trafił do tego samego gremium odnośnie sytuacji Wolverhampton. Powód? Działaczom niektórych zespołów nie podobało się, iż klub współpracuje z super-agentem Jorgem Mendesem. Nie jest żadną tajemnicą, iż to właśnie dzięki jego wpływom zespół był w stanie zatrudnić przed rozpoczęciem poprzedniego sezonu drugiej ligi angielskiej aż 3 reprezentantów Portugalii. Jakiż to dziwny przypadek, że tak jak wtedy Wolverhampton, tak i teraz klub Bielsy znajduje się na samym szczycie ligowej tabeli.

Najbardziej na metody Wilków psioczył rok temu Andrea Radrizzani, czyli właściciel… Leeds United. Gdy cała sytuacja ucichła oraz trafiła pod dywan, włoskiego miliardera spytano czy będzie szukał szczęścia w trybunale arbitrażowym. Ten zaprzeczył. Zamiast tego oświadczył, że sam rozmówi się z Jorge Mendesem na temat ewentualnej współpracy. Szkoleniowiec Preston North End już zapowiada, że i w tym przypadku będzie podobnie. Wszyscy zaczną śledzić metody Bielsy.

W końcu tak jak mówił Daniel Farke: - Wszystko pozostaje kwestią stylu oraz klasy. A gdy na horyzoncie pojawia się 170 milionów funtów to wszystkie te wartości znikają bezpowrotnie.

Źródło artykułu: