Piszczek zakończył karierę reprezentacyjną po mistrzostwach świata w Rosji. Dla siebie - bardzo nieudanych. Na mundialu zagrał w dwóch przegranych meczach, a spotkanie z Senegalem totalnie zawalił. Od decyzji obrońcy minęło kilka miesięcy, kadra nie wygrała jesienią żadnego spotkania i Brzęczek szuka rozwiązań. Tylko to nie jest żadne rozwiązanie.
"Przegląd Sportowy" poinformował w czwartek, że selekcjoner poleciał do Hiszpanii, gdzie do drugiej części sezonu Bundesligi przygotowują się Fortuna Dusseldorf (Marcin Kamiński) i Borussia Dortmund. W dzienniku czytamy, że "selekcjoner zaplanował rozmowy z Piszczkiem i Kamińskim".
Z piłkarzem BVB kilka razy rozmawiali też wcześniej Artur Wichniarek i dziennikarz Polsatu Mateusz Borek. Wichniarek przyjaźni się z Piszczkiem i razem z Borkiem starają się nakłonić obrońcę, by wrócił do reprezentacji i rozegrał ostatnie eliminacje w karierze. Podobno jest na to szansa.
Zastanawiam się, po co to wszystko. Czas Piszczka minął. Ostatni mundial pokazał, że zbyt duże obciążenie i liczba meczów w sezonie wpływają niekorzystnie na jego formę fizyczną. Zresztą przerwa od wyjazdów na zgrupowanie dobrze mu zrobiła: rundę jesienną w niemieckiej ekstraklasie miał bardzo dobrą. Kilkanaście meczów, też w Lidze Mistrzów i Pucharze Niemiec, gol, asysty. "Kicker" wybrał go szóstym najlepszym obrońcą Bundesligi, a Piszczek jest przynajmniej o siedem lat starszy od swoich konkurentów.
ZOBACZ WIDEO Bezlitosny Arsenal w IV rundzie Pucharu Anglii. Świetny mecz Willocka [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Już sama chęć powołania Piszczka do kadry to wielka krótkowzroczność. Załóżmy, że zawodnik gra w eliminacjach, czyli automatycznie zajmuje miejsce na prawej stronie boiska. Bartosz Bereszyński siada na ławkę albo jest ustawiany po drugiej stronie, na lewym boku defensywy, a nie jest to pozycja, na której występuje od lat. Przy powrocie do składu Macieja Rybusa, a wszystko na to wskazuje, bo Rybus jest zdrowy i wrócił na boisko w Lokomotiwie Moskwa, zawodnika Sampdorii czeka raczej perspektywa rezerwowego.
Zakładając, że tak by się stało, po eliminacjach mistrzostw Europy 2020 będziemy mieli kończącego karierę Piszczka (znowu) i Bereszyńskiego, który przez te dwa lata mógł zdobyć doświadczenie, rozegrać pełne eliminacje, ugruntować swoją pozycję na prawej stronie defensywy, ale tego nie zrobił i wraca do punktu wyjścia: statusu sprzed MŚ 2018.
Nic mnie z Bereszyńskim nie łączy, nie piszę tego dla profitów, nie jestem też wielkim fanem jego gry. Choć to bardzo solidny piłkarz. Perspektywa ogrania zawodnika młodszego, ciągle rozwijającego się, jest dla mnie lepszym rozwiązaniem, na pewno bardziej logicznym. Zwłaszcza, że Bereszyński robił dobre wrażenie w jesiennych meczach. I widać, że rola podstawowego gracza reprezentacji go nie przerasta. Dojrzał do niej, nie spala się.
Dlatego Piszczkowi głowy bym już nie zawracał. Zawodnik ma już 33 lata, jest podatny na kontuzje (dziewięć urazów w ostatnich trzech sezonach, które wykluczały go z gry na co najmniej jeden mecz w BVB), a grę w piłę i tak chce skończyć w 2020 roku, co zapowiadał.
Poza tym łatwiejszej grupy eliminacyjnej dawno nie mieliśmy! Dlatego tym bardziej zastanawia mnie, czego boi się trener Brzęczek. Uświadomił sobie, że jest źle? Przestraszył się Łotwy, Austrii czy Izraela? Testował już przecież selekcjoner wiele ustawień, kilku nowych zawodników, a finalnie wrócił do tego, co było za kadencji Nawałki. Jeszcze trochę i okaże się, że potrzebny nam Artur Boruc.
To ma być reprezentacja Brzęczka, nowa drużyna. Dlatego pomysł reaktywacji Piszczka nie ma dla mnie kompletnie sensu. Łukaszu, dziękujemy za wszystkie wspaniałe mecze. Kończ karierę w wysokiej formie. W spokoju.
Oglądaj rozgrywki włoskiej Serie A na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)
jak ktoś jest w formie i prezentuje odpowiedni poziom to na Czytaj całość