- Możemy wygrać Ligę Europy tak jak w 2000 roku Puchar UEFA. Jeśli tam zagramy, będziemy chcieli to zrobić. Ale na razie zostańmy jeszcze przy Lidze Mistrzów - mówił Fatih Terim na przedmeczowej konferencji prasowej. Podopieczni słynnego Turka nie mieli już szans na awans do 1/8 finału LM. Ale wiedzieli, że komplet punktów z pewnym zwycięstwa w Grupie D Porto zagwarantuje im udział w rundzie pucharowej Ligi Europy.
Wtorkowe spotkanie piłkarze Galatasaray rozpoczęli więc z dużym animuszem. Aktywny był Sofiane Feghouli, z dystansu próbował Garry Rodrigues, w końcu doskonałą okazję miał Eren Derdiyok. Ale żaden z nich nie zdołał otworzyć wyniku. Zrobili to przyjezdni. W 17. minucie Alex Nicolao Telles dośrodkował z rzutu wolnego wprost na głowę Felipe, a ten strzałem od słupka dał prowadzenie dla FC Porto.
"Nie tak miało być" - pomyślał zapewne fan drużyny ze Stambułu podłamany ową sytuacją. I prawdopodobnie to samo pojawiło się w głowach ich ulubieńców. Galatasaray przez kolejne minuty nie przypominało ekipy, która rozpoczęła mecz. Nerwowi, niedokładni, niechlujni, czasem nieobecni. Te cechy w połączeniu z dobrze ustawiającą obroną Portugalczyków sprawiały, że podopieczni Terima byli zupełnie niegroźni. I pewnie pierwsza połowa zostałaby zapamiętana tylko z jej początku, gdyby nie emocjonująca końcówka.
W 41. minucie błąd popełnił Mariano, który faulem w polu karnym pozwolił Porto uciec na dwa gole różnicy. "Jedenastkę" spokojnym uderzeniem w środek wykorzystał bowiem Moussa Marega. Po kilku chwilach podobna sytuacja rozegrała się jednak po przeciwnej stronie i dzięki pewnemu strzałowi Feghouliego na przerwę Galatasaray zeszło z pozostawiającym dużo nadziei rezultatem 1:2.
W szatni gospodarzy padło zapewne sporo motywujących słów, bo druga część zaczęła się podobnie do pierwszej. Galatasaray znów wyglądało na zespół pełny wiary i pewności swoich umiejętności. Wyróżniał się Garry Rodrigues. Kabowerdeński zawodnik podawał, dośrodkowywał, strzelał. Piłka jednak nie chciała wpaść do siatki Ikera Casillasa. Hiszpan był bardzo pewny, było też przy nim szczęście. Podobnie zresztą jak przy całej ekipie "Smoków". Jedna z ich pierwszych akcji w tej odsłonie mówi wszystko: w 57. minucie Hernani zagrał do Sergio Oliveiry, a ten trafił na 1:3.
ZOBACZ WIDEO "Podsumowanie tygodnia". Fatalny mecz na szczycie Lotto Ekstraklasy. "Kit zamiast hitu"
Ale teraz gracze Galatasaray nie spuścili głów. Grali nadal swoje i to przyniosło dobre rezultaty. Derdiyok strzelił bowiem gola kontaktowego, a za moment gospodarze wywalczyli rzut karny. Nadzieje na wygraną odżyły, kibice wstali z miejsc. Jednak tym razem Feghouli zawiódł - uderzył tylko w poprzeczkę. Ciśnienie spadło...
Marzenia o choćby punkcie nie udało się zrealizować. Ale cel (3. miejsce w grupie D - przyp. red.) i tak został osiągnięty, bo Lokomotiw Moskwa nie wygrał z Schalke 04 (0:1).
Galatasaray Stambuł - FC Porto 2:3 (1:2)
0:1 - Felipe 17'
0:2 - Moussa Marega (k.) 42'
1:2 - Sofiane Feghouli (k.) 45+1'
1:3 - Sergio Oliveira 57'
2:3 - Eren Derdiyok 65'
W 67. minucie Sofiane Feghouli nie wykorzystał rzutu karnego (trafił w poprzeczkę).
Składy:
Galatasaray Stambuł: Fernando Muslera - Mariano, Maicon, Ozan Kabak, Yuta Nagatomo - Sofiane Feghouli (90' Mugdat Celik), Fernando, Ryan Donk (46' Henry Onyekeru), Papa Alioune Ndiaye, Garry Rodrigues - Eren Derdiyok.
FC Porto: Iker Casillas - Maxi Pereira, Felipe, Alex Nicolao Leite, Telles - Herrera, Danilo, Sergio Oliveira (82' Chidozie Awaziem) - Adrian (72' Andre Pereira), Moussa Marega, Hernani (73' Jorge).
Żółte kartki: Fernando (Galatasaray) - Moussa Marega (Porto).
Sędzia: Aleksiej Kulbakow (Białoruś).