Arjen Robben i jego szorstka przyjaźń z Robertem Lewandowskim

Getty Images / Alexander Hassenstein/Bongarts / Na zdjęciu: Robert Lewandowski i Arjen Robben
Getty Images / Alexander Hassenstein/Bongarts / Na zdjęciu: Robert Lewandowski i Arjen Robben

- On też powinien mi podać - bronił się wiele razy Arjen Robben przed zarzutami o samolubną grę. Robert Lewandowski rozkładał ręce, ale był bezradny. Z Holendrem ciężko się dogadać, ale to wielki piłkarz. Po sezonie odejdzie z Bayernu Monachium.

Ostatnią niezbyt przyjemną wymianę zdań zarejestrowano w meczu Ligi Mistrzów z AEK Ateny. Tym razem - o dziwo - to Robert Lewandowski nie podał dobrze ustawionemu Robbenowi. Holender ruszył do Polaka, a po meczu jeszcze sobie coś wyjaśniali. A potem skrzydłowy prosił, żeby nie robić z tego sensacji.

Tylko jeden mógł być wielki

Pierwszą dużą aferę wywołał niemiecki "Bild", który w listopadzie 2015 roku opisał chłodne relacje Lewandowskiego z Robbenem. Dziennikarz Christian Falk szeroko wytłumaczył całą sytuację, o której spekulowało się od wielu miesięcy. "Ich konflikt nie jest żadną tajemnicą. W drużynie wszyscy widzą, że ci dwaj schodzą sobie z drogi. Mają wzajemnie pretensje o samolubną grę i brak podań" - pisał Falk.

Na potwierdzenie swoich słów wykorzystał spotkanie Bayernu z Stuttgartem (4:0), w którym obaj strzelili po jednym golu. Mogli ich mieć zdecydowanie więcej, gdyby nie kuriozalne zachowanie Holendra, który nie chciał podawać piłki do Lewandowskiego. Polak reagował nerwowym rozkładaniem rąk i głośno wyrażał swoje pretensje. - Nie chcę się wypowiadać na ten temat. Sami dobrze widzieliście - mówił wściekły.

ZOBACZ WIDEO Bundesliga: Bayern nie zachwycił, ale wygrał. Zmarnowane szanse Lewandowskiego [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Robben szybko odpowiedział: - To działa również w drugą stronę. W pierwszej połowie Robert też mógł kilka razy mi podać, ale tego nie zrobił. Musimy być krytyczni najpierw wobec siebie - odbijał piłeczkę.

Wielki Bayern prowadził wówczas Pep Guardiola, który był jednak pod ścianą. Cokolwiek by nie zrobił, sytuacja w szatni Bawarczyków byłaby jeszcze gorsza. Katalończyk nie wstawił się za żadną ze stron, wcielając się tylko w rolę obserwatora. - Taka już jest mentalność Arjena. Jestem dobrym trenerem, ale nie na tyle dobrym, żeby go zmienić - bezradnie rozkładał ręce.

Wrogowie we własnej drużynie

Bayern to wielka firma. Samo mistrzostwo Niemiec dla niego to zdecydowanie za mało. Oczkiem w głowie była Liga Mistrzów, którą Bawarczycy po raz ostatni zdobyli w 2013 roku, jeszcze bez Roberta Lewandowskiego w składzie. Bramkę na wagę tytułu zdobył nie kto inny, jak Robben. Holender cały czas chciał być na szczycie, a tu pojawił się Polak. Strzelał gola za golem, bił kolejne rekordy.

Drogi Lewandowskiego i Robbena rozeszły się również w 2017 roku, gdy Polak skrytykował politykę klubu i brak wielkich transferów. Jego słowa odbiły się w Niemczech szerokim echem, a po meczu Ligi Mistrzów z Anderlechtem Bruksela, odniósł się do nich także Arjen Robben. Wykorzystał sytuację, aby wbić rywalowi szpilkę. Poczuł się urażony słowami kolegi.

- Skoncentrujmy się na futbolu, mamy sporo do udowodnienia. Trzeba mniej gadać, a więcej pokazywać na boisku i dotyczy to nie tylko "Lewego" - mówił skrzydłowy.
Co ciekawe, Lewandowskiego skrytykował też Lothar Matthaeus, który słynie z kontrowersyjnych opinii. - Widzę potencjalne źródło niepokojów w ataku Bayernu. Lewandowski cały czas napędza dyskusję o egoistycznej postawie Robbena, a to powoduje kolejne tarcia. To na pewno rani Arjena i niszczy jego pewność siebie - mówił były reprezentant Niemiec.

Na usprawiedliwienie Roberta trzeba przyznać, iż Robben miał konflikt nie tylko z nim. We znaki dał mu się także Franck Ribery, a kuriozalne wydarzenie miało miejsce w 2012 roku podczas półfinału Ligi Mistrzów. W przerwie meczu doszło między nimi do rękoczynów po tym, jak kłócili się o wykonanie rzutu wolnego. Ślady na twarzy Robbena wyraźnie wskazywały, kto wyszedł zwycięsko z tego starcia. Ribery zapłacił zresztą za karę 50 tys. euro.

Koniec wielkiego piłkarza w Bayernie

Wyłączając samolubny charakter Robbena i jego trudny styl bycia, trzeba oddać cesarzowi co cesarskie. Piłkarzem jest genialnym, choć już teraz, po wielu latach gry na najwyższym poziomie, wielu kontuzjach, jego wartość oczywiście spada. Jego CV mówi jednak samo za siebie: PSV, Real Madryt, Chelsea czy w końcu Bayern Monachium.

- To mój ostatni sezon w Bayernie. Odejdę stąd po 10 wspaniałych latach - zapowiedział kilka dni temu.

W Bawarii jego kariera rozbłysła na dobre. Jest siedmiokrotnym mistrzem Niemiec, cztery razy wygrywał puchar kraju, a pięć razy superpuchar. W 2013 roku triumfował również w Champions League. Dla Bayernu rozegrał 305 meczów, w których strzelił 143 gole oraz zaliczył 101 asyst.

Źródło artykułu: