Nie zatrzymali Leo Messiego. Później życie też nie było dla nich łaskawe

Newspix / PIXATHLON/NEWSPIX.PL / Na zdjęciu: drużyna Viktorii Pilzno z sezonu 2011/2012
Newspix / PIXATHLON/NEWSPIX.PL / Na zdjęciu: drużyna Viktorii Pilzno z sezonu 2011/2012

W 2011 roku obrońcy Viktorii Pilzno próbowali zatrzymać Messiego i spółkę. Nie udało się. Dziś żyje tylko dwójka z nich.

Równo siedem lat temu Viktoria Pilzno rywalizowała z FC Barcelona w grupie H Ligi Mistrzów. Czeski zespół nie miał łatwego zadania, było to zresztą widać na boisku. Pierwszy mecz, rozegrany na Camp Nou, zakończył się porażką Viktorii 0:2. Mogło się wydawać, że u siebie mistrzowie Czech zagrają lepiej. Nic bardziej mylnego. W Pradze Blaugrana rozjechała rywali 4:0. Na domiar złego, pierwszy gol padł z rzutu karnego po faulu Mariana Cisovskiego, który został ukarany czerwoną kartką za faul na Leo Messim. Argentyńczyk skompletował tego dnia hat-trick.

Później słowacki defensor musiał mierzyć się z dużo większymi problemami. Ale on wyszedł z nich cało. Inaczej niż dwójka z jego kolegów.

Diagnoza

Trzy lata po feralnym dwumeczu Cisovsky usłyszał diagnozę - stwardnienie zanikowe boczne. Z chorobą wiąże się postępujący paraliż mięśniowy. Z czasem człowiek staje się więźniem własnego ciała. Myślą, słyszą, widzą, ale nie mogą rozmawiać, poruszać się, a nawet samodzielnie oddychać. Piłkarz musiał przedwcześnie powiesić buty na kołek i zacząć walkę o życie.

Koledzy o nim nie zapomnieli. Rok po diagnozie Viktoria Pilzno sięgnęła po trzecie w swojej historii mistrzostwo. - Jestem twardym człowiekiem, ale żal mi Mariana. Czekałem długo na ten tytuł, ale nie zastanawiałbym się, gdybym mógł go poświęcić za jego zdrowie - przyznał trener drużyny Miroslav Koubek.

Cisovsky pojawił się wówczas na dekoracji świeżo upieczonych mistrzów Czech. Z pomocą został wniesiony do kolegów czekających na specjalnej platformie i razem z nimi mógł świętować tytuł. 35-letni wówczas Cisovsky nie krył wzruszenia, kiedy cały stadion skandował jego nazwisko. - Tytuł dla Ciso - taki transparent towarzyszył piłkarzom, którzy tego dnia ubrali koszulki z jego numerem "28".

Jeden miesiąc, dwa samobójstwa

Dużo gorzej potoczyły się losy pozostałej dwójki obrońców, którzy mieli okazję zagrać z Barceloną. Obaj nie żyją od ponad roku.

Frantisek Rajtoral w kwietniu 2017 roku był już zawodnikiem Gaziantepsporu. Przenosiny do Turcji miały pomóc piłkarzowi w uregulowaniu kwestii finansowych. Rajtoral od pewnego czasu był uzależniony od hazardu, przez które popadł w ogromne długi. Zaległości wobec skarbówki, ubezpieczenie społeczne, kredyty i pięć aut w leasingu - to wszystko miała podźwignąć pensja w nowym klubie.

Z czasem Gaziantepspor okazał się niewypłacalny. Problemy Rajtorala narastały, aż pod koniec kwietnia zabrakło go na treningu. Zaskoczeni byli koledzy, jak i sąsiedzi dodatkowo zaniepokojeni ciągle włączonym światłem w domu piłkarza. W końcu policjanci znaleźli go wiszącego na pasku od spodni. Obok zamiast listu pożegnalnego była lista - długów.

- Miał dobrego ducha. Nic nie wskazywało na to, by miał wcześniej jakiś problem. Nie rozumiem, dlaczego to zrobił - dziwił się prezes klubu, Ibrahim Kizli. Frantisek Rajtoral miał 31 lat.

Miesiąc później w ten sam sposób zmarł David Bystron. Zawodnik, który w 2011 wpadł na kontroli dopingowej po meczu LM z BATE Borysów powiesił się w domu w szwajcarskim Ilanz. Tam też próbował kontynuować swoją karierę w V lidze. Wcześniej Bystron na krótko wrócił do zawodowej piłki po dwuletnim zawieszeniu, ale we znaki dawały mu się przewlekłe kontuzje.

Piłkarz popełnił samobójstwo z powodów osobistych w wieku 34 lat.

Miał być nowym Nedvedem

Rywalizację z Blaugraną za to wciąż pamięta David Limbersky. We wczesnych latach zawodnika porównywali do Pavla Nedveda, ale później nie udało mu się nawiązać do największych sukcesów zdobywcy Złotej Piłki.

Złą sławę przyniosły mu wydarzenia z 2015 roku. Wtedy został złapany na prowadzeniu auta na podwójnym gazie. Po wypadku samochodowym, w którym brał udział, wykryto w jego krwi alkohol. Limbersky się wściekł. Próbował uciekać, a nawet i grozić policjantom. Na nic się to zdało. 
 
Viktoria Pilzno odebrała mu opaskę kapitana. Niedługo po tym, Limbersky zdobył dwie bramki w ligowym meczu z FK Pribram. Gole celebrował udając, że... prowadzi samochód. Nie spodobało się to zarządowi. Zawodnik jednak przeprosił i gra w Pilźnie do dziś. Mając 35 lat na karku Limbersky wciąż jest podstawowym lewym obrońcą i w tym sezonie czeskiej ekstraklasy nie opuścił ani minuty. W reprezentacji za to rozegrał 40 spotkań, ale ostatni raz wystąpił dwa lata temu. On, podobnie jak i Rajtoral pokonali Polskę 1:0 na EURO 2012.

ZOBACZ WIDEO Primera Division: Samobój, brutalny faul i czerwona kartka. Getafe wygrywa z Rayo [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Komentarze (0)