Były reprezentant Polski pracuje w składzie budowlanym. "Mój rekord to dwa worki cementu pod pachami"

Newspix / Agencja Przegląd Sportowy/Jacek Kozioł / Na zdjęciu z prawej: Rafał Siadaczka
Newspix / Agencja Przegląd Sportowy/Jacek Kozioł / Na zdjęciu z prawej: Rafał Siadaczka

Wielu kibiców pewnie pamięta Rafała Siadaczkę. W latach 90. był czołowym zawodnikiem polskiego futbolu. Dziś z piłką nie ma nic wspólnego i można go spotkać w składzie z materiałami budowlanymi.

W tym artykule dowiesz się o:

17 meczów w reprezentacji Polski. Trzy mistrzostwa kraju, Superpuchar Polski i Puchar Ligi. 182 mecze i 29 gole na boiskach polskiej Ekstraklasy (wówczas I ligi), a także występy w Austrii Wiedeń. To w dużym skrócie dorobek Rafała Siadaczki. Czym dzisiaj zajmuje się człowiek z tak bogatym piłkarskim CV? Z piłką i zieloną murawą nie ma nic wspólnego.

"Super Express" spotkał się z byłym graczem m.in. Widzewa Łódź i Legii Warszawa. 46-latek prowadzi z Tadeuszem Łukiewiczem (były bramkarz m.in. Zawiszy Bydgoszcz i Radomiaka) skład materiałów budowlanych w Białobrzegach.

- Tylko my wiemy, ile pieniędzy straciliśmy, ucząc się nowego fachu. Kiedyś przyjąłem zamówienie na kątownik nierównoramienny. Wziąłem zaliczkę i zacząłem wydzwaniać po producentach. Obaj nie mieliśmy pojęcia, że coś takiego nie istnieje - opowiada Siadaczka i dodaje. - Nie mam już siły dźwigać. Mój rekord to dwa worki cementu pod pachami, każdy po 25 kg, zaniesione do samochodu klienta. Zazwyczaj wypisuję faktury.

Co ciekawe, na terenie ich składu swoją firmę prowadzi trzeci piłkarz. Mirosław Siara w dorobku ma trzy Puchary Polski z Amiką Wronki, a dziś sprzedaje materiały wykończeniowe. Praca ich tak pochłania, że nie mają czasu chodzić na mecze, ale też przyznają, że zrazili się do tego środowiska.

- Jak mecze, to tylko w telewizji. Dosyć mieliśmy tego bagna, w którym rządzą ludzie, którzy w życiu nie kopnęli piłki - mówią byli piłkarze.

Poważna kariera Siadaczki skończyła się dość wcześnie, bo w 2002 roku. Lekarze zdiagnozowali u niego cukrzycę, gdy był zawodnikiem Legii. Miał wówczas 28 lat i aby kontynuować karierę, musiał mieć indywidualny plan treningowy.

- Dragomir Okuka (ówczesny trener Legii - przyp. red.) zapowiedział: "Albo jesteś chory i siedzisz w domu, albo ćwiczysz ze wszystkimi." No to ćwiczyłem. A kiedy osłabiony organizm się zbuntował, zostałem zesłany do rezerw - opowiada były reprezentant Polski.

ZOBACZ WIDEO Polska - Portugalia. Kamil Glik: Po takich meczach nie zasypia się łatwo

Źródło artykułu: