W Barcelonie dzieje się coś złego. I to nie po stronie Espanyolu, który godzi się na bycie ligowym średniakiem i rzadko próbuje protestować. Ludzie w okolicach Camp Nou z tygodnia na tydzień są jacyś smutniejsi i to nie z powodu pogody. Mistrzowie Hiszpanii, etatowi faworyci do wygrania Ligi Mistrzów zgubili gdzieś formę.
Remis z lokalnym rywalem z Girony (2:2) i czerwona kartka. Cóż, potknięcia zdarzają się nawet najlepszym. Ale ten argument nie miał prawa się obronić po środowej porażce z ostatnim w tabeli Leganes (1:2). Blaugrana w minutę roztrwoniła skromną przewagę i dała sobie wbić dwa gole. Nastrojów przed sobotnią potyczką z Athletic Bilbao nie poprawiał uraz Samuela Umtitiego. Francuz doznał kontuzji kolana, ale klub wypowiada się na ten temat lakonicznie. - Ma dyskomfort w kolanie - mówił tajemniczo Ernesto Valverde, zamiast na dobre rozprawić się o spekulacjach na temat zerwanych więzadeł podawanych przez "AS".
- Kiedy przegrywasz, zdarzają się małe trzęsienia ziemi - przyznał trener Barcelony jeszcze przed pierwszym gwizdkiem. O ile po Leganes wstrząsy sięgały około pięciu stopni Richtera, to w sobotę w Barcelonie musi zadrżeć już mocniej. Valverde posadził na ławce Leo Messiego, a bez niego Barcelona nie odmieniła swojej gry.
Los Argentyńczyka podzielił również m.in. Sergio Busquets. Obaj to kluczowi piłkarze Dumy Katalonii od lat, ale trener nie postawił na nich w momencie kryzysu. - Nie dostrzegam tego - odpowiedział na przedmeczowej konferencji zapytany o plotki na temat konfliktu w szatni.
W sobotę drużyna z Barcelony nie obroniła się na boisku. Podobnie, jak w starciu z Leganes, zdominowała rywali w pierwszej połowie pod względem posiadania piłki. Ale i tym razem Katalończykom brakowało przyspieszenia, co wykorzystali w końcówce Baskowie. Dobrym przeglądem pola popisał się na lewej stronie Markel Susaeta. Hiszpan dograł w pole karne, gdzie gospodarze zostawili duże luki. Oscar de Marcos wyprzedził Sergiego Robertoi strzelił gola na wagę zwycięstwa.
Drużyna Valverde przemówiła dopiero po przerwie, kiedy na boisko wszedł podrażniony Leo Messi. Argentyńczyk znowu wziął całą odpowiedzialność na swoje barki i sprawiał problem Simonowi, który zaczął się nudzić, bo poza kilkoma akcjami Philippe Coutinho nie miał zbyt wielu okazji do interwencji.
I to właśnie Messi uratował rzutem na taśmę zespół. Nie odpuścił, kiedy Suarez zbyt mocno wypuścił mu piłkę. Dobiegł i oddał strzał z ostrego kąta. Simon obronił, ale wybił wprost pod nogi Argentyńczyka. Tym razem napastnik dograł do Munira El Haddadiego, który dopiero od kilku minut przebywał na boisku.
FC Barcelona - Athletic Bilbao 1:1 (0:1)
0:1 - Oscar de Marcos 41'
1:1 - Munir El Haddadi 84'
Składy:
Barcelona: Marc-Andre ter Stegen - Nelson Semedo, Clement Lenket, Gerard Pique, Jordi Alba - Arturo Vidal (55' Leo Messi), Sergi Roberto (51' Sergio Busquets), Ivan Rakitić - Ousmane Dembele (80' Munir El Haddadi), Luis Suarez, Philippe Coutinho.
Athletic: Unai Simon - Oscar de Marcos, Yeray Alvarez, Inigo Martinez (23' Peru Nolaskoain), Mikel Balenziaga - Dani Garcia, Raul Garcia, Benat Etxebarria (67' Mikel San Jose) - Markel Susaeta, Inaki Williams (79' Aritz Aduriz), Yuri Berchiche.
Żółte kartki: Rakitić, Busquets i Messi (Barcelona) oraz Alvarez, Dani Garcia i Peru Nolaskoain (Athletic).
Sędzia: Santiago Jaime Latre.
***
Real Sociedad - Valencia CF 0:1 (0:1)
0:1 - Kevin Gameiro 36'
ZOBACZ WIDEO Bayern Monachium na kolanach. Kolejny gol Ondreja Dudy [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Ronaldinho przywrócił blask Barcelonie, Valverde go zabił.
Swoją dro Czytaj całość