Łukasz Fabiański: Spodziewałem się, że Adam Nawałka postawi na Wojtka Szczęsnego

Newspix / LUKASZ SKWIOT/CYFRASPORT / Na zdjęciu: Łukasz Fabiański
Newspix / LUKASZ SKWIOT/CYFRASPORT / Na zdjęciu: Łukasz Fabiański

Był jednym z polskich bohaterów EURO 2016, potem bronił przez większość eliminacji do mundialu w Rosji. Ale główną nagrodę zgarnął jego konkurent. Łukasz Fabiański: - U trenera Nawałki zawsze Wojtek był wyżej.

Jacek Stańczyk, Marek Wawrzynowski, WP SportoweFakty: Tak na logikę, powinien pan bronić podczas mundialu. Trener zadecydował inaczej. Niesprawiedliwe?

Łukasz Fabiański: Normalnie to przyjąłem, nie przeżywałem tego. Z tyłu głowy miałem myśl, że tak może się stać.

Adam Nawałka faworyzował pańskiego konkurenta?

To złe słowo. Każdy trener ma swój pomysł na drużynę, ma zawodników, którzy mają mu dać wynik. To jego prawo. U trenera Nawałki zawsze Wojtek był wyżej.

Jak to uzasadniał selekcjoner?

Nie było nigdy takiej rozmowy między nami.

Ale w eliminacjach żadnego meczu pan nie zawalił, tego z Danią, przegranego 0:4 również.

Prawda taka, że gdyby liczyć ten mecz z Danią, trzeba by wymienić całą drużynę, więc zostańmy przy tym, że jest to prawo trenera. Ze swojej strony zrobiłem wszystko, żeby grać, żeby być jedynką.

To już był drugi turniej, gdy zaczął pan na ławce, choć przed EURO 2016 miał pan prawo myśleć, że zacznie na boisku.

Wtedy tak mi się zdawało, ale się pomyliłem. Teraz było inaczej, domyślałem się, jaka jest sytuacja.

Czytał pan raport Nawałki?

Nie.

Jest tam takie zdanie, że drużyna nie udźwignęła turnieju mentalnie. Co to znaczy?

Ciężko powiedzieć, to zbyt ogólnikowe.

Jak i cały ten raport. Ale pan był na mundialu, widział to od środka. Może drużyna nie zrozumiała powagi turnieju?

Motywacja była, chęć osiągnięcia dobrego wyniku też. Pod względem mentalnym staraliśmy się jak najlepiej. Było doświadczenie zdobyte na poprzednich imprezach, w eliminacjach graliśmy dobrze. Wydaje mi się, że mentalnie wiedzieliśmy, czego się spodziewać…

A gdyby pan pisał swój raport...

Stop, stop. Chcecie mnie wypuszczać? Nie chcę się w to bawić, ten temat jest tak długo ciągnięty, czy ja chcę jeszcze coś dodawać? Nie jestem pewien. Mam swoje przemyślenia, ale nie widzę sensu, by to ciągnąć. Nie podołaliśmy.

To jednak drużyna, o której mówiono, że jest najlepsza od 30 lat.

Ale to wy mówiliście i pisaliście. Czy ja tak kiedykolwiek powiedziałem albo ktoś z naszej grupy?

No dobrze, ale nie mieliście poczucia wyjątkowości?

Przez pryzmat wyników na pewno był to dobry okres reprezentacji.

Co teraz, jak wygląda na razie kadra trenera Jerzego Brzęczka? Co jest nowego poza tym, że siedzicie przy jednym stole?

Trener ma swój pomysł, z każdym dniem będziemy się uczyć jego zasad, ale najważniejsze jest to, jak to będzie funkcjonowało na boisku. Trener chce stworzyć drużynę, która będzie jako całość ostro pracowała na boisku, zostawiała dużo zdrowia. A więc ma powstać monolit, i nie mówię tu przez pryzmat jedenastu zawodników a większej grupy.

Trener Nawałka też mówił "krew, pot i łzy".

Z tego, co rozumiem, trener Brzęczek od każdego będzie bardzo wiele wymagał.

Zdziwiło pana w ogóle, że dostał tę posadę?

Nie rozpatrywałem tego w tych kategoriach. Po prostu czekałem na informację i bardziej byłem podekscytowany tym, że jest wybór nowego selekcjonera…

Tymczasem w Anglii wszyscy się spodziewali, że pójdzie wam trochę lepiej.

Co mam powiedzieć?

Skoro bramkarz West Hamu, czyli pan, co mecz jest najlepszym piłkarzem drużyny, to znaczy, że coś jest nie tak.

Oczekiwania były ogromne, bo okres transferowy był naprawdę mocny jak na West Ham.

Szefowie zaszaleli.

Poszli mocno w jakość piłkarzy, nie chodzi przecież tylko o kwoty. Ale początek trochę nas zweryfikował, pokazał, że mamy jeszcze dużo pracy przed sobą. Jeśli chodzi o przygotowanie do meczu, wykorzystywanie sytuacji, na razie jest duża sinusoida. Mamy dobre mecze z wieloma sytuacjami a za chwilę taki mecz z Wolverhampton, gdzie nie możemy nic zrobić. Chyba już do nas doszło, że trzeba ciężej pracować. Wielu zawodników przyszło z innych lig, a do Premier League trzeba się przyzwyczaić. W Premier League jest bardzo wyrównany poziom, gdzie naprawdę każdy może wygrać z każdym. Wielu zawodników przychodzi z lig, gdzie pewne sprawy są jasne. Duży klub wygrywa z małym 4 razy na 5. W Premier League tego nie ma.

Już się uspokoiliście?

Daje się wyczuć, że jest nerwowo, a teraz gramy z Evertonem, Manchesterem United i Chelsea. Ale mimo wszystko jestem spokojny, bo widzę jakość zawodników i widzę z gry, że są lepsze fragmenty. Ale musimy zaskoczyć. Myślę, że to kwestia czasu.

Będąc w Swansea, mówił pan, że nie koncentruje się na walce o utrzymanie a na sobie.

Jestem częścią drużyny, ale moja pozycja jest tak mocno indywidualna, że staram się po prostu wykonywać swoją robotę.

Niby mocno indywidualna, ale to się zmieniło przez wiele lat.

Wszystko zależy od wizji trenera. Ostatnio graliśmy z Bournemouth i tam widać, że trener chce, by bramkarz uczestniczył w rozegraniu. U nas raczej stawia się w tej chwili na bezpieczeństwo.

Ale przecież pan był zawsze właśnie z tych bramkarzy, którzy przewidują wydarzenia, rozgrywają.

Dawno temu trener Andrzej Dawidziuk zaczął mnie przestawiać. Szkolił mnie na tej zasadzie, by przewidywać, grać wyżej. Ale wiele zależy trenera. Na przykład trener Pellegrini wymaga od linii obrony, by grała wysoko, więc i ja muszę grać wysoko i przewidywać.

Czy West Ham jest w stanie nauczyć czegoś tak doświadczonego bramkarza?

Tak. Mam sporo szczęścia do trenerów bramkarzy. Znowu trafił mi się trener skupiony do przesady na detalach. A więc sposób poruszania się, reakcje na daną sytuację. Potrafi zwrócić uwagę, że zrobiłem pół kroku za późno albo za wcześnie. Takie drobne elementy, które pozwalają mi się rozwijać.

Oliver Kahn opowiadał kiedyś, że sporo zmieniło się u niego, gdy zaczął obserwować piłkę w każdym momencie meczu.

Mój poprzedni trener bramkarzy Javi Garcia miał fioła na tym punkcie. Dla niego położenie piłki i pozycja ciała zawodnika przy piłce była wyznacznikiem dla twojego zachowania.

Wrócił pan do Londynu po wielu latach spędzonych w klimacie właściwie małomiasteczkowym.

Może gdybym nie mieszkał wcześniej przez wiele lat w Londynie, byłby to jakiś problem. Na pewno musiałem się na nowo przyzwyczaić do tych odległości. Ale nie mam problemu, żeby się odnaleźć.

A tak wrócił pan do domu?

Zmieniłem miejsce pracy, mój dom jest w Polsce.

ZOBACZ WIDEO Szczęsny: "Jesteśmy od tego, by się dostosować"

Źródło artykułu: