Ale na razie gwiazdę Juventusu, która rocznie inkasuje 31 mln euro, przyćmiły wyczyny Polaka. Na Półwyspie Apenińskim pieją z zachwytu: "Lewandowski? Mbappe? Benzema? Nie, Krzysztof Piątek" - pisze "La Gazzetta dello Sport". "Złoto Genui" - dodaje calciomercato.com. Napastnik trafił na czołówki włoskich i polskich gazet. Piątek zdobył już bowiem dla nowego klubu siedem goli. Trzy w dwóch meczach ligowych, cztery w Pucharze Włoch. Jest liderem klasyfikacji strzelców Serie A i jednym z najskuteczniejszych piłkarzy w pięciu najlepszych ligach Europy.
Wylansował się wiosną
Piątek zachwycił Włochów minionej wiosny, kiedy to dla Cracovii strzelał jak opętany - trafiał do bramki dwunastokrotnie, a cały sezon zakończył z 21 golami. Genua bez wahania wydała na 23-letniego Polaka 4 mln euro.
Do Krakowa działacze ściągnęli go dwa lata temu z Zagłębia Lubin. Piątek pochodzi z Dolnego Śląska, z Niemczy. W pierwszym sezonie pod Wawelem zdobył 11 bramek.
Zaskakujące, że napastnik wciąż nie doczekał się debiutu w kadrze. Były selekcjoner, Adam Nawałka, który zdążył wylansować wielu ligowców, uparcie pomijał Piątka w powołaniach. Nawet tych na mecze towarzyskie przed mundialem. O zawodniku Cracovii trener przypomniał sobie dopiero podczas ustalania szerokiej kadry na mistrzostwa. Jednak Krzysztof Piątek nie pojechał nawet na zgrupowania do Juraty i Arłamowa. Został odstrzelony jako pierwszy, razem z Damianem Kądziorem i Maciejem Makuszewskim.
Zawsze marzył o reprezentacji. - Pamiętam, jak oglądałem drużynę narodową na EURO 2012 za trenera Franciszka Smudy, czy na wcześniejszych mistrzostwach jeszcze za Pawła Janasa. Mówiłem sobie wtedy, że ja również zagram kiedyś z orzełkiem na piersi - opowiadał Piątek dla "Łączy Nas Piłka". Jego marzenie spełni Jerzy Brzęczek, który zaufał snajperowi już na starcie swojej przygody selekcjonera. Piątek znalazł się w doborowym gronie napastników, obok Roberta Lewandowskiego i Arkadiusza Milika. Zdołał wygryźć m.in. Łukasza Teodorczyka i Kamila Wilczka, po których bardzo często sięgał Nawałka.
"Wolałbym grać na komputerze"
Zanim został snajperem w Serie A, trenował pod okiem ojca w rodzinnej Niemczy. - Ferie, siódma rano, oczy ledwie otwarte. Wolałbym odpalić komputer lub posiedzieć w domu, ale nie było zmiłuj - szliśmy na boisko. I tak od ósmego do jedenastego roku życia [...] W dużej mierze to były lekcje charakteru - wspominał w rozmowie z "Weszło".
Ojciec zaraził syna piłką nożną. Młodego Krzyśka dostrzegła Lechia Dzierżoniów, klub oddalony o 14 km od Niemczy. Najpierw dojeżdżał tam z tatą. Z czasem postawił wszystko na jedną kartę. Nie czekał na ojca, wychodził rano na przystanek i wracał wieczorem. - Sama droga potrafiła pochłaniać dwie czy trzy godziny - opowiadał. - Autobus musiał okrążyć jeszcze dwie czy trzy wioski, a stadion znajdował się na samym końcu Dzierżoniowa, więc po drodze zaliczaliśmy jeszcze wszystkie przystanki.
Napastnik zawdzięcza transfer do dużego klubu... trenerowi bramkarzy. Jacek Kubasiewicz mieszkał w Dzierżonowie i jednocześnie był trenerem bramkarzy Zagłębia Lubin. To on wspomniał trenerowi juniorów Miedziowych o 17-latku. Lubinianie dali Piątkowi szansę występu w Ekstraklasie. Dwa lata po debiucie przeszedł do Cracovii.
Kontrakt "Lewego" w gablocie
Gorsze wyczucie miał dyrektor sportowy Genoi. W 2010 roku był blisko pozyskania króla strzelców Ekstraklasy. A był to Robert Lewandowski, który na zaproszenie klubu z Włoch oglądał nawet kilka spotkań Genoi na żywo. Czemu nie doszło do transferu Polaka? Wszystko przez przesadną ostrożność i obawy przed podjęciem ryzyka. Włosi nie chcieli dać za napastnika 4,5 mln euro, które ostatecznie wyłożyła Borussia Dortmund.
Kiedy Krzysztof Piątek przyjechał do stolicy Ligurii, Mario Donatelli przyznał, że w honorowym miejscu w gabinecie dyrektora sportowego wciąż znajduje się kontrakt Lewandowskiego. - Opowiadał, że Robert był już w klubie, siedział przy tym samym stoliku co ja i mieszkał w tym samym hotelu co ja - opowiadał Piątek "Przeglądowi Sportowemu". Włosi zamiast "Lewego" mają Piątka.
A Ronaldo dalej czeka
W Genoi Polak oficjalnie zaczął strzelanie od czterech goli w Pucharze Włoch z drugoligowym US Lecce. Potem, w lidze, też się nie zatrzymywał. Wystarczyło sześć minut do pokonania bramkarza Empoli, Gryfony wygrały 2:1. A dzień przed zgrupowaniem kadry ładnie pożegnał się z drużyną i ustrzelił dublet w meczu z Sassuolo (3:5). Polak przyjechał do Warszawy jako zawodnik z czołówki klasyfikacji Złotego Buta (więcej informacji znajdziesz TUTAJ).
Jednocześnie przyćmił samego Cristiano Ronaldo. Portugalczyk po trzech kolejkach Serie A nie ma ani jednej bramki na koncie. Całe Włochy, a w szczególności kibice Juventusu, powoli tracą cierpliwość. Stara Dama włożyła ponad 100 mln euro, żeby mieć w szeregach superstrzelca, który odpali już na starcie. Na razie Portugalczyk popisał się jedynie asystą w starciu z Lazio.
Lepiej pokazał się kopciuszek z Genoi. Piątek sprowadzony za zaledwie pięć milionów w ostatnich dniach robi dużo większe zamieszanie w polu karnym niż CR7. A dostaje prawie 70 razy niższą pensję od niego. 31 milionów do 450 tysięcy rocznie to przepaść (więcej o zarobkach w Serie A przeczytasz w TYM MIEJSCU).
Nie żaden ogórek
- Bardzo mi zależało, aby od pierwszych chwil pokazać, że nie jestem jakimś "ogórkiem", a poważnym kandydatem, aby pomóc zespołowi. I to mi się udaje - przyznaje w rozmowie z "Super Expressem". Przybliżając kulisy transferu do Genoi kilkakrotnie zdążył zdradzić, że miał oferty z dużo lepszych klubów.
Nie musiał długo czekać, by Włosi przypięli byłemu piłkarzowi Cracovii łatkę "nowego Lewandowskiego". Eksperci dostrzegają te same cechy, którymi wyróżnia się gwiazdor Bayernu Monachium: siłę i głód goli. Ale sam wybór Genoi każe szukać porównań do kapitana polskiej reprezentacji. Ten w 2010 roku również nie rzucił się z miejsca na zbyt głęboką wodę. Kiedy "Lewy" przechodził do Dortmundu, Borussia kończyła siódmy sezon poza podium Bundesligi.
Klasę piłkarza dostrzegł już wcześniej Michał Probierz, trener Cracovii. - To jeden z najlepszych ofensywnych piłkarzy, jakich prowadziłem. Ten sam szkoleniowiec z równie dużym uznaniem wypowiadał się o Robercie Lewandowskim, kiedy jeszcze grał w Ekstraklasie. - Jeśli teraz ktoś nie da za Piątka od trzech do pięciu milionów euro, to za parę lat będą za niego płacić po trzydzieści. Kiedyś powiedziałem podobnie o Lewandowskim i teraz mówię to samo o nim - stwierdził trener.
ZOBACZ WIDEO Krzysztof Piątek zdradził, jak został przyjęty w reprezentacji. "Mogę się wiele nauczyć"