O wszystkich trzech było tego lata głośno - z różnych powodów. Stanisław Czerczesow przywrócił godność rosyjskiej piłce, prowadząc "Sborną" do ćwierćfinału mistrzostw świata. Joachim Loew zanotował katastrofalny turniej - Niemcy, obrońcy trofeum, odpadli po fazie grupowej, w której przegrali z Meksykiem i Koreą Południową. Gdy mundial w Rosji dobiegał końca, na czołówki gazet trafił Jerzy Brzęczek, który został nowym selekcjonerem reprezentacji Polski (więcej przeczytasz W TYM MIEJSCU).
23 lipca Brzęczek zostanie oficjalnie zaprezentowany w tej roli. "Papież" - tak nazywali go koledzy z reprezentacji. Piłkarz miał jednak także inny pseudonim, który otrzymał w trakcie kilkuletniego pobytu w Austrii - "Der kleine Prinz", czyli "Mały Książę". I to właśnie o Austrii będzie ta opowieść.
Trzech przyszłych selekcjonerów w jednym miejscu
Przez osiem miesięcy w jednym klubie - Tirolu Innsbruck - wspólnie pracowali przyszli selekcjonerzy reprezentacji Polski, Rosji i Niemiec: pomocnik Jerzy Brzęczek, bramkarz Stanisław Czerczesow i trener Joachim Loew. Były to miesiące owocne pod względem sportowym, a zarazem bardzo burzliwe. Ale po kolei…
ZOBACZ WIDEO Były piłkarz Wisły zaskoczony nominacją Brzęczka. "Dzięki niemu stałem się lepszym człowiekiem"
FC Tirol Innsbruck pojawił się na futbolowej mapie w 1993 r., przejmując licencję Wackera Innsbruck. Martin Kerscher, który w maju 1997 r. został prezydentem klubu, snuł mocarstwowe plany.
- Chcę umieścić Innsbruck pośród 30 najlepszych klubów Europy - mówił. Tymczasem Tirol miał już wówczas ćwierć miliona euro długu. Władze to bagatelizowały. Kerscher liczył, że drużyna zdobędzie mistrzostwo Austrii, a następnie zakwalifikuje się do Ligi Mistrzów. Pieniądze z UEFA miały starczyć i na pokrycie długu, i na coraz lepszych piłkarzy.
Jako pierwszy z grona przyszłych selekcjonerów do Tirolu trafił Brzęczek, który w 1995 r. przeniósł się do Austrii z GKS-u Katowice. Grał w Tirolu przez 2,5 roku, następnie znalazł się w Linzu, skąd wyjechał do Izraela (Maccabi Hajfa). Do Innsbrucka wracał dwukrotnie, o czym jeszcze wspomnimy.
Później przybył Czerczesow, który na Zachodzie renomę zyskał w Dynamie Drezno. Rosjanin tak wspomina pierwszy kontakt z klubem z Tyrolu. - Gdy w styczniu (1996 r. - przyp. red.) wylądowałem w Innsbrucku, był cudowny, zimowy dzień. Dużo słońca i śniegu. Jak u mnie w domu, w Osetii. Tylko z całkiem inną infrastrukturą. Wiedziałem, że tam zostanę - wspominał. Innsbruck stał się jego nowym domem sześć i pół roku.
#BecameABoss Former Amkar Perm,Dynamo Moscow & Legia Warsaw Manager Stanislav Cherchesov in his Tirol Innsbruck days pic.twitter.com/63QzD24TMD
— Martyn Bishop (@MartynBCFC) 25 czerwca 2016
Zdobyli upragniony tytuł. Problemy? Były ignorowane
Na początku 1999 r. do Tirolu przeniósł się Radosław Gilewicz, który - choć kadry nigdy nie prowadził - miał pewien wpływ na to, że "selekcjonerskie trio" spotkało się w jednym miejscu. W rundzie wiosennej strzelił dla austriackiego klubu osiem goli, a w kolejnym sezonie (1999/2000), zdobywając 18 bramek, pomógł wywalczyć Tirolowi upragnione mistrzostwo (z trzypunktową przewagą nad Sturmem Graz). Razem z nim świętował Czerczesow. Trenerem był wówczas Kurt Jara.
W maju 2000 r. Tivoli - stadion, na którym występował Tirol - eksplodował z radości. Mało kto przejmował się wówczas, że jest to sukces na kredyt. - Finansowe problemy były ignorowane, negowane i dementowane - czytamy w austriackim "Der Standard".
Przed sezonem 2000/01 do drużyny powrócił - po grze w Izraelu - Brzęczek.
Czerczesow, w rozmowie z portalem sport.pl, tak wspomina polskiego pomocnika. - Rzadko krzyczał, raczej przemawiał. Był piłkarzem myślącym, technicznym, silnym. Takim, który wprowadza do drużyny jakość, kreatywność. To ważne, bo tego samego będzie szukał w reprezentacji. Jako człowiek był cichy, wycofany, nie pchał się do pierwszego szeregu - mówi o Brzęczku Czerczesow.
Pierwsza próba wywalczenia awansu do Ligi Mistrzów zakończyła się fiaskiem. Tirol w dwumeczu o fazę grupową trafił na Valencię. Po 0:0 u siebie przegrał w Hiszpanii 1:4. Gilewicz trafił na otarcie łez. Zespół wystąpił w Pucharze UEFA, gdzie w I rundzie sprawił niespodziankę, eliminując Fiorentinę (3:1, 2:2). Spodziewanych milionów Kerscher jednak nie zobaczył, bo przygoda z pucharami zakończyła się już w kolejnej fazie. Tirol został wyeliminowany przez VfB Stuttgart (1:0 i 1:3 - w rewanżu honorową bramkę zdobył Brzęczek).
W lidze Tirol ponownie nie miał sobie równych. Sezon 2000/01 kończył z ośmiopunktową przewagą nad Rapidem Wiedeń. Gilewicz strzelił 22 gole i został królem strzelców. Znów jednak wszystko zweryfikowała batalia o Ligę Mistrzów.
UEFA powtórzyła mecz, Brzęczek zdobył piękną bramkę. Ale na nic
Mistrz Austrii mierzył się z Lokomotiwem Moskwa. W Rosji przegrał 1:3, w rewanżu także okazał się gorszy (0:1). Doszło jednak do niesamowitej sytuacji. W 73. minucie spotkania w Innsbrucku holenderski sędzia Mario van der Ende pokazał drugą żółtą kartkę Władimirowi Pimienowowi z Lokomotiwu, ale… nie wyciągnął kartki czerwonej. Austriacy złożyli protest, a UEFA zarządziła powtórkę meczu.
8 września 2001 r. Tirol dostał więc kolejną szansę od losu. W 30. minucie przepięknym uderzeniem popisał się Brzęczek. Mocno podkręcona przez Polaka piłka odbiła się najpierw od poprzeczki, potem od słupka i wpadła do siatki. Zespół potrzebował jeszcze jednego gola, by wejść do piłkarskiego raju (co z pewnością pomogłoby w poprawie finansowej kondycji zadłużonego klubu). Ale go nie strzelił.
Jesienią 2001 r. na światło dzienne wychodzić zaczęły kolejne problemy. Prezydent Kerscher przyznał, że klub zalega piłkarzom z wypłatą premii i wynagrodzeń. Na początku października z Tirolu odszedł Kurt Jara, o którego mocno zabiegał Hamburger SV. Niemcy zapłacili za trenera 1,5 mln euro, ale ta kwota okazała się w Innsbrucku kroplą w morzu potrzeb.
Loew odbudował się po niepowodzeniach
Jarę na ławce trenerskiej zastąpił 10 października 2001 r. Joachim Loew. "Jogi" miał na koncie Puchar Niemiec zdobyty w 1997 r. z VfB Stuttgart (a także - rok później - awans do finału Pucharu Zdobywców Pucharów, gdzie lepsza okazała się Chelsea), ale w późniejszych latach nie odnosił sukcesów. Wręcz przeciwnie: w Karlsruhe - zamiast powrotu do Bundesligi - była przedwczesna dymisja. Loewowi nie powiodło się także w tureckim Adanasporze. Był od pół roku bezrobotnym, gdy odebrał telefon z Austrii.
Nie jest żadną tajemnicą, że w sprowadzeniu Niemca do Innsbrucka pewną rolę odegrał Radosław Gilewicz. Polak, grając u Loewa w VfB Stuttgart, zdobył w 1997 r. Puchar Niemiec. Polecił władzom Tirolu Niemca, który podpisał kontrakt do 2003 r. Pod względem sportowym ekipa z Innsbrucka nadal była potęgą na skalę austriacką, ale trzeci z rzędu tytuł rodził się w coraz większej biedzie. Zatory płacowe były coraz większe. W listopadzie 2001 r. Kerscher ustąpił, a stery przejął Othmar Bruckmüller. Trudno jednak było liczyć na nowe otwarcie, skoro nowy prezydent od dwóch lat zasiadał w zarządzie i musiał wiedzieć o tym, że klub zmierza na dno. W mediach konsekwentnie jednak zaprzeczał, jakoby Tirol zmierzał w stronę niewypłacalności.
W marcu 2002 r. sytuacja była już tak dramatyczna, że niektórzy zawodnicy zagrozili natychmiastowym rozwiązaniem kontraktów z uwagi na zaległości. Klubowi udało się uzyskać 700 tys. euro pomocy od banku Raiffeisen. Jednak gdy szef banku Fritz Hackl dokładnie przejrzał księgi finansowe klubu, załamał ręce. - Musiałby się wydarzyć cud. Klub potrzebuje pilnie 15 milionów euro - powiedział.
Piłkarze wiedzieli, co się święci, ale mimo ogromnych problemów klubu zdeklasowali resztę stawki. Trzeci tytuł mistrzowski zapewnili sobie na kilka kolejek przed końcem.
9 maja 2002 r. - w ostatnim meczu sezonu - ekipa z Innsbrucka podejmowali FC Kaernten. Gilewicz strzelił dwa gole, zaś zwycięstwo 3:1 przypieczętował - kolejną przepiękną bombą z dystansu - Brzęczek.
Spektakularna katastrofa: 60 mln euro długu
To było efektowne pożegnanie. Nie tylko sezonu, ale także piłkarzy z klubem. I samego klubu. W czerwcu 2002 r. Tirol nie otrzymał licencji na kolejny sezon. W tym samym miesiącu ogłosił niewypłacalność. Wierzyciele zgłosili roszczenia na kwotę sięgającą 60 mln euro. - Wizja czołowego klubu Europy zakończyła się megakatastrofą - podsumowała dziewięcioletni żywot Tirolu APA (Austriacka Agencja Prasowa).
W mediach często powtarzana jest informacja, że Joachim Loew mianował Brzęczka kapitanem Tirolu. Jednak w tamtym okresie etatowym kapitanem ekipy z Innsbrucka był Michael Baur, 40-krotny reprezentant Austrii. To on odbierał patery za mistrzostwo w latach 2001 czy 2002.
Różnie potoczyły się losy przyszłych selekcjonerów. Czerczesow - miał już wówczas 39 lat - przeniósł się na krótko do Spartaka Moskwa, po czym zakończył karierę. Brzęczek wybrał ofertę Sturmu Graz, następnie był piłkarzem FC Kaernten, by w 2004 r. wrócić do Innsbrucka. Po bankructwie FC Tirol powstał nowy klub - FC Wacker Tirol, który w dwa sezony awansował do austriackiej Bundesligi. Co ciekawe, Polak grał m.in. pod wodzą… Czerczesowa, trenera Wackera Tirolu w latach 2004-06.
Brzęczek rozstał się definitywnie z Innsbruckiem latem 2007 r. Jego Wacker Tirol zajął 9. miejsce w lidze. Byłby ostatni, gdyby nie potężna kara (minus 28 pkt.) i późniejsze bankructwo Grazer AK. Polak na pożegnanie w ostrych słowach skrytykował klub (który spadł z Bundesligi rok później). Podkreślał, że w jego władzach brakuje osobowości. Brzęczek wrócił do Polski i podpisał kontrakt z Górnikiem Zabrze.
Loew przez rok był bezrobotnym, w sezonie 2003/04 prowadził Austrię Wiedeń (gdzie pracował m.in. z Gilewiczem), by w lipcu 2004 r. podpisać umowę z DFB. Został asystentem Juergena Klinsmanna przygotowującego reprezentację Niemiec do MŚ 2006. Po trzecim miejscu na turnieju u naszych zachodnich sąsiadów "Klinsi" zrezygnował, zaś kadrę przejął Loew. Prowadzi ją do dziś, a jego największym sukcesem jest mistrzostwo świata z 2014 r.