Tomasz Dzionek: Lament po decyzji władz UEFA

Komitet Wykonawczy UEFA przedstawił w minioną środę miasta, które już na pewno w 2012 roku zorganizują Mistrzostwa Europy w piłce nożnej. Po godzinie 11.00 Michel Platini ogłosił, że owymi szczęśliwcami są Warszawa, Wrocław, Poznań i Gdańsk. Wyautowane zaś zostały Kraków i Chorzów.

W tym artykule dowiesz się o:

Stało się więc to, czego tak naprawdę można było się spodziewać. Europejski związek piłkarski nie miał zamiaru ani zmieniać oferty złożonej uprzednio przez stronę polską, a konkretnie Polski Związek Piłki Nożnej, ani tym bardziej faworyzować którekolwiek z miast kandydujących. Do pewnej swego stołecznej Warszawy dołączyły więc te miasta, które zostały zaproponowane na samym początku negocjacji. Często pojawiające się informacje o rzekomej możliwości przyznania przez włodarzy UEFA praw do organizacji turnieju wszystkim sześciu miastom tylko niepotrzebnie wzbudziły niektórym apetyty.

Dziwi fakt, że zaraz po ogłoszeniu ostatecznej decyzji przez władze europejskiej piłki larum podniosły środowiska krakowskie, z prezydentem miasta Jackiem Majchrowskim na czele. Rozżalenia nie krył również Antoni Piechniczek, zakochany w także skreślonym Stadionie Śląskim. Biorąc pod uwagę to, że obaj panowie - z racji pełnionych przez siebie funkcji - mieli stały kontakt ze sztabami organizatorskimi, musieli zdawać sobie sprawę, jaką rzeczywistą szansę na organizację Euro mają ich ukochane miasta. Najgłośniej można było jednak usłyszeć oskarżenia o polityczne szwindle, adresowane do ekipy jaśnie nam panującej i rządzącej z premierem Donaldem Tuskiem i Ministrem Sportu Mirosławem Drzewieckim na przedzie. Politycy Prawa i Sprawiedliwości nazywali decyzję UEFA wręcz kompromitacją polskiego rządu, a kilku posłów z tej partii zażądało dymisji szefa sportowego resortu. Trudno stwierdzić, czy jest to efekt nabierającej na dniach tempa kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego, czy też zwykłe pieniactwo propagowane przez poszczególne osoby. Winnych szukano zarówno wśród lokalnych polityków, jak i działaczy, którzy najwidoczniej za słabo promowali swoje miasta. Dostało się nawet biednemu prezesowi Grzegorzowi Lato, który od jesiennych wyborów nie zdążył jeszcze podjąć żadnej ważnej decyzji, poza oczywiście drobną korektą w swoim wynagrodzeniu w nagrodę na za wyprzedanie praw do emisji meczy z udziałem polskiej kadry narodowej. Na końcu wreszcie powinno się oberwać obserwatorom i szpiegom UEFA, którzy nie docenili piękna krakowskiej starówki i magii Stadionu Śląskiego.

Krytyka kogokolwiek za nieprzyjęcie przez UEFA Krakowa, czy Chorzowa w dumny poczet miast organizatorskich jest niewskazana, gdyż żadna z ofiar środowych zarzutów i oskarżeń nie miała w rzeczywistości wpływu na decyzję władz europejskiego związku. Polskie media od historycznego momentu zaanonsowania w Belfaście obu państw jako gospodarzy Mistrzostw Europy karmiły opinię publiczną coraz to dziwaczniejszymi bzdurami. Najpierw modnym było narzekanie na nieróbstwo polityków i różnych osób decyzyjnych, bo efektów jakichkolwiek działań nie można było zauważyć. Nie uwzględniano jednak faktu, że potrzebowano czasu, by wszystkie ciotki i wujki trafiły do właściwych nowo tworzonych spółek organizacyjnych. Po chwilowej euforii spowodowanej zaskakującym wyborem Polski i Ukrainy przez kraj przetoczyła się fama, że Polacy zwyczajnie nie zdążą z przygotowaniami. Na pojawiające się co rusz pomysły przejęcia organizacji mistrzostw przez Włochy, Niemcy, czy nawet Czechy wymienione europejskie kraje reagowały ze zdziwieniem. Później, gdy nagle okazało się, że owa cisza spowodowana była procedurami przetargowymi i papierkową robotą, a z czasem ekipy budowlane zaczęły wbijać łopaty w ziemie, szerzono plotki, jakoby to Ukraińcy mieli jakieś problemy. Zarówno minister Drzewiecki, jak i gro polskich przedstawicieli mediów, oraz liczne środowisko lokalnych patriotów sugerowali, że być może uda się władze UEFA namówić na wybór wszystkich sześć miast. Tym bardziej, że przecież niepokojące głosy dobiegały zza Buga, gdzie ukraińscy przyjaciele nie radzili sobie z zbliżającym się kryzysem gospodarczym. Układ więc pasował idealnie – sześć miast polskich i łaskawie dwa ukraińskie.

W środowe przedpołudnie zaskoczeni byli tylko ci, którzy dali się wrobić w tą całą kilkunastomiesięczną machinę zamierzonej manipulacji. Nikt bowiem z włodarzy UEFA nie zasugerował choćby odrobinę, będąc wciąż lojalnym także wobec ukraińskich partnerów, że Polska ma jakiekolwiek szanse na wygryzienie któregoś z ukraińskich miast. To Grzegorz Lato kilka godzin po triumfalnym zwycięstwie na "komitecie koleżeńskim kombinatu cementowego" i wybraniu go na zacnego prezesa tegoż "komitetu" ogłosił, że Ukraińców śmiało mogą zastąpić... Niemcy. Swoje totalne nieprzygotowanie i niekompetentne wypowiedzi Lato zastępuje teraz dogłębną miłością i bezwarunkową pomocą wobec przyjaciół z Ukrainy. I Lato, i Drzewiecki mówili różne rzeczy, mydląc tym samym oczy także rezerwowemu Krakowowi i Chorzowowi. Któż jednak w dzisiejszych czasach wierzy politykom?

Podczas gdy sądny dzień trzynastego maja zbliżał się wielkimi krokami, polskie media nadal karmiły naród bzdurnymi rankingami i porównaniami, decydując już za Michela Platiniego i spółkę, które miasta będą miały zaszczyt zorganizować Euro w 2012 roku. Najpierw z rywalizacji rzekomo odpadł Poznań. Potem na szczycie rankingów znalazł się Kraków. Potęga zwykłej plotki rosła, by prysnąć nagle w Bukareszcie na zebraniu Komitetu Wykonawczego UEFA. Przegranym miastom można szczerze współczuć, bo krociowe zyski przeszły im koło nosa. Nowo wybudowane drogi na pewno umilą kierowcom powroty po pracy do domu, dzięki remontowanym obecnie stadionom kibice będą mieli uzasadnione powody do dumy, na lotniskach nikt nie zatęskni za długimi kolejkami do odprawy paszportowej, a hotelarzom na pewno z czasem uda się wypełnić pokoje turystami. Ci zaś, którzy będą jednak zmuszeni liczyć straty przypomnę, że biznes planu firmy nie ustala się na podstawie medialnych doniesień i obietnic polityków.

Roztrząsanie tematu i porównanie miast zwycięskich z pechowymi przegranymi nie ma najmniejszego sensu. Względy walorów turystycznych Sukiennic i urody Smoka Wawelskiego trudno przeciwstawiać z gdańskim Długim Targiem i bicepsami Neptuna. Władze UEFA na pewno nie konfrontowały rzeźby żyrafy z chorzowskiego Parku Etnograficznego ze słoniem krypto - gejem z poznańskiego Nowego Zoo. Brzmi absurdalnie, ale taki charakter mają obecne dywagacje nad rzekomą wyższością miast przegranych nad wygranymi, czy też odwrotnie. Kwestie historyczne, demograficzne, geograficzne, czy turystyczne należy uznać za zwyczajnie... komiczne.

Decyzję UEFA wielu uznało w tą przełomową środę za sensacyjną, nie mając przy tym odwagi by zasugerować, jakie miasto powinno przepaść kosztem przegranego Krakowa, czy też Chorzowa. Wiadomym było przecież, że znajdą się takie miasta, które obejdą się smakiem i nie zostaną wybrane. Najbardziej zaś niesprawiedliwe są sugestie, jakoby Mistrzostwa Europy miały być zorganizowane przez Polskę bez udziału Ukrainy. Przypomnieć bowiem należy, że pomysł na wspólne organizowanie imprezy wyszedł od Hryhorija Surkisa - prezydenta ukraińskiej federacji piłkarskiej. Można tylko przypuszczać, że znaczna część sukcesu jest efektem licznych koneksji i znajomości Ukraińca, nie zaś śnieżnobiałego uśmiechu Michała Listkiewicza. Ukraińskim partnerom należałaby się więc odrobina szacunku. Zapewne pojawią się teraz spekulacje, jakoby Polska miała szanse zgarnąć organizację Euro 2012 od wciąż zagrożonych miast ukraińskich. Pamiętać jednak należy, że w tej kwestii także decyduje Platini. Jak już wyżej wskazałem, UEFA nie ma najmniejszych powodów, dla których miałaby Ukraińców potraktować gorzej niż Polaków. Tym bardziej, że sam pomysł zorganizowania Mistrzostw Europy padł właśnie z ich strony.

Pewien etap przygotowań można na szczęście uznać za zamknięty. Wybrane miasta będą mogły się teraz skupić na monitowaniu ustalonych przedsięwzięć. Mieszkańcom Krakowa i Chorzowa należy szczerze współczuć, bo na pewno wielu z nich włożyło dużo serca i wysiłku, by godnie zaprezentować oferty swoich miast. Ktoś jednak musiał odpaść, więc padło na miasta wskazane w ofercie PZPN jako rezerwowe. Nie pozostaje nic innego, jak dopingować pozostałe miasta i cieszyć się z tego, że mający teraz przysłowiowy nóż na gardle politycy będą zmuszeni dopilnować dokończenia wielu ważnych inwestycji, na które bez Euro 2012 musiałyby czekać nawet nasze wnuki, także w Krakowie i na Śląsku.

tomasz.dzionek@sportowefakty.pl

Komentarze (0)