Jacek Gmoch kontratakuje: To ja byłem ofiarą komunizmu

WP SportoweFakty / Na zdjęciu: Jacek Gmoch
WP SportoweFakty / Na zdjęciu: Jacek Gmoch

Jacek Gmoch odczekał 40 lat i w końcu coś w nim pękło. Postanowił rozliczyć się z przeszłością. W swojej autobiografii, zresztą znakomitej, przekonuje, że z jego sukcesu zrobiono klęskę, a on sam był ofiarą komunizmu.

Ponad 40 lat polscy kibice żyli w przekonaniu, że mistrzostwa świata w 1978 roku zakończyły się dla reprezentacji Polski klęską. Jacek Gmoch w swojej najnowszej autobiografii przekonuje, że o żadnej klęsce nie ma mowy. Podczas spotkania autorskiego zapytałem go o jego własną ocenę po latach i odpowiedział bez wahania: "To był sukces!"
To chyba jedna z najgorętszych dyskusji w historii polskiego futbolu. W 1978 roku Polska miała na papierze wszystko, by zdobyć tytuł mistrzowski. W składzie było w tym czasie trzech zawodników, którzy uważani są za najlepszych w historii naszej piłki. To Kazimierz Deyna, Włodzimierz Lubański oraz Zbigniew Boniek. A jednak, zajęliśmy miejsca w przedziale 5-6. Cztery lata wcześniej, i cztery lata później przywieźliśmy medal, dlatego wynik Gmocha nie był nigdy rozpatrywany w kategorii sukcesu. Trener musiał czekać 30 lat, a więc niemal dwa pokolenia dziennikarzy, by powoli pozbywać się łatek, które mu przyklejono. Choćby tej, że zapewniał, że Polska jedzie po mistrzostwo świata.

"Wbrew fałszywym opiniom nigdy nie powiedziałem publicznie, że zdobędziemy złoty medal. To propagandowy wymysł komunistycznego aparatu, któremu wydawało się, że jeszcze rządzi. Sprzedawali tę ligę jak lot Hermaszewskiego. Ale ja mistrzostwa nie obiecywałem" - zapewnia Gmoch.

W wielu przekazach z tamtego okresu powtarza się przekonanie, że na złoto i tak szans nie mieliśmy, bo generał Videla i junta rządząca Argentyną i tak zrobiliby wszystko, by spotkanie wygrać. Włączając oczywiście wszelkie możliwości wykraczające poza określone reguły. Zbigniew Boniek powiedział, że gdyby Polska strzeliła karnego - konkretnie Kazimierz Deyna - Argentyna dostałaby dwa.

Gmoch nie chce tego oficjalnie potwierdzić, bo - jak mówi, nie ma dowodów. Ale też nie zaprzecza. W ocenie mundialu w Argentynie jest kilka argumentów dla każdej ze stron. Na pewno Gmoch miał fantastyczne pokolenie, z drugiej strony był w bardzo trudnej sytuacji - starsi zawodnicy Górskiego mieli status światowych gwiazd, ale jeszcze w 1976 roku drużyna powoli gasła, grała coraz słabiej. Igrzyska w Montrealu, choć dały nam srebro, były potwierdzeniem agonii. Gmoch nie mógł z tak klasowych zawodników po prostu zrezygnować, bo pokolenie Bońka i Nawałki nie było jeszcze gotowe na wielki futbol. Ale starsi zawodnicy oskarżają go o to, że rozpalał ogień, zamiast go gasić. Sam Kazimierz Górski, wielki poprzednik Gmocha, mówił że "wykresy nie wygrywają, a ludzie". I z tym Gmoch się zgadza, ale dodaje, że "były kwestie, których pan Kazimierz o prostu nie rozumiał".

Na pewno zupełnie inaczej wyglądałby wynik Polski, gdyśmy wtedy wygrali z Brazylią, która aż tak mocna nie była. Ale trener uważa, że rywale nie grali fair.

Gdyby zderzyć przekazy - antygmochowy i progmochowy - dostaniemy obraz wielkiego wizjonera futbolu, który miał problem w komunikacji z ludźmi. Wszystko zrobił perfekcyjnie na papierze, ale nie zawsze potrafił to wdrożyć w życie. I dziś powoli ocena jego pracy złagodniała. Gmoch ze straszliwego despoty zmienił się w sympatycznego trenera z kolorowymi mazakami.

Trudno nazwać turniej w Argentynie wielkim sukcesem, ale na pewno też nie było klęską, jak próbowano go przedstawiać. Trener odczekał swoje, ale w końcu zdecydował się przeprowadzić frontalny kontratak. Trzeba przyznać, że z dobrym skutkiem, bo "Najlepszy trener świata" to doskonale poprowadzony wywiad rzeka przez dwóch najwyższej klasy specjalistów: Arkadiusza Bartosiaka i Łukasza Klimke. Tzw. "wywiadowcy" imponują luzem, przygotowaniem i nie boja się zadawać Gmochowi trudnych pytań, a ten nie ma problemów, żeby na nie odpowiadać.

Tłumaczy więc, że pieniędzy z Adidasa (15 tysięcy dolarów) nie wziął on a kierownictwo PZPN, że dziennikarze go kochali a za chwilę nienawidzili, że była próba zwerbowania go przez służby, ale odmówił. To jest bardzo istotne, bo w powszechnej opinii Gmoch był uważany za renera z nadania PZPR. Sam uważa, że padł ofiarą intrygi wynikającej z walki o władze w PZPR. Nowe władze chciały bowiem umniejszyć sukces i pokazać Gierka jako człowieka, który poniósł klęskę. A Gmoch miałby być tu kluczowym kozłem ofiarnym, dlatego przypisano mu różne machlojki finansowe. Dlatego przez 11 lat, nie mógł wrócić do kraju, gdyż szykowano na niego oskarżenie i więzienie. Oczyszczono go z zarzutów dopiero w 1988 roku, zaś dwa lata później, po upadku komunizmu, wrócił do kraju.

Co w tej historii było najgorsze? - pytają dziennikarze.

"To, że z człowieka, który dał Polsce wszystko, co miał najlepszego, zrobiono zwykłego złodzieja. Pozbawiono mnie dobrej opinii, na którą przez wiele lat pracowałem. Dziś każdy może się bronić i przedstawiać swoją prawdę. W tamtych czasach wyroki zapadały w gmachu KC i główny zainteresowany nie miał żadnych praw, a już na pewno nie mógł się bronić. Byłem zmuszony do emigracji, podczas której zaczynałem od zera".

Polska na mistrzostwach świata w Argentynie w 1978 roku:

Polska - RFN 0:0
Polska - Tunezja 1:0
Polska - Meksyk 3:1
Polska - Argentyna 0:2
Polska - Peru 1:0
Polska - Brazylia 1:3

ZOBACZ WIDEO Andrzej Janisz: Przed każdą wielką imprezą traciliśmy kogoś z podstawowego składu

Źródło artykułu: