Są jednak też tacy, którzy zdają sobie sprawę z tego, że duże zarobki to również ogromna odpowiedzialność, szczególnie wobec innych.
Grzegorz Garbacik
Do tego grona zalicza się napastnik Napoli Dries Mertens. 30-letni Belg nie jest jednak typem człowieka, który co jakiś czas wpłaci określoną kwotę na konto przypadkowej fundacji. Piłkarz Azzurrich to prawdziwa instytucja, ktoś, kto poświęca nie tylko pieniądze, ale również czas, by pomagać innym.
Nie wiadomo, czy to kwestia wychowania, czy może wiary, chociaż sam Mertens cytowany przez Associated Press zdradził, że nie jest osobą zbyt mocno religijną. To oczywiście ma znaczenie, ale dużo ważniejsza jest jego filozofia życia i podejście do drugiego człowieka. Reprezentant Belgii wychodzi bowiem z założenia, że jeśli ludzie wokół niego będą szczęśliwsi, to i jemu będzie lepiej, a przestrzeń, w której funkcjonuje, będzie zdrowsza, bardziej pozytywna.
Ślub z Aurorą
Wolałby pomagać po cichu, ale wiele jego akcji zostało nagłośnionych przez włoskie i belgijskie media. Na pierwszym miejscu snajper Napoli stawia oczywiście dzieci, które regularnie odwiedza w szpitalach i często spędza z nimi całe popołudnia. Podczas jednej z takich wizyt zaprzyjaźnił się z Aurorą, dziewczyną zmagającą się z nowotworem, a prywatnie wielką fanką zawodnika. Dla 30-latka nie było problemem spędzenie z nią niemal całego dnia, a przy okazji zagranie w przedstawieniu, którego finałem był udawany ślub. Aurora w naznaczonym cierpieniem i przebywaniem w szpitalnych salach życiu mogła chociaż na chwilę poczuć się jak zdrowe dziecko, a na jej twarzy pojawił się uśmiech. Dla klubowego kolegi Arkadiusza Milika i Piotra Zielińskiego była to nagroda najlepsza z możliwych. - Tak się nieszczęśliwie składa, że mam już żonę. Szkoda, bo jesteś wspaniałą dziewczyną - napisał Belg pod zdjęciem zamieszczonym na Instagramie, na którym widać go, jak kroczy ze wspomnianą dziewczyną szpitalnym korytarzem.
Przebywanie w oddziałach z dzieciakami to oczywiście tylko jedna strona medalu. Mertens wspomaga małych pacjentów nie tylko dobrym słowem czy trykotami ze swoim nazwiskiem, ale przede wszystkim finansowo. Nie każdego rodzica stać na drogie terapie, a to właśnie one są często jedyną szansą na przeżycie. W takich sytuacjach na scenę wkracza filigranowy Belg, który przelewa stosowne pieniądze na odpowiednie konta. Kwoty takich operacji nie są oczywiście ujawniane, ale wystarczy kilka kliknięć w internecie, by przekonać się, że nie są to tanie kuracje.
Gdy cierpi zwierzę
Ktoś powiedział kiedyś: "Pokaż, jak traktujesz swoje zwierzę, a powiem ci, jakim jesteś człowiekiem". Gdyby oceniać piłkarza Napoli przez pryzmat tego właśnie zdania, można go określić mianem złotego człowieka. Dries i jego małżonka Katrin kochają zwierzęta, a w szczególności psy. Kiedy więc się dowiedzieli, że schronisko w Neapolu ma ogromne problemy finansowe, a sytuacja bytowa jego podopiecznych jest trudna, nie wahali się ani chwili. Neapol jest miastem, które słynie między innymi z tego, że mnóstwo w nim bezdomnych psów, a te, które trafiają do schronisk, często wcale nie mogą liczyć na dużo lepsze warunki niż w okolicach śmietników. Dlatego też reprezentant Belgii poczuł się w obowiązku, by spłacić zadłużenie schroniska, a oprócz tego wesprzeć je pokaźnym przelewem.
Ale to nie wszystko. - Odwiedziłem schronisko Le Fenice razem z żoną oraz moim przyjacielem Antonio. Ta wizyta mocno mnie zasmuciła. Tyle porzuconych i samotnych psów... - wyznał piłkarz za pośrednictwem swoich kanałów społecznościowych. Poprosiłem wszystkich, których znam, o pomoc w znalezieniu rodzin dla tych psów, a z żoną adoptowałem Juliette. To niewiarygodny zwierzak.
Mertens uznał jednak, że słowa mogą nie wystarczyć i dlatego podczas meczu z Romą zaprezentował cieszynkę "sikającego psa", która miała zwrócić uwagę na problem porzucanych zwierząt.
Zobaczył koszulkę, wysłał leki
Kolejną akcją było obdarowanie bezdomnych koczujących w pobliżu neapolitańskiego dworca pizzą. Zawodnik wpadł na ten pomysł z kolegą, pracownikiem lokalnej pizzerii, i wraz z nim wręczał ciepłe placki wszystkim potrzebującym. Belg nie raz i nie dwa podkreślał, że pokochał Neapol i chce zrobić w mieście tyle dobrego, ile tylko będzie mógł. Jego pomoc nie ogranicza się jednak do okolic Stadio San Paolo. Głośnym echem odbiła się inicjatywa na rzecz pomocy, która została wysłana do położonej w Gwinei wioski Meliandou. Mertens chciał się tam udać, by odnaleźć miejscowego chłopca, którego na jednej z fotografii udostępnionych przez "National Geographic" zobaczył w koszulce ze swoim nazwiskiem. Kiedy się jednak okazało, że w regionie panuje epidemia wirusa ebola, nie miał żadnych wątpliwości, że trzeba działać i oprócz piłkarskich trykotów dla dzieci wysłał do Gwinei pomoc humanitarną, a więc lekarstwa, odzież, jedzenie i wszystko to, co w takich miejscach świata jest na wagę ludzkiego życia.
To samo zresztą dotyczyło paczek z pomocą dla ludzi w dotkniętej biedą Wenezueli, gdzie brakuje podstawowych lekarstw, a lokalny rząd zaleca kuracje ziołami. Drugi koniec świata, miejsce odległe o tysiące kilometrów, a jednak i tam dotarło dobro niewielkiego napastnika.
- To nie jest tak, że chciałem się z tym wszystkim obnosić. Wolałem po cichu robić swoje, ale kiedy jedna z gazet wszystko opisała, lawiny nie mogłem już zatrzymać - przyznaje Mertens, cytowany przez "Corriere del Mezzogiorno"
Wszystkich akcji charytatywnych sygnowanych nazwiskiem piłkarza nie sposób wymienić, a zapewne o wielu nigdy się nie dowiemy. Ważne, że wiedzą o nich ci, którzy pomocy potrzebowali.
Jedno mi się tutaj nie podoba: cała masa piłkarzy pomaga, a z tego artykułu to tak troszeczkę wychodzi jakby to było coś rzadkiego.
A ludzie zawsze będą krytykować
- Czytaj całość
Reszta pilkarzyków powinna brać przykład mając takie kwoty w kontraktach.