Czytaj w "PN". Było minęło - Mariusz Śrutwa: Nie umiem kłamać

Newspix / Michał Chwieduk / Na zdjęciu: Mariusz Śrutwa (z lewej)
Newspix / Michał Chwieduk / Na zdjęciu: Mariusz Śrutwa (z lewej)

Jest legendą Ruchu Chorzów, ale wychował się w Polonii Bytom. Zasiada w radzie nadzorczej Niebieskich, a na co dzień prowadzi własne biznesy, z firmą kominiarską na czele. Mariusz Śrutwa opowiada o obecnej sytuacji w Chorzowie i karierze piłkarskiej.

W tym artykule dowiesz się o:

Rozmawiał Paweł Gołaszewski

Co słychać?

Mariusz Śrutwa: Dziękuję, wszystko w porządku. Prowadzę swoją działalność. Już mam dużo obowiązków, a z każdym miesiącem ich przybywa. W Polsce życie jest coraz bardziej nerwowe, wszyscy się wszędzie spieszą… Mamy coraz bardziej pod górkę. Wiem coś o tym, prowadzić firmę nie jest łatwo. A przecież piłka też jest wciąż obecna w moim życiu. Co prawda w niższych ligach nie mam ochoty grać, jestem za to reprezentantem Śląska oldbojów, tyle że coraz rzadziej się spotykamy. W każdym razie co roku startujemy w okręgowym Pucharze Polski.

(...)

To kiedy Ruch wyjdzie na zero?

Plan jest rozpisany na kilkanaście lat. Względem miasta spłata jest dopiero po dziesięciu. Wszystko było ustalane sądownie, wierzyciele to zaakceptowali. Ludzie, którzy przyszli do Ruchu, wykonali kawał roboty. Nawet urząd skarbowy został jednym z udziałowców spółki. Zgodził się na restrukturyzację i była to jedyna możliwość, aby odzyskać długi. Gdyby to się nie udało, klub by zniknął z mapy albo odbudowywał się w czwartej lidze. Wtedy wierzyciele nie dostaliby nawet złotówki.

Jak pan odnajduje się w roli członka rady nadzorczej?

Zdaję sobie sprawę, że popełniliśmy kilka błędów w ostatnich miesiącach. Oprócz spraw finansowo-organizacyjnych są też sportowe. Piłkarsko nie jesteśmy na tym poziomie, co powinniśmy. Budowa zespołu nie jest łatwa, zwłaszcza że zaczynaliśmy rozgrywki z zakazem transferowym, więc w pierwszym składzie wychodzili juniorzy i zawodnicy rezerw. Do tego doszły karne punkty i stąd wyszła taka sytuacja… Na szczęście w Chorzowie mieszkają tacy ludzie, którzy zawsze stoją murem za Ruchem. Nawet w najgorszych momentach. Stadion przy Cichej? Wiadomo, że nie jest najpiękniejszy, ale ma klimat.

Jak to jest możliwe, że wychowanek Polonii Bytom jest traktowany w Ruchu jak legenda?

Ale kibice Polonii też mnie bardzo lubią! Znam się z najbardziej decyzyjnymi kibicami i się szanujemy. Często pojawiam się nawet na ich meczach, ponieważ mam kilku znajomych, którzy zarządzają klubem. W Ruchu też mam bardzo dobry kontakt z fanami. Często byłem zapraszany na ich zamknięte imprezy.

Czym pan zaskarbił sobie ich sympatię?

Jestem sobą. Zawsze byłem, jestem i będę szczery. Nawet kiedy konkretna osoba chce usłyszeć zupełnie coś innego, ja nie potrafię kłamać w żywe oczy. Nikt mi nigdy nie zarzucił, że brałem udział w przekrętach. Jestem czysty, a pamiętamy, jakie były czasy, kiedy grałem w piłkę. Nigdy nie byłem wzywany ani sam dobrowolnie nie jechałem do Wrocławia w wiadomym celu. Poza tym ludzie widzieli zaangażowanie, oddanie. Nie bałem się krytykować siebie ani drużyny. Nie uciekałem od odpowiedzialności za porażki, spadki… Nie chowałem się, kiedy trzeba było iść porozmawiać z kibicami.

(...)

[b]Cały artykuł do przeczytania w najnowszym numerze tygodnika "Piłka Nożna".

ZOBACZ WIDEO "Damy z siebie wszystko" #19. Niesamowity ścisk w Ekstraklasie. "Możemy być świadkami sensacji"

[/b]