21 lipca 2016 roku chiński miliarder Jeff Shi spełnił swoje największe marzenie. Szefa konglomeratu Fosun International, który dorobił się na przejmowaniu zagranicznych banków oraz firm farmaceutycznych, przestały już interesować wielkie sumy i spotkania biznesowe. Shi wolał jedynie posiadać własny klub piłkarski.
Wbrew pozorom nie miała to być kolejna zabawka bogacza. Przedsiębiorca posiada naprawdę wielkie plany wobec futbolu. Aby je urzeczywistnić, biznesmen nawet przeprowadził się do miasta wielkości Gdyni, angielskiego Wolverhampton, gdzie miejscowi Wanderers to drużyna zaplecza Premier League. Zespół przed zatrudnieniem Chińczyka znajdował się w ogromnym dołku. Nie tylko finansowym, ale przede wszystkim sportowym. Po ledwie trzech latach obawiają się go już największe kluby na Wyspach.
Trener na 20 meczów
Poprzedni właściciel Steve Morgan, który rządził klubem od 2007 roku, był znienawidzony przez miejscowych kibiców. Głównie przez brak ambicji. Jego obecna polityka to najpierw zdrowa sytuacja finansowa, potem stawianie na wychowanków, a gdzieś dalej w niedalekiej przyszłości (być może) i wyniki na boisku. Niestety na Molineux Stadium wiele spraw po drodze nie wypaliło, a Wilki po spadku z Premier League sześć lat temu nie wróciły już do najwyższej klasy rozgrywkowej. Przez sezon 2013/14 piłkarze Wanderers biegali za to po boiskach trzeciej ligi angielskiej.
Shi miał wobec drużyny zupełnie inne plany niż jego poprzednik. Jak opowiadał zatrudniony przez miliardera kierownik zespołu Jez Moxey: - Mamy być sfrustrowani, źli, ale nie możemy uważać, że gra w Championship jest "ok". Nie dla tego klubu. Niestety pierwszy sezon 2016/17 nowy zarząd Wolves zakończył totalną klapą i ledwie 15. miejscu w tabeli Championship. O pozycję niżej niż zespół za kadencji wyszydzanego poprzednika Steve'a Morgana.
Nowi właściciele byli wyjątkowo sfrustrowani postawą swojej drużyny. Shi wyrzucił na Molineux w ciągu roku aż 3 trenerów. Jednego średnio co ponad 20 meczów. Robił to zza swojego biura zlokalizowanego w Pekinie o ponad 8 tysięcy kilometrów od stadionu. Sam przez pierwszy rok nawet nie raczył się pojawić w siedzibie klubu z zachodniej Anglii. Lecz po co komu jakiekolwiek oficjalne wizyty skoro biznesu doglądał jego serdeczny przyjaciel, według magazynu "FourFourTwo", najbardziej wpływowy agent piłkarski na świecie, Jorge Mendes.
Mendes. Prawdziwy szef
O Portugalczyku właściciel Leeds United Andrea Radrizzani mówi wprost: "To Mendes jest prawdziwym szefem tego klubu". Rok przed wykupieniem Wilków, Jeff Shi postanowił zainwestować grube miliony w akcje prowadzonej przez 52-latka agencji menadżerskiej Gestifute. Już wówczas miliarder miał z tyłu głowy pomysł posiadania klubu piłkarskiego. Pomoc zaoferował mu właśnie Mendes.
Agent, który od lat prowadzi interesy Cristiano Ronaldo oraz Jose Mourinho, wziął się za pośrednictwo przy doborze odpowiedniego zespołu dla portfela oraz ambicji chińskiego miliardera. Ostateczny wybór padł na klub z Molineux Stadium. W końcu drużyna posiadała wszystko czego Shi oczekiwał: bogatą historię w połączeniu z ogromną bazą kibiców. Jak brzmi ulubione powiedzenie Mourinho, fundamenty pod "piłkarskie dziedzictwo". W zamian Chińczyk uczynił z Wolverhampton stacjonarny klub wspomnianego Gestifute.
I tak w przeciągu półtora roku niemal połowa z 25 kupionych przez Wilki zawodników to klienci Mendesa oraz jego agencji. Większość z nich to piłkarze, którzy gdyby nie ingerencja Portugalczyka, nie spojrzeli by nawet na ofertę z klubu Championship. Wśród pozyskanych przez zespół graczy znajduje się aż trójka, która mimo młodego wieku, zdążyła zadebiutować w dorosłej reprezentacji Portugalii. Są to Ruben Neves (20 lat), Diogo Jota (21) oraz Ivan Cavaleiro (24). Transfer tego pierwszego nie przez przypadek kosztował Wolverhampton rekordowe dla klubu 18 milionów euro.
W ostatnich dwóch sezonach drużyna z zaplecza Premier League wydała na nowych piłkarzy ponad 100 milionów euro. Według zasad English Football League (organizatora drugiej, trzeciej oraz czwartej ligi angielskiej) kluby nie mogą w przeciągu trzech sezonów zaliczyć straty większej niż 39 procent tej kwoty. Wolverhampton tę granicę już dawno przeskoczyło. - Strata czy zysk nie jest dla mnie równie ważna, co długofalowa wizja stabilności klubu. Jeśli właściciel chce włożyć pieniądze w klub, oczywiście, że zakończy to się stratą. Lecz gdy ta suma spłaci się na boisku to wkrótce będzie nas stać na wszystko - tłumaczy Shi.
Dla chińskiego właściciela awans do angielskiej ekstraklasy to jedynie pierwszy krok w piłkarskim biznesie. W dalszej perspektywie znajdują się europejskie puchary i walka o mistrzostwo kraju. Zresztą aktualnie to raczej wymóg, niż plan. Jeśli klub nie podskoczy w tym sezonie o klasę rozgrywkową wyżej, na zachód Anglii powędruje ogromny rachunek za złamanie zasad Finansowego Fair Play. Według UEFA bilans zysków i strat klubu musi się zgadzać lub być co najmniej bliski zeru. Po serii drogich transferów na Molineux wyrównać mogą go już jednak tylko grube miliony z tytułu praw telewizyjnych w Premier League.
Do tej pory cała misja miliardera idzie zgodnie z planem. Wilki są na pierwszym miejscu tabeli Championship, którą angielska prasa ze względu na swoją fizyczność i niezwykle wyrównany poziom ochrzciła parę lat temu "najtrudniejszymi rozgrywkami na świecie".
Klub z Molineux sześć meczów przed końcem rozgrywek ma o 11 punktów więcej od trzeciego w tabeli Fulham. To miejsce rozpoczyna strefę play-offów do gry w angielskiej ekstraklasie. Jeśli Wolves utrzymają się na czele rozgrywek, Mendes, według lokalnego dziennika "Daily Express" obiecał, iż ściągnie przyjacielowi kolejne złote dziecko portugalskiego futbolu - Andre Silvę z Milanu. Zresztą Chińczyk w międzyczasie tak zżył się z lokalną społecznością, że postanowił nawet przeprowadzić się do Wolverhampton, a przed sezonem zareagował na apel kibiców i znacząco obniżył ceny biletów. Podziałało. Obiekt Molineux nie był wypełniony w takim procencie co w obecnym sezonie od... 37 lat.
ZOBACZ WIDEO Zwycięstwo Interu Mediolan z Hellasem Werona i błyskawiczna bramka [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS2]
Podpiszcie kontrakt z Neymarem
Rozwój Wilków nie podoba się jednak innym zespołom Championship. Właściciel Leeds Andrea Radrizzani po porażce sprzed pięciu tygodni 0:3 z Wolverhampton wysłał list do FA (angielski związek piłkarski - przyp. red.) oraz EFL z prośbą aby obie organizacje przyjrzały się wpływowi Jorge Mendesa na prowadzenie drużyny. Według włoskiego biznesmena agent od momentu przybycia Jeffa Shi do zachodniej Anglii manipuluje tygodniówkami podopiecznych. Wystarczy powiedzieć, że Ruben Neves i Diogo Jota zarabiają (oficjalnie) bardzo skromne jak na ligę 20 tysięcy funtów tygodniowo.
Zdaniem Radrizzaniego stery zespołu pociąga tak naprawdę sam Mendes. Na dowód jego tezy ma świadczyć fakt, iż przed sezonem klub z zachodu Anglii zdecydował się zwolnić szkockiego szkoleniowca Paula Lamberta, gdy ten tylko zapragnął mieć większy, a raczej jakikolwiek, wpływ na nazwiska, które sprowadzano do drużyny.
Mendes miał postawić stanowcze weto. W zamian "załatwił" posadę trenera na Molineux swojemu pierwszemu klientowi, a prywatnie wielkiemu przyjacielowi, Nuno Espirito Santo. Radrizzani w liście do FA cytował punkt A1 regulaminu federacji, który mówi, iż "żaden klub nie może wchodzić w umowę z osobami trzecimi, co do materialnej polityki zespołu". Do jego protestu dołączyły inne drużyny zaplecza angielskiej ekstraklasy, m.in. Aston Villa.
- Klub z Birmingham wydał na pensje zawodników w poprzednim sezonie 61 i pół miliona funtów oraz zajął przy tym 13. miejsce w tabeli. Wolverhampton o ponad 33 milionów mniej: Jak więc mogą oni na cokolwiek narzekać? - pyta dziennikarz "Daily Mail" Martin Samuel po czym dodaje: - Może to jest prawdziwy problem. Zespoły Championship płacą horrendalne sumy bez żadnej gwarancji awansu czy jakiegokolwiek pomysłu. Boli ich to, że nie są równie inteligentni, co Wolverhampton więc zaczynają wierzyć, że ich przeciwnicy to prawdziwi oszuści.
Szkoleniowiec drugiego w tabeli Cardiff City Neil Warnock również wyraził się w podobnym tonie: - Nie interesowałoby mnie to nawet kiedy podpisaliby kontrakt z Neymarem. Tak naprawdę wszyscy żałujemy, że my nie mamy takich kontaktów - stwierdził 69-letni trener.
FA po spotkaniu z przedstawicielami Wolverhampton Wanderers postanowiła odrzucić protest rywali i stwierdziła, że klub działa z poszanowaniem wszelkich zasad programu Finansowego Fair Play. Jak na te słowa zareagował wspomniany właściciel Leeds United? Radrizzani powiedział przed kamerami, że sam rozmówi się z Jorge Mendesem na temat... ewentualnej współpracy. W końcu jak opowiada Włoch: - Kiedyś za wyniki zespołu odpowiadali piłkarze, dziś są to trenerzy, za parę lat ich rolę przejmą agenci.