To suche fakty, ale niestety wymagające uzupełnienia. Niestety, bo tym gorzej dla faktów. Drobnym maczkiem, jak w syropie na kaszel czy innym lekarstwie, należałoby więc dodać, że mistrz tak, zdobywca Pucharu owszem, ale juniorów, a bohater w części przypadkowy i w całości jednodniowy. Oczywiście tamtych sukcesów i pięknych wspomnień nikt mu nie zabierze, jednak codzienność malowała się raczej w szarym kolorze, a teraźniejszości przygrywa refren: wielka szansa przeszła obok.
Złota Genoa
Zapowiadał się znakomicie. Nad kimś takim jak on cmoka się z zachwytu i mówi: brylancik. Szybki, przebojowy, uwielbiający i umiejący dryblować. Efektowny i zwracający na siebie uwagę. Na skrzydłowego z Domżale zagięli parol skauci Genoi. Jeździli za nim, obserwowali, przekonywali tak długo, aż 17-latek powiedział tak. Chyba do końca nie zdawał sobie sprawy, dokąd idzie, z drugiej strony – ta drużyna, do której został dokooptowany, świadczyła o skali jego talentu. Trafił do juniorskiego dream teamu – w latach 2007-10 Genoa Primavera czegokolwiek się dotknęła, zamieniała w złoto. Zaczęła od międzynarodowego i prestiżowo traktowanego we Włoszech turnieju w Viareggio, później rozprawiła się bez reszty z wszystkimi na krajowym podwórku i przespacerowała kolejno po Puchar, mistrzostwo i Superpuchar. Każde z tych trofeów było dla Genoi pierwsze i na razie niepowtarzalne.
Dejan Lazarević nie przyłożył nogi tylko do Superpucharu, bo już wtedy pływał w seniorskim oceanie, ale zanim o tym, zatrzymajmy się przy złotych czasach juniorskich, bo warto. Był dobry, nawet bardzo, ale byli lepsi. W bramce Mattia Perin, w defensywie Urugwajczyk Diego Polenta, nazywany nowym Paolo Montero, w pomocy Ghańczyk Isaac Cofie, z czasem do tej formacji dołączył Stefano Sturaro i w ataku Antonino Ragusa ze Stephanem El Shaarawym. Pierwszy i ostatni z wymienionych uchodzili za cudowne dzieci włoskiego futbolu. W niedalekiej perspektywie mieli trząść ligą i reprezentacją. Wprawdzie kariery obu na licznych wirażach wytraciły początkową prędkość, ale zarówno Perin, jak i El Shaarawy zaistnieli w poważnym futbolu i ich nazwiska ciągle dużo znaczą w Serie A. A pozostali? Polenta zmarniał. Cofie a to odchodzi, a to wraca do Genoi, ale utrzymuje się na pierwszoligowym poziomie. Sturaro na etacie żołnierza od zadań specjalnych radzi sobie w Juventusie.
W finale Pucharu Włoch w 2009 roku dream team z Genoi poradził sobie z Romą i Lazarević grał w podstawowym składzie, w walce o mistrzostwo uporał się z Empoli i nasz bohater przebywał na boisku od 37 minuty, w Superpucharze rozbił 5:0 Milan, ale wtedy Słoweniec przebywał na wypożyczeniu w Torino.
Wprawdzie już otarł się w Genoi o Serie A, ale wypożyczenie do drugoligowego wówczas Torino było nobilitacją. Klub z tradycjami, z rzeszą wiernych kibiców i traktowany na tym poziomie z takim szacunkiem jak Juventus szczebel wyżej. Świetnie zaaklimatyzował się w nowym miejscu i na koniec sezonu znalazł się w gronie kandydatów do tytułu najlepszego młodzieżowca Serie B. Następnie drugoligowe rewiry poprowadziły go do Padovy i Modeny. W obu klubach grał dużo, w tym drugim też sporo strzelił – pięć goli. Awans do Serie A wydawał się naturalną koleją rzeczy i taką szansę stworzyło mu Chievo.
Dzień chwały
Tu od początku miał pod górę. Nie trafił w gust nowego trenera, którym był Giuseppe Sannino. Temu szybko zaczął palić się grunt pod nogami, ale po ratunek nie zwracał się do Lazarevicia, którego z małym wyjątkiem konsekwentnie więził na ławce lub trybunach. Po 12 kolejkach zespół z jednym zwycięstwem świecił czerwoną latarnią i przed derbami Werony nastąpiła oczekiwana zmiana szkoleniowca. Nastał Eugenio Corini.
(...)
Cały artykuł do przeczytania w najnowszym numerze tygodnika "Piłka Nożna".
ZOBACZ WIDEO: Serie A: Napoli ugasiło pożar. Dublet Mertensa, Zieliński był zmiennikiem [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS 2]