Marek Wawrzynowski: Propozycja Bońka jest rodem z Bliskiego Wschodu (felieton)

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Kibice Legii Warszawa zadymili racami stadion podczas meczu z Górnikiem Zabrze
WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Kibice Legii Warszawa zadymili racami stadion podczas meczu z Górnikiem Zabrze
zdjęcie autora artykułu

Propozycja PZPN, by przerwanie meczu karać walkowerem, to jeden z najgorszych pomysłów, jaki rzucono w polskiej piłce w ciągu ostatnich lat.

Prezes PZPN, Zbigniew Boniek rzucił w eter pomysł, by za przerwanie meczu na dłużej niż 5 minut karać walkowerem. To, że rzucił, to jeszcze nic, prezes często coś mówi, żeby sprawdzić reakcję tłumu. Problemem jest ogromna aprobata, z jaką spotkał się pomysł.

Ankietę na Twitterze przeprowadził dziennikarz Polsatu Roman Kołtoń. Ponad 40 proc. pytanych zagłosowało za walkowerem. Wszystko to spowodowane jest zajściami na stadionie Legii Warszawa podczas meczu z Górnikiem Zabrze (1:0) w miniony weekend. Kibice dwukrotnie zadymili płytę, powodując przerwanie meczu w sumie na 25 minut.

Nie jestem zwolennikiem środków pirotechnicznych na stadionach i byłem tym kibicowskim show zażenowany. To robienie we własne gniazdo, bo przecież oczywiste jest, że ktoś za to zapłaci. 70 tysięcy złotych to spora kwota. Żeby jeszcze było za co. Ani to fajne, ani efektowne. Taka prymitywna demonstracja, oznaczenie terenu. Zabawa gówniarzy.

Czy jednak walkower jest wyjściem?

Po pierwsze jest wypaczeniem idei sportu. Ktoś w tę piłkę jednak gra i to powinna być sprawa nadrzędna. Przy minimalnych różnicach, które decydują o rozstrzygnięciach w polskiej lidze, cena może być zbyt duża. A i dyskusje, gdyby ktoś spadł albo stracił tytuł, trwałyby kolejne 20 lat. Co najmniej. Więcej z tego szkody niż pożytku.

ZOBACZ WIDEO: Bartosz Sarnowski o meczu na Legii: Tak nie powinno być

Organizacja meczu to jest sprawa jakby równoległa. Walkower można dać np. za wystawienie nieuprawnionego zawodnika, ale za zachowanie kibiców tylko w skrajnych przypadkach. Jak choćby sprawa z Wilna, gdzie nie dało się kontynuować meczu. Tymczasem zadymienie boiska za pomocą środków pirotechnicznych jest sprawą bardziej żenującą niż straszną. Nie jest w żaden sposób porównywalne z atakiem na fanów gości, który miał miejsce podczas meczu z Borussią Dortmund, a który skończył się zamknięciem stadionu na historyczny mecz z Realem Madryt w Lidze Mistrzów, w ubiegłym sezonie. Już wtedy część kibiców pokazała, że dla nich wynik jest sprawą absolutnie drugorzędną.

- Jestem ciekawy, co by się stało, gdyby w trakcie meczu Legia - Górnik podczas pierwszego, czy drugiego zadymienia, przykładowo Igor Angulo zasłabł? Zawodnik zostałby przewieziony do szpitala, pewnie dopiero po 30 minutach doszedłby do siebie. I co by wtedy było? - pyta retorycznie prezes PZPN.

Chciałoby się odpowiedzieć: "A gdyby tutaj staruszka przechodziła do domu starców, a tego domu by jeszcze nie było, a dzisiaj już by był, to wy byście staruszkę przejechali, tak? A to być może wasza matka!".

Szczerze jednak nie słyszałem o przypadkach zasłabnięć piłkarzy w wyniku zadymienia boiska. Oczywiście mogę się mylić, ale raczej taki przypadek byłby jako argument używany regularnie. A więc "matka siedzi z tyłu".

Moim zdaniem to propozycja typowo populistyczna, jak obcięciem ręki za kradzież. A więc rodem z Bliskiego Wschodu, konkretnie z Iranu. A nawet gorsza, bo nie jest to obcięcie ręki sprawy, a właśnie jego matki. Oczywiście sprawca też będzie cierpiał widząc jej ból, ale czy o to chodzi?

Walkower nie dotyka faktycznie sprawcy. Dotyka klubu, który tak naprawdę sam ma poważny problem z kibicami. Ci ostatni uparli się, że klub to oni i co im zrobisz?

Ja wiem, że klub musi pilnować, ale to nie jest aż tak proste.

Poza tym klub to tak naprawdę kilkadziesiąt tysięcy ludzi, piłkarze, działacze, kibice - także przed telewizorami. W większości pewnie zażenowanych popisem grupy przebierańców, którym pewnie wydaje się, że przemycając na stadion środki pirotechniczne, przeprowadzili jakąś akcję wywrotową na miarę walki z komuną.

Oczywiście, nie da się uniknąć w jakimś stopniu odpowiedzialności zbiorowej, zawsze ktoś będzie pokrzywdzony. Ale można zacieśnić "krąg podejrzanych".

Pusty stadion uderza w znacznym stopniu w ludzi niewinnych. Zakaz wyjazdowy również. Zamknięcie sektora, na którym odpalono race, nawet na dłużej, to jest kara odpowiednia.

Ale kar może być cały wachlarz. Można ukarać ludzi, którzy byli na sektorze, żeby nie mogli przyjść na kolejny mecz. Przecież bilety są imienne (nie zamknięcie sektora a jednorazowy zakaz stadionowy dla ludzi z sektora). I wiele innych, choć nie jestem tu od podpowiadania kar. Chciałem jedynie prosić, by zachować w tej sprawie proporcje i zdrowy rozsądek.

Na pewno da się wypracować coś ciekawego, może nie tak spektakularnego, nie dającego tyle "lajków" w mediach społecznościowych. Ale przynajmniej sprawiedliwego.

Marek Wawrzynowski

Przeczytaj inne artykuły autora

Źródło artykułu: