Bartosz Kapustka. Silny jak nigdy

WP SportoweFakty / Tomasz Fąfara / Na zdjęciu: Bartosz Kapustka
WP SportoweFakty / Tomasz Fąfara / Na zdjęciu: Bartosz Kapustka

Musiało minąć prawie półtora roku, żeby Bartosz Kapustka, który jest uznawany za jednego z najbardziej utalentowanych polskich piłkarzy ostatnich lat, wyszedł w pierwszym składzie na mecz rozgrywany w najwyższej lidze. W sobotę strzelił jeszcze gola.

Zbigniew Mroziński

Powodem tak długiej absencji polskiego piłkarza na szczeblu ekstraklasowym nie były kłopoty zdrowotne czy dyskwalifikacja, lecz problemy wynikające z tego, że według specjalistów najpierw z Anglii, a później z Niemiec nie był przygotowany do gry w barwach Leicester City, a następnie w SC Freiburg.

Dobry prognostyk

4 listopada 2017 roku Bartosz Kapustka pojawił się w podstawowej jedenastce Freiburga na mecz z Schalke 04 Gelsenkirchen. Chociaż jego zespół przegrał 0:1, a on został zmieniony w 75. minucie, zebrał dobre recenzje. W magazynie "Kicker" jego postawę oceniono na 2,5 - w skali, gdzie najwyższą notą jest 1, a najniższą 6.

- Bartek powinien na dłużej zadomowić się w składzie Freiburga, bo w tym klubie stawia się na młodych piłkarzy - opowiada Marek Leśniak, były reprezentant Polski mieszkający w Niemczech. - W każdym sezonie przebija się tam jeden, dwóch takich utalentowanych chłopaków. W meczu z Schalke pokazał się z dobrej strony i niewiele zabrakło, żeby zdobył bramkę, ale po jego strzale piłka odbiła się od poprzeczki. Trener Christian Streich dał mu szansę, bo docenił postępy, jakie poczynił pod jego okiem, przede wszystkim w grze defensywnej.

To był drugi występ pomocnika w Bundeslidze. Poprzednio wszedł na boisko 17 września w 69. minucie spotkania z Bayerem Leverkusen. Freiburg przegrał 0:4 i przez następne półtora miesiąca wychowanek Tarnovii nie otrzymał szansy ponownego ligowego występu. Oficjalnie w tym zespole po raz pierwszy zagrał natomiast 12 sierpnia, gdy pojawił się w 82. minucie spotkania z Germanią Halberstadt w Pucharze Niemiec.

Ten trzeci mecz dla Freiburga był smutny, bo przegrany 1:3. Dla Polaka - chyba jednak radosny. W sobotę w starciu z Wolfsburgiem wszedł na boisko jednak dopiero w 53. minucie przy stanie 2:0 dla gospodarzy. Niedługo potem popisał się świetną akcją, wszedł w pole karne, zwiódł obrońcę i uderzył pod poprzeczkę.

Może mało tych występów, ale przynajmniej zadebiutował w niemieckiej najwyższej klasie rozgrywkowej, strzelił gola, co w Anglii nie udało mu się przez cały poprzedni sezon.

W Leicester City zaliczył w tym roku trzy mecze w Pucharze Anglii - w styczniu wszedł w końcówce spotkania z Evertonem, a w lutym został zmieniony pod koniec meczu z Derby County i pojawił się w 64 minucie potyczki z Millwall. Jedno jest pewne: na pewno nie tak miała wyglądać angielska przygoda Kapustki.

- W jego przypadku problemem było przygotowanie fizyczne - kontynuuje zdobywca
42 bramek w Bundeslidze w latach 1988-96. - Musiał nabrać masy. Współczesny futbol wymaga, żeby piłkarz nie wyglądał tak, że gdyby wiatr mocniej powiał, toby go przewrócił.

15 maja 2016 roku utalentowany pomocnik wyszedł w podstawowej jedenastce Cracovii na mecz kończący sezon naszej ekstraklasy z Lechią Gdańsk i grał przez 90 minut. W lipcu, po krótkim urlopie, jaki mu przysługiwał po mistrzostwach Europy, w których wystąpił w czterech meczach Biało-Czerwonych (w dwóch wyszedł w pierwszej jedenastce, a w dwóch był zmieniany), zdążył w ekstraklasie w zespole Pasów dwukrotnie wyjść jako zmiennik, a potem pojechał do Leicester. Biorąc pod uwagę, że miał dopiero 19 lat (urodził się 23 grudnia 1996 roku), było to niezwykle ryzykowne posunięcie, ale kto by nie skorzystał z oferty mistrza Anglii?

- Kapustka za wcześnie wyjechał z Polski - kontynuuje Leśniak. - Według mnie powinien pograć jeszcze jakieś trzy, cztery lata w naszej lidze, tyle że nie w Cracovii, ale w zespole mocniejszym, takim jak Legia Warszawa czy Lech Poznań, i dopiero wyjechać za granicę. Z tego, co pamiętam, nawet w drużynie Pasów nie wszystkie mecze rozgrywał w całości, a taki Robert Lewandowski, gdy przechodził do Borussii Dortmund, miał już prawie 22 lata, był mistrzem Polski i królem strzelców ekstraklasy. Mimo to nawet jego początki w Bundeslidze nie były łatwe. W pierwszym sezonie krytykowano go, nie zawsze łapał się do pierwszej jedenastki, ale pracował nad sobą i teraz jest gwiazdą światowego formatu.

ZOBACZ WIDEO: Polska sędzia: Byłam zszokowana, że ktoś może mnie tak bardzo wyzywać

Na szczęście w Niemczech Kapustka nie odbił się od ściany jak Mateusz Klich, również były zawodnik Cracovii i także urodzony w Tarnowie, z tym że sześć lat wcześniej. W 2011 roku trafił do VfL Wolfsburg, ale przez półtora sezonu nie zadebiutował w 1. Bundeslidze. Przez następne półtora roku odbudował się jednak w holenderskim PEC Zwolle i jesienią 2014 roku postanowił jeszcze raz spróbować sił w klubie Volkswagena. Znowu bez powodzenia, więc przeniósł się do grającego klasę niżej 1. FC Kaiserslautern, gdzie też specjalnych osiągnięć nie zanotował.

Marzenia o mundialu

Klich formę odzyskał dopiero w poprzednim sezonie ponownie w Holandii, tym razem w Twente Enschede. Potem jednak jeszcze raz postanowił spróbować szczęścia w kraju, gdzie ligi są silniejsze, i wylądował w Leeds United. Na razie rozegrał jednak zaledwie trzy mecze w Championship, z czego tylko raz wybiegł w pierwszym składzie.

- Liga holenderska nie wymaga takiego przygotowania fizycznego jak rozgrywki w Anglii i Niemczech - podsumowuje Leśniak. - Gdy Arek Milik trafił pięć lat temu do Leverkusen, nie był gotowy na grę w Bundeslidze. Potem jednak przeniósł się do mniej wymagającej Eredivisie. W Ajaksie Amsterdam zaczął demonstrować kapitalną formę, okrzepł i dopiero stamtąd trafił do włoskiego Napoli.

Kapustka chciałby znaleźć się w 23-osobowej kadrze Biało-Czerwonych na mistrzostwa świata w Rosji. Wprawdzie miał niewielki udział w awansie reprezentacji Polski na ten turniej, ale nie zapominajmy, że to właśnie on zdobył pierwszą bramkę dla naszego zespołu w meczu otwierającym eliminacje z Kazachstanem. Boisko w Astanie opuścił pod koniec spotkania, później zaliczył kilkanaście minut przeciw Armenii w Warszawie i na tym udział w kwalifikacjach mundialu zakończył. Po raz ostatni, czyli 14, w zespole prowadzonym przez Adama Nawałkę wystąpił natomiast równo rok temu – 14 listopada 2016 roku przeciw Słowenii we Wrocławiu.

Potem został przesunięty do kadry U-21 przygotowującej się do mistrzostw Europy, które w czerwcu 2017 roku odbyły się naszym kraju. W tym turnieju zbyt wiele nie pograł, bo już w pierwszym spotkaniu fazy grupowej ze Słowacją musiał z powodu kontuzji zejść już po godzinie gry. W trwającej turze eliminacji kolejnej edycji ME do lat 21 wystąpił we wszystkich spotkaniach, zawsze w pierwszym składzie.

Komentarze (2)
avatar
Arczi91
18.11.2017
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
System szkolenia młodzieży w Polsce jest fatalny. Wszyscy piłkarze o tym mówią, a dalej myśl szkoleniowa leży. Tylko Ci którzy wyjadą stąd w młodym wieku mają szanse na zostanie gwiazdami, tak Czytaj całość