Damian Kądzior: Jeździłem na wózku inwalidzkim. Tata nosił mnie na plecach

PAP / Andrzej Grygiel / Na zdjęciu: Daman Kądzior cieszy się po strzelonym golu
PAP / Andrzej Grygiel / Na zdjęciu: Daman Kądzior cieszy się po strzelonym golu

Zoperowano mi jednocześnie dwie stopy, musiałem poruszać się na wózku inwalidzkim. Teraz noszę specjalne wkładki do butów, w stopach mam śruby, których nie wyjmę wcześniej niż przed zakończeniem kariery - mówi nam Damian Kądzior, reprezentant Polski.

Paweł Kapusta, WP SportoweFakty: Długą drogę musiał pan przebyć, żeby trafić do reprezentacji Polski.

Damian Kądzior, piłkarz Górnika Zabrze i reprezentacji Polski: Grałem w 3., 2., 1. lidze, a do ekstraklasy trafiłem dopiero przed kilkoma miesiącami, gdy miałem już 25 lat. Może dopiero w dwóch ostatnich latach zaczęto dostrzegać mój potencjał? A może po prostu chodziło o podpisany długi kontrakt i kluby z ekstraklasy nie chciały zapłacić za mnie sporych pieniędzy? W polskich realiach ma to ogromne znaczenie.

Ze zdrowiem też było kiedyś krucho.


Od siedmiu lat nie miałem żadnej kontuzji, od siedmiu lat tydzień w tydzień jestem gotowy do gry. Gdy miałem jednak 18 lat, musiałem przejść operację z powodu przeciążenia piątej kości śródstopia. Po prostu złamałem nogę. Na dodatek będąc już na operacji w Krakowie lekarze odkryli, że w drugiej stopie mam bardzo podobny problem. Zoperowano mi więc jednocześnie dwie stopy, musiałem przez pewien czas poruszać się na wózku inwalidzkim. Po operacji przechodziłem rehabilitację, zabezpieczyłem się też na przyszłość - noszę specjalne wkładki do butów, w stopach mam śruby, których nie wyjmę wcześniej, niż przed zakończeniem kariery.

Wózek inwalidzki - to brzmi dramatycznie.


Tak, ale piłkarze miewają poważniejsze kontuzje. Po prostu przez dwa tygodnie w ogóle nie mogłem chodzić. Jeździłem więc na wózku z pokoju do pokoju i do toalety. Rodzice bardzo mi wtedy pomagali. Szczególnie tata, który woził mnie na rehabilitację, nosił na plecach...

I to dosłownie!


Wyglądało to mniej więcej tak: jechaliśmy na rehabilitację, brał mnie na plecy, zanosił do szatni dla niepełnosprawnych, później wrzucał do basenu. To był czas, który udowodnił mi, że bez zdrowia nie da się zrobić zupełnie nic w świecie sportu. Stałem się wtedy bardzo świadomy.

Pamięta pan, co robił dokładnie rok temu?


Grałem mecz przeciwko Chojniczance w 1. lidze. A jeszcze w czerwcu grałem przeciwko Stomilowi. Na zapleczu ekstraklasy zrobiłem jednak wszystko, co było możliwe, sezon wycisnąłem jak cytrynę, więc na moje wykupienie zdecydował się Górnik Zabrze. Najważniejsze, że wciąż się rozwijam, staję się coraz lepszym zawodnikiem. I właśnie mój rozwój musiał dostrzec selekcjoner Adam Nawałka.

Jak podchodzi pan do swojej obecności w kadrze? To raczej epizod czy coś, co może potrwać dłużej?


Najważniejsze, że trener zaprosił mnie po raz drugi. Oznacza to, że musiał być zadowolony z tego, co pokazałem na pierwszym zgrupowaniu. Chciałbym tu zostać na dłużej. Wszystko zależy od tego, jak będę się prezentował w Górniku.

Podczas treningów czuje pan, że odstaje umiejętnościami od bardziej doświadczonych kolegów?


Trudno to jednoznacznie stwierdzić, bo treningi na zgrupowaniu różnią się od klubowych. Dużo jest pracy nad taktyką, odpraw. Nie czuję się zawodnikiem gorszym. Różnica wynika przede wszystkim z doświadczenia. Co innego to gra w 1. lidze, w której rozegrałem ponad 70 meczów, co innego na poziomie ekstraklasy, gdzie zagrałem dotychczas tylko 15 razy. Poza tym w kadrze są piłkarze, którzy w ekstraklasie mają ponad 100 meczów, teraz występują za granicą, a w Lidze Mistrzów mają po 40 występów. Staram się podglądać kolegów w treningu, uczyć się od nich, korzystać z możliwości, którą mi dano.

Na co ostatnio zwrócił pan uwagę?


Na przykład na to, jakie ryzyko podejmuje w ofensywie Kamil Grosicki. Patrząc z ławki można odnieść wrażenie, że przez długi czas nie ma go w meczu, a wystarczą dwie akcje i jednego gola strzela sam, a drugiego wypracowuje koledze. Od Kuby Błaszczykowskiego mogę się z kolei uczyć odpowiedzialności na boisku, jak nie tracić piłek, jak się umiejętnie zastawić, żeby zostać sfaulowanym, jak współpracować z bocznym obrońcą. Właśnie tutaj, w grze w defensywie, mam ogromne rezerwy.

Robert Lewandowski jako kapitan próbował pomagać nowym w kadrze? Czegoś was uczyć?


Tutaj wszyscy chcą pomagać nowym, każdy dopytuje, oferuje pomoc. Z Robertem rozmawiałem podczas październikowego zgrupowania. Podszedł do mnie, spytał czy potrzebuję pomocy, czy kogoś znam z reprezentacji. Odnalazłem się jednak dość szybko.

Pachnie już panu mundialem?


Polska przecież jedzie na mundial.

Pytanie, czy z Damianem Kądziorem.


Przecież ja nie mam nawet debiutu w kadrze. Jeśli jestem na drugim zgrupowaniu, oznacza to, że moja praca w klubie jest zauważana, że idę do przodu. Ale mundial to bardzo daleka perspektywa.

Pierwsze powołanie było szokiem?


Rozmawiałem o tym wcześniej z trenerem Marcinem Broszem, wiedziałem że trener Nawałka się mną interesuje. Analizował moje statystyki, dane dotyczące występów, oglądał mecze. Na pewno nie jest tak, że powołanie otrzymuje się za jeden albo dwa dobre występy. Poza obserwacjami sztab na pewno robi jeszcze środowiskowy wywiad, dopytuje o podejście piłkarza do obowiązków. W tym aspekcie też nie mam sobie nic do zarzucenia. Powołanie było więc efektem ciężkiej pracy.

ZOBACZ WIDEO Kamil Grosicki: Gdzieś tam miejsce dla mnie z przodu się znajdzie


Przed startem sezonu nikt nie przypuszczał, że Górnik Zabrze może być liderem Ekstraklasy na półmetku fazy zasadniczej. Skąd wy się w ogóle wzięliście?


Jak to skąd, z 1. ligi! Chłopaki grali w poprzednim sezonie, zresztą tak jak ja, na zapleczu ekstraklasy. Nie chcę mówić, że ekstraklasa nie różni się od 1. ligi, bo się różni, ale na pewno nie ma przepaści. Przecież jeszcze niedawno w 1. lidze grał na przykład Jakub Świerczok, który też jest powołany do kadry. Kluczowe jest wpasowanie się do drużyny. W moim przypadku na początku było ciężko, ale dość szybko się odnalazłem. Wciąż nie prezentuję jednak pełni swoich umiejętności, mogę grać jeszcze lepiej. Na pewno nie czuję się gorszy od zawodników z ekstraklasy.

W czym tkwi sekret Górnika?


Po pierwsze - to wielka zasługa sztabu szkoleniowego z trenerem Marcinem Broszem na czele. Trenujemy ciężko, momentami bardzo ciężko, ale każdy wie, po co to robi. Po drugie - to co wypracowujemy na treningach potrafimy przenieść na mecz, a to nie jest tak oczywista i łatwa sprawa. Po trzecie - siła drużyny. Mimo że naprawdę dobrze gramy, mimo że na przykład Igor Angulo strzela gole jak na zawołanie, nikt nie gwiazdorzy, cały czas twardo stąpamy po ziemi.

Uważa pan, że Górnik jest w stanie skutecznie bić się o tytuł mistrzowski? Niektórzy mówią, że w końcu złapiecie zadyszkę, że Legia was wyprzedzi.


Słyszałem to już po piątej kolejce. Później po dziesiątej też ktoś mówił o zadyszce. Ale my już jesteśmy po 15 meczach, pokonaliśmy Legię, ograliśmy Lecha, zdobywaliśmy punkty z innymi, trudnymi rywalami. Wiadomo, zdarzają się też mecze słabsze, ale nawet jeśli mamy słabszy moment, to nie przegrywamy. W tym sezonie przegraliśmy jak na razie tylko dwa spotkania. Naszą siłą jest przede wszystkim doskonałe przygotowanie fizyczne. Na rywali nie zwracamy uwagi. Czymś znakomitym jest też pomoc trybun, wcześniej nie grałem dla tylu kibiców. Nawet poza meczami można czuć ich wsparcie. Mieszkam w Gliwicach, a i tak zdarza się, że zostaję zaczepiany przez fanów. Niedawno na basenie w Gliwicach pani, która sprzątała w szatni rozpoznała mnie i życzyła powodzenia. Czuć, że region żyje Górnikiem.

Mimo że zaczęło w końcu "żreć" w futbolu, pan się ponoć zapisał na studia.


Wychowałem się w rodzinie, w której edukacja była i jest bardzo ważna. Dlatego gdy część mojej drużyny szła w Białymstoku do słabszej szkoły, ja znalazłem się w drugiej grupie, która trafiła do jednego z najlepszych liceów w mieście. Trenowałem wtedy z pierwszym zespołem Jagiellonii, ale nie przeszkadzało mi to w bardzo dobrym zdaniu matury z rozszerzonym językiem angielskim, rozszerzoną geografią. To był czas, w którym świetnie szło mi w Jadze, chciałem postawić wszystko na piłkę, ale z drugiej strony nauka była dla mnie ważna. Zastanawiałem się nad wyborem kierunku studiów niezwiązanym ze sportem, aby mieć furtkę w razie gdyby mi się powinęła noga w futbolu. Myślałem o dziennikarstwie, myślałem o kilku innych ścieżkach, ale ostatecznie trafiłem na AWF. Później rozpoczęły się moje wypożyczenia, był Lublin, Ząbki - to wszystko nie pomagało w studiowaniu. Bardzo chciałem skończyć tę szkołę, robiłem to na raty, ostatecznie zabrakło mi pół roku. Nie poddaję się jednak, zapisałem się na wyższą szkołę zarządzania. Zaczęły przychodzić jednak powołania do reprezentacji i dwa pierwsze zjazdy musiałem ominąć, bo wezwał mnie selekcjoner Nawałka.

Czyli nie odpuścił pan nawet mimo tego, że w końcu na piłce zarabia pan konkretne pieniądze.


Skąd. Wiem, jaka jest teraz przede mną szansa i wiem, że jeśli szansę wykorzystam, być może zostanę w kadrze na dłużej. Z drugiej jednak strony doskonale zdaję sobie sprawę, że grania w piłkę na poziomie gwarantującym dobre zarobki będę miał przed sobą jeszcze - w porywach - dziesięć lat. A co później? Później przecież życie się nie kończy i coś trzeba będzie robić. Stąd między innymi zapisanie się na studia. Mam kilka pomysłów na siebie, nie ograniczam się tylko do myślenia o futbolu. W najbliższym czasie będę chciał zainwestować pieniądze w kupno mieszkań pod wynajem w Białymstoku. Mam też kilka pomysłów związanych z pracą przy akademii piłkarskiej. Jak na razie piłka w moim życiu jest jednak na pierwszym miejscu.

Źródło artykułu: