Oto polski człowiek z żelaza - Kamil Glik. Nawet Robert Lewandowski nie gra tyle, co on

PAP / Bartłomiej Zborowski / Polscy piłkarze cieszą się z bramki strzelonej przez Kamila Glika (z lewej) dla reprezentacji Polski
PAP / Bartłomiej Zborowski / Polscy piłkarze cieszą się z bramki strzelonej przez Kamila Glika (z lewej) dla reprezentacji Polski

Nie Robert Lewandowski, lecz Kamil Glik jest najbardziej eksploatowanym polskim piłkarzem. 29-latek gra jeszcze więcej od "Lewego", a na boisko wybiega nawet wtedy, kiedy lekarze mu to odradzają. - To cyborg - mówi o nim członek sztabu kadry.

Robert Lewandowski z powodu kontuzji pauzuje niezwykle rzadko i pod tym względem jest ewenementem na skalę światową.

Podczas trwającej już jedenaście lat zawodowej kariery "Lewy" opuścił z powodu problemów zdrowotnych tylko siedem (!) spotkań, a nigdy nie pauzował przez urazy dłużej niż tydzień.

"Lewy" specjalnej troski

Organizm kapitana Biało-Czerwonych od lat jest eksploatowany do granic możliwości - od kampanii 2011/2012, w której stał się podstawowym graczem Borussii Dortmund, rozgrywał ponad 50 meczów na sezon - i w końcu się zbuntował. Po tym, jak w meczu z RB Lipsk "Lewy" doznał lekkiego urazu mięśnia uda, sztab medyczny Bayernu Monachium stwierdził, że dwukrotnemu królowi strzelców przyda się odpoczynek od wysiłku meczowego.

Polak opuścił spotkanie Ligi Mistrzów z Celtikiem Glasgow (31.10), by w kolejnym meczu ligowym z Borussią Dortmund (04.11) zagrał już w pełnym wymiarze czasowym. Nie wiadomo jednak, czy wystąpi w najbliższych spotkaniach towarzyskich z Urugwajem (10.11) i Meksykiem (13.11), bo uraz, którego nabawił się 28 października, nadal nie jest wyleczony.

- Robert był leczony tylko kilka dni po meczu z RB Lipsk. Po spotkaniu z Borussią doskwierał mu ból. Naciągnął mięsień półścięgnisty i półbłoniasty. Uraz nie jest doleczony - wyjaśnił lekarz reprezentacji Polski, Jacek Jaroszewski.

Zapomniany Glik

Nie ma w tym nic złego, że cała Polska dmucha i chucha na Lewandowskiego, ale licząc minuty rozegrane przez napastnika Bayernu, nie wypada zapomnieć o tym, że jest w zespole Adama Nawałki jeszcze mocniej eksploatowany piłkarz. Kamil Glik, o którym mowa, w sezonie 2017/2018 wystąpił od pierwszego do ostatniego gwizdka w każdym z 21 spotkań AS Monaco i reprezentacji Polski! To oznacza, że od 29 lipca, czyli pierwszego po letniej przerwie meczu o stawkę, Glik spędził na boisku już łącznie aż 1890 minut. W pięciu najlepszych ligach Europy (angielskiej, francuskiej, hiszpańskiej niemieckiej i włoskiej) próżno szukać dziś mocniej zapracowanego od niego zawodnika z pola.

Glik nie ma problemu z pewnością siebie i dobrze radzi sobie bez płynących z każdej strony pochlebstw, ale gdy na początku listopada oficjalny portal PZPN opublikował listę "najwięcej grających zawodników z czołowych lig Europy", na czele której znalazł się Lewandowski, co miało uwypuklić eksploatację "Lewego", o której było wtedy głośno nie tylko w Polsce, ale i w Europie, poczuł się pominięty.

Autorzy mieli na myśli zawodników ofensywnych, ale nie zostało to zaznaczone, więc Glik nie omieszkał skomentować tego na Twitterze, dopominając się o swoje. Po interwencji Glika grafika szybko zniknęła, ale obrońca Monaco nie skasował swoich postów. "Glik: 16 meczów, 1440 min plus mecze reprezentacji. Szkoda, że już tego nie liczycie" - napisał rozgoryczony mistrz Francji.

Cyborg

W przeciwieństwie do Lewandowskiego, który bardzo rzadko jest kontuzjowany, Glik wybiega na boisko mimo urazów, o których opinia publiczna po prostu nie wie albo dowiaduje się o nich z opóźnieniem. Gdy w październiku minionego roku w meczu el. MŚ 2018 przeciwko Danii (3:2) zanotował najgorszy od lat występ mecz w kadrze, wyszło na jaw, że od kilku miesięcy gra mimo urazu kolana. Nie chciał jednak, by stanowiło to dla niego alibi dla słabego występu.

- Mam zerwane więzadła tylne w kolanie i problemy z łękotką. Są problemy i czasem to czuję, ale gram. Nigdy nie szukałem jednak alibi w tej postaci. To nie jest w moim stylu. Chcę tak dociągnąć do końca kariery. Więzadła są zerwane, ale można to zniwelować siłą mięśni. Nie przeszkadza mi to jakoś specjalnie w grze, więc chcę to kontynuować - tłumaczył wówczas.

Pod wrażeniem wytrzymałości i zdolności Glika do regeneracji są członkowie sztabu szkoleniowego polskiej kadry. Za kadencji Adama Nawałki to właśnie 29-latek z Jastrzębia Zdroju rozegrał najwięcej minut (2940), opuścił tylko dwa mecze o stawkę - oba z powodu kartek.

- Kamil Glik to prawdziwy cyborg. O ile Robert czasem zapuka i profilaktycznie poprosi, żeby sprawdzić kręgosłup oraz czy wszystko gra, tak Kamil nawet do nas nie zagląda - zdradził w październiku w rozmowie ze sport.pl główny fizjoterapeuta reprezentacji Polski, Bartłomiej Spałek.

- Fenomen. Pytamy: "Kamil, może wpadniesz? Zapraszamy". A on zawsze odpowiada, że czuje się świetnie i nic go nie boli. Jest tak mocny, że w ogóle nie potrzebuje wsparcia fizjoterapeuty - dodał Spałek.

Niezniszczalny

Mimo zerwanego więzadła tylnego w kolanie i kilku innych problemów zdrowotnych, w minionym sezonie Glik rozegrał dla Monaco i reprezentacji Polski aż 58 spotkań, podczas których spędził na boisku aż 5190 minut - tylko trzech piłkarzy z lig TOP5 rozegrało w poprzedniej kampanii więcej minut od niego: Antoine Griezmann (5245) i Koke z Atletico Madryt (5378) oraz Wilfred Ndidi z Leicester City (5438).

ZOBACZ WIDEO: Lekarz kadry: Michał Pazdan ma bolesny uraz

- Poważniejszym urazem było tylko skręcenie kostki. Uszkodziłem więzadła. To był moment, w którym powinienem odpocząć około dwóch tygodni - tak powiedział doktor. Nie trenowałem dwa dni, zrobiłem zabieg i na mecz ligowy byłem gotowy - zdradził w rozmowie z WP SportoweFakty w maju.

Jak to było możliwe? - Siłą woli, pozytywnym myśleniem można kontuzje przezwyciężyć. Tutaj kluczowy jest charakter. W całej karierze nie miałem kontuzji, która by mnie wyeliminowała na dłużej niż kilka dni. Są zawodnicy, którzy odpuszczają i odpoczywają, a ja należę do takich, którzy zawsze chcą grać. Przy dobrych zabiegach i "tejpie" można żyć - odpowiedział Glik.

W tym sezonie polski cyborg też już kwalifikował się do odpoczynku. W połowie sierpnia doznał urazu kolana i choć lekarze zalecali mu przerwę, zagrał w meczach ligowych z FC Metz i Olympique Marsylia. I to tak dobrze, że po obu spotkaniach trafił do "11" kolejki Ligue 1.

Glik sam sobie nie pobłaża i nie chce, by robił to za niego ktoś inny. Wie, że doszedł na szczyt dzięki temu, że w trudnych momentach sobie nie odpuszczał. - Moja kariera to 80 procent codziennej harówy, a reszta - talent i trochę szczęścia. A zatem wszystkie osiągnięcia są kwestią mocnego, trudnego do złamania charakteru. Nikt za darmo mi niczego nie dał - przyznał na łamach "Piłki Nożnej".

Źródło artykułu: