- Przy takiej porażce należałoby powiedzieć, że zabrakło nam wszystkiego - mówił podczas krótkiego spotkania z dziennikarzami po meczu Dania - Polska Arkadiusz Milik.
- Dostosowaliśmy się do stylu gry rywala. Widać to było w pierwszej połowie, gdy przeciwnik zaczął grać długą piłką, a w przeciwieństwie do nas, jest to ich siła. Zamiast grać w piłkę, graliśmy siłowo. To był nasz największy błąd. Były momenty, gdy próbowaliśmy zagrać w piłkę, ale na przestrzeni całego meczu było ich zbyt mało, aby wywieźć z tak trudnego terenu punkty. Duńczycy nas upokorzyli. Nawet nie pamiętam, gdy polska kadra przegrała aż tak wysoko - dodawał.
Dziennikarze szybko przypomnieli, napastnikowi SSC Napoli ostatnią tak wstydliwą porażkę. Biało-Czerwoni zostali zlani 0:4 przez Portugalię podczas mistrzostw świata 2002 w Korei i Japonii. - No właśnie, sami widzicie. To bardzo boli, czuję sportową złość. W piłce nie można wpadać w zachwyt po jednym dobrym meczu i w rozpacz, gdy się przegra jedno spotkanie - przyznał Milik i dodał: - W szatni po meczu powiedzieliśmy sobie: głowy do góry, nie ma się co załamywać, jedziemy dalej. W poniedziałek mamy mecz z Kazachstanem i musimy zrobić wszystko, żeby to spotkanie wygrać.
A może polskiej kadrze - liderowi grupy E, na dodatek zagłaskiwanemu przez kibiców - potrzebny był zimny prysznic? - Nie będę mówił o pozytywach, gdy przegraliśmy 0:4, ale to dopiero nasza pierwsza przegrana w eliminacjach. Wiemy, że umiemy grać w piłkę, choć dziś tego nie pokazaliśmy - powiedział.
ZOBACZ WIDEO Michał Kołodziejczyk z Danii: Koszmar, katastrofa, kompromitacja!
Milik na boisku pojawił się dopiero w momencie, gdy biało-czerwoni przegrywali już 0:3. Czy to efekt tego, że wciąż nie jest gotowy do gry po kontuzji kolana? - Czuję się przygotowany na 100 procent i teraz tylko od trenera zależy, czy da mi szansę, czy nie - zauważył zawodnik.
Kolejny mecz polska kadra rozegra w najbliższy poniedziałek, 4 września. Na Stadionie Narodowym zagramy z Kazachstanem.