Marek Wawrzynowski: Jacek Magiera walczy o posadę? Tak być powinno (felieton)

PAP / Leszek Szymański / Na zdjęciu: Jacek Magiera w trakcie meczu Legii z Sheriffem Tiraspol
PAP / Leszek Szymański / Na zdjęciu: Jacek Magiera w trakcie meczu Legii z Sheriffem Tiraspol

Do tej pory dziennikarze i kibice często tłumaczyli Jacka Magierę zrzucając winę na złych piłkarzy. Chyba trzeba zdjąć parasol ochronny i postawić sympatycznego szkoleniowca pod ścianą. Wóz albo przewóz.

Bezsilność. To słowo chyba najlepiej oddaje dzisiejszą Legię Warszawa. Mistrzowie Polski od miesięcy zaliczają zjazd. Najpierw powolny, potem coraz szybszy. Kibice mają w pamięci fantastyczne jesienne mecze z Realem, Sportingiem. Tymczasem obecna drużyna nie ma wiele wspólnego z tamtą ekipą, która miała szanse stać się jedną z najlepszych w najnowszej historii polskiej piłki. Został cień.

Właściciel klubu, Dariusz Mioduski, przekonywał nas niedawno, że trenerowi Jackowi Magierze chce zaoferować nowy kontrakt. Jeśli jednak widział wczorajsze widowisko, a widział, chyba sam zaczyna się zastanawiać nad tym, czy warto było składać takie deklaracje. Na szczęście w świecie futbolu wszelki romantyzm jest widziany niemile. Kto ma sentymenty, ten przegrywa. A deklaracje można składać w nieskończoność.

Trener powoli traci argumenty. Przykro na to patrzeć, bo życzę mu dobrze, ale też dobrze życzyłem wielu innym szkoleniowcom. Taki to zawód.

Legia miała niby lepsze statystyki niż Sheriff Tyraspol (w strzałach 10:5, w celnych 6:1), prowadziła grę, ale było to jak prowadzenie tańca przez pijanego wujka na weselu. Niezgrabne, przypadkowe, z mylonymi krokami.

ZOBACZ WIDEO Maciej Dąbrowski założył się z dziennikarzem o whisky. "Za tydzień będziemy w innych nastrojach"

Krótkie podania, ciągłe straty, brak umiejętności zagrania ostatniej piłki. To jest to wszystko, co wcześniej robił Vadis Odjidja-Ofoe, dzięki czemu inni mogli grać na alibi, na zasadzie: "On to załatwi, a jak nie załatwi, to tym bardziej ja nie muszę".

Największym błędem Magiery, i to już zostało powiedziane dziesiątki razy, było uzależnienie gry od Belga. Oczywiście był to piłkarz, który przerastał ligę i było dość naturalne, że będzie prowadził grę, jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że wiosną w Legii podporządkowano mu zbyt wiele. A przecież ryzyko, że odejdzie, było spore.

Zresztą, Legia gra już 12. mecz bez tego zawodnika. Leo Beenhakker mawiał: "Nie mogę myśleć o zawodnikach, których nie mam, muszę zastanowić się co zrobić z tymi, którzy są".

Przeprowadzono transfer Cristiana Pasquato i Hildeberto, ale jeden nie gra, a więc w ocenie trenera odstaje od kolegów. Drugi właśnie wchodzi i wygląda dobrze, ale potrzebuje czasu. Na razie nie może "zatrybić" Armando Sadiku, któremu rodzice dali pewnie nieprzypadkowe imię, ale umówmy się - chłopak ma problem z przyjęciem i opanowaniem prostej piłki. Widać, że ma możliwości, jest silny, dobrze się ustawia. Ale od środkowego napastnika wymagamy jeszcze bramek.

Pewnie, gdy to wszystko "ruszy z miejsca", Legia znowu zdemoluje ligę. Pytanie czy tylko polską. Na razie wygląda na to, że klub powtórzył błędy z poprzedniego okna transferowego. Może nie w takim stopniu. Wtedy wyprzedano pół drużyny i klub do Ligi Mistrzów przystępował całkowicie przemeblowany, z ligowcami w składzie. Na szczęście w porę się obudził i przekuł klęskę w sukces.

Teraz można powiedzieć, że znowu nieudane okno transferowe. Piłkarze, którzy tworzą szkielet drużyny powinni jednak wchodzić do zespołu wcześniej. To nie są zakupy na ostatnią chwilę, bo właśnie dowiedzieliśmy się, że przyjeżdża do nas teściowa. Jak w reklamie sosu dobrego na każdą okazję. To powinien być starannie zaplanowany biznes. Naprawdę szansa, że co roku będzie się trafiało na irlandzki Dundalk i gdzieś się jakoś przepchniemy, jest znikoma.

Trzeba też pamiętać, że "zjazd" Legii zaczął się znacznie wcześniej niż w tym oknie transferowym. Zimą, gdy klub sprzedał Nemanję Nikolicia, którego Jacek Magiera nie widział w składzie (czego do dziś nie potrafię zrozumieć). Wolał Aleksandara Prijovicia. Ale "Prijo" nic sobie z tego nie robił i wybrał Grecję. Po prostu wymusił transfer.

Warto zobaczyć jak spadła od tego momentu skuteczność drużyny. To był pierwszy cios w Dream Team, który chciał dorównać Wiśle Kasperczaka, co dziś brzmi jak żart Karola Strasburgera. Legia Magiery z tamtego okresu w pierwszych 10 meczach ligowych zdobyła 25 punktów (jedyną porażkę odniosła w pierwszym meczu), strzeliła 33 bramki.

W rundzie wiosennej, pozbawiona strzelb, po nie do końca trafionych transferach, wciąż był to najlepszy zespół w kraju, ale różnica w skuteczności jest zasadnicza: 17 meczów, 38 punktów i zaledwie 27 strzelonych bramek. Ktoś powie, że Legia też znacznie mniej traciła. I to prawda. Ale patrząc na nazwiska w defensywie, m. in. dwóch reprezentantów Polski, można oczekiwać, że będzie to coś więcej niż świetnie zorganizowana w defensywie Korona czy Arka.

Inna sprawa to konflikt właścicielski. Trzech właścicieli gwarantowało jednak większe bezpieczeństwo finansowe niż jeden. Dziś zwolennicy prezesa Leśnodorskiego pielęgnują mit "co by było gdyby". To łatwe i trafiające do sporej grupy odbiorców, ale i niezbyt mądre. Każdy rozwód to mniejsze możliwości finansowe, brak efektu synergii. Nigdy się nie dowiemy, co by było, gdyby np. poprzedni prezes musiał zarządzać klubem dysponując jedynie własnymi pieniędzmi i urokiem osobistym.
Każdy wie, że najłatwiej zarządzać cudzymi środkami. Gorzej gdy trzeba obejrzeć każdy grosz. Zwłaszcza gdy tych pieniędzy jest znacznie mniej.

Zabawne, że nikt nie chciał przyznać się do zatrudnienia Besnika Hasiego, a każdy przypinał sobie order za sprowadzenie Vadisa Odjidji-Ofoe. Dziś okazuje się, że albańsko-belgijski trener nie był jedynym problemem mistrza Polski.

Jacek Magiera dostał kredyt zaufania i posprzątał po poprzedniku. Poprawił atmosferę, dał szansę tym, którzy wcześniej jej nie mieli, wprowadził "sprawiedliwość" i to działało. Krótko. Bardzo krótko.

Aleksander Brożyniak, dawny trener Wisły Kraków, zauważył kiedyś celnie - metody są dwie. Jeśli poprzednik był za ostry, to poluzować, jeśli za miękki, to podkręcić.

Czy dziś możemy powiedzieć, że cała magia Magiery to było kilka karcianych sztuczek? Trener wciąż ma wielu zwolenników i jest to dla mnie zrozumiałe - porządny, sympatyczny, uczciwy facet. W poważnej piłce to za mało. Na pewno chciałbym, żeby dostał szansę, ale nie wyobrażam sobie tego, jeśli Legia odpadnie z Sheriffem.

PS1. Kibice wywiesili oprawę przeciwko UEFA. Miała być to reakcja na karę za niedrożne przejścia. W Polsce nikt w to nie wierzy. Interpretacja, że kara jest za antyniemiecki/patriotyczny (niepotrzebne skreśl) napis z okazji powstania szybko się rozpowszechniła. Może to prawda, a może tyko pielęgnowanie mitu, wiadomo, że tłum lubi się nakręcać. Zastanawia mnie tylko mentalność takiego kibica. Kary dla Legii od lat idą w setki tysięcy, zaś delegat UEFA coś tam zanotował i tyle go widziano. Kolejne wywieszanie transparentów to działanie na szkodę własnego klubu, na zasadzie "na złość babci odmrożę sobie uszy". Przecież zapłaci klub, a więc ktoś tam.

PS2. Widząc jak kolejny polski klub zmierza w kierunku przepaści, zażartowałem na twitterze: "widzę to tak: szefowie i spece PZPN, ESA i Ministerstwa Sportu zamykają się w bunkrze o chlebie i wodzie i nie wychodzą bez planu". Prezes PZPN, Zbigniew Boniek, odpisał: "masz problemy ze wzrokiem, nic nie poradzę, PZPN nie ma nic do strategii, budżetu, polityki transferowej klubu".

Kiedyś zyskałby poklask swoich dziennikarzy i zaangażowanych fanów, dziś już tylko grupy, choć pokaźnej, anonimów. Każdy rozsądny kibic widzi problem. Wie, że nie chodzi o remis Legii, tylko o całościowy problem futbolu. Kluby, kompromitacja młodzieżówki itd. Myślę, że to właśnie prezes związku powinien zainicjować stworzenie jakiejś strategii naprawczej. W końcu jest to PZPN a więc Polski Związek Piłki Nożnej - nie PZRP: Polski Związek Reprezentacji Polski. Łatwo zbijać kasę na samograju Lewandowskim, trudniej zabrać się za pracę u podstaw.

Zobacz inne teksty autora

Źródło artykułu: