W 71. minucie publika po raz pierwszy ryknęła: Legia grać, k... mać! I to najlepiej oddawało poziom narastającej frustracji. Cztery minuty później po akcji jednego rezerwowego Hildeberto i Adama Hlouska, piłkę do bramki lekkim strzałem wpakował kolejny rezerwowy, Kasper Hamalainen. I można było odetchnąć.
Ale tylko na kilkanaście minut. W 87. minucie goście wyrównali.
Z Legią Warszawa było ostatnio jak z kursantem niemotą na kursie prawa jazdy. Uczył się teorii, studiował podręczniki ze skrzyżowaniami, był w tym pewnie świetny, ale gdy przyszło wyjechać na ulicę, to wyrżnął w pierwszy lepszy słup. I to na kazachskim stepie. Legia trenowała tylko teoretycznie, łapała taktykę na tablicy, ale już nie miała kiedy jej przećwiczyć w praktyce. Napięty terminarz początku sezonu zrobił swoje. I choć Jacek Magiera ostatnio po raz pierwszy miał luksus kilku dni spokojnego treningu, to ciągle strach odpalać silnik.
Potężna bomba Krzysztofa Mączyńskiego, główka Artura Jędrzejczyka, obie te akcji w ciągu minuty już pod koniec pierwszej połowy. I tyle emocji w tej części gry. Jedyne, co trochę Łazienkowską rozruszało, to wymierzona w UEFA oprawa kibiców. Słynna świnia wróciła na Żyletę, bo Legia znowu dostała za kibiców karę - 35 tys. euro.
ZOBACZ WIDEO: Polski skialpinista chce wrócić na K2. Ma nowy pomysł, jak zjechać ze szczytu
A poza tym nie działo się nic. A to przecież mecz być albo nie być w Europie, nie tak powinien wyglądać. Od pierwszej minuty zagrał Armando Sadiku, w pomocy Jacek Magiera dał rozrywać Sebastianowi Szymańskiemu. Wypchana teczka z danymi tego chłopaka leży w szafie Manchesteru City. Do tej pory gdy wchodził, dawał drużynie jakość. W czwartek w drugiej połowie kilka razy pokręcił w polu karnym, raz wyłożył piłkę, ale zupełnie do nikogo.
W 24. minucie z boiska zszedł kontuzjowany Guilherme, więc pewnie w jakiś sposób ta sytuacja też pokrzyżowała szyki trenerowi Legii.
Sheriff Tyraspol wyglądał jak Astana, z którą Legia odpadła w walce o mistrzostwo Polski. Żółte koszulki i dwa szybkie, zwinne czarnoskóre żądła z przodu. Ekipa z Naddniestrza grała mądrze, nie dawała Legii się rozkręcić. Ba, jej trener Robreto Bordin chciał, żeby w Warszawie jego zespół zagrał jak mistrz Kazachstanu. I mu się to udało. Szkoda, że goście nie zagrali jak Astana z Celtikiem Glasgow. Kazachowie zostali rozbici 0:5.
To nie jest byle jaki zespół. Sheriff jest jedynym klubem w lidze mołdawskiej, który ma pieniądze. A gdzie jest w miarę poważana kasa, tam jest w miarę poważna piłka.
W 87. minucie po rzucie rożnym piłkę głową do bramki skierował Cyrille Bayala.
Poważnie zrobiło się w Warszawie. To już dawno temu przestały być żarty. Brak Ligi Europy będzie na Łazienkowskiej katastrofą, a to Sheriff jest dziś w lepszej sytuacji.
Drogi w Naddnierstrzu będą dziurawe i wyboiste. A kursant - jak widać - uczy się z trudem, musi pokonać jeszcze wiele trudnych skrzyżowań. Katastrofa o krok.
Rewanż w Tiraspolu 24 sierpnia, godz. 19.00.
Legia Warszawa - Sheriff Tiraspol 1:1 (0:0)
1:0 - Kasper Hamalainen 75
1:1 - Cyrille Bayala 87
Legia Warszawa: Arkadiusz Malarz - Artur Jędrzejczyk, Michał Pazdan, Maciej Dąbrowski, Adam Hlousek - Krzysztof Mączyński, Thibault Moulin, Guilherme (Michał Kucharczyk 24), Dominik Nagy (Hildeberto 71), Sebastian Szymański - Armando Sadiku (Kasper Hamalainen 56)
Sheriff Tiraspol: Zvonimir Mikulić - Mateo Susić, Vaeceslav Posmac, Ante Kulusić, Cristiano Da Silva - Gheorghe Anton, Josip Brezovec, Zlatko Tripić (Jairo Da Silva 64), Jeremy De Nooijer - Cyrille Bayala, Ziguy Badibanga
Żółte kartki: Hlousek, Pazdan - Brezovec, Da Silva
A co tam w polskiej piłce klubowej? A nic ... bez zmian ... Kazachstan i Mołdawia nas jedzie...