Legia nie traci dystansu - relacja z meczu Legia Warszawa - Cracovia Kraków

W Wielką Sobotę, w Warszawie, Legia nie dała żadnych szans Cracovii Kraków. Aplikując swoim rywalom cztery gole, a nie tracąc żadnego, legioniści utrzymali kontakt z liderem z Poznania.

W tym artykule dowiesz się o:

Legioniści do meczu z Cracovią podchodzili ze świadomością, że muszą go wygrać. Wszyscy rywale w wyścigu po mistrzowską koronę zdobyli komplet punktów w tej kolejce, a ich spotkania zakończyły się przed rozpoczęciem tego w Warszawie.

Mecz rozpoczął się od nieśmiałych ataków Cracovii. Jednak pierwszą groźną akcję przeprowadzili gospodarze. Po dobrym podaniu ze skraju pola karnego Takesure'a Chinyamy, świetną okazję do wyprowadzenia swojego zespołu na prowadzenie miał Maciej Iwański. Pomocnik Legii strzałem głową próbował pokonać Marcina Cabaja, jednak ten był na posterunku. Dosłownie minutę później, po kolejnym dobrym ataku, w słupek trafił Chinyama.

Pierwsze minuty należały do stołecznego zespołu. Ataki te przyniosły skutek w 20. minucie. Zawodnicy Legii wymienili kilka podań przed polem karnym Cracovii. Wreszcie ostatnie, wysokie podanie dotarło do Chinyamy. Najlepszy strzelec Wojskowych przyjmując futbolówkę minął jeszcze Łukasz Tupalskiego, po czym mocnym strzałem skierował ją do siatki.

Legia objęła prowadzenie, ale nie spoczęła na laurach. Wręcz przeciwnie. Od tego momentu warszawiacy naciskali jeszcze mocniej na zespół Artura Płatka. Kilka chwil po pierwszej bramce świetnie między dwóch obrońców wbiegł Chinyama, ale tym razem jego strzał obronił golkiper Pasów. W kolejnej akcji, minimalnie pomylił się Tomasz Jarzębowski. Co nie udało się wcześniej, udało się po paru minutach. Tym razem składną akcję zespołu wykończył Maciej Rybus, który strzałem w krótki róg podwyższył na 2:0.

Poprzednie spotkanie tych drużyn zakończyło się zwycięstwem Legii 3:0. Przed sobotnią grą, Jan Urban mówił, że jeżeli mecz ułoży się po myśli jego zespołu, również możemy być świadkami wysokiego zwycięstwa warszawiaków. Te słowa okazały się prorocze, bowiem rozochoceni piłkarze stołecznego klubu w 30. minucie zdobyli trzecią bramkę. Tym razem byłych kolegów skarcił Piotr Giza, który bramkę zdobył również w jesiennej rywalizacji obu klubów.

Cracovia próbowała odpowiedzieć akcjami ofensywnymi, ale na niewiele się to zdało. W ich grze widać było zrezygnowanie. Rana, jaką były trzy bramki stracone w jedenaście minut, okazał się nie do zaleczenia. Nieliczne ataki kończyły się stratą piłki, lub niecelnym strzałem. W obliczu nieustających ataków Legii, krakowianie musieli skupić się bardziej na obronie przed blamażem, niż nad staraniami o zdobycie bramek.

W pierwszej części nie zobaczyliśmy więcej goli. Natomiast druga odsłona, rozpoczęła się zgoła odmiennie. Obie drużyny nie forsowały tempa i przez pierwsze minuty nie stworzyły żadnych ciekawych akcji. Jedną z najlepszych okazji, po rzucie rożnym, mieli goście, jednak i to nie przyniosło efektu bramkowego.

Gospodarze wyraźnie zwolnili po przerwie. Jedną z nielicznych akcji mogących zakończyć się bramką rozpoczął Maciej Iwański. Na prawą stronę zszedł Chinyama, który otrzymawszy podanie, przebieg kilka metrów i dośrodkował w pole karne. Tam czekał już Rybus, ale jego strzał ugrzązł w bocznej siatce.

Chwilę później przed szansą stanął Jarzębowski, ale stojąc tyłem do bramki, nie był w stanie skierować piłki do siatki. Po upływie kilku minut, bohater ostatniej akcji opuścił murawę, a w jego miejsce pojawił się Ariel Borysiuk.

W drugiej połowie, oprócz tego, że gra stanęła nieco w miejscu, dodatkowo się zaostrzyła. Do 70. minuty spotkania sędzia Robert Małek pokazał pięć żółtych kartek, z czego aż cztery dla piłkarzy Pasów.

W końcowych minutach, podobnie jak w pierwszych dwóch kwadransach drugiej połowy, na boisku nie zobaczyliśmy wielu ciekawych akcji. Swoje szanse miały oba zespoły, ale nikt nie potrafił ich wykorzystać. Najlepszej na gola nie potrafił zamienić Bartosz Ślusarski, który nie potrafił strzelić bramki z sytuacji sam na sam z Janem Muchą. Piłka odbita przez bramkarza poleciała wprost pod nogi Przemysława Kuliga, ale ten również fatalnie przestrzelił.

W samej końcówce jeszcze raz zaatakowali gospodarze. Wynik spotkania strzałem głową ustalił Inaki Astiz, który wykorzystał dośrodkowanie Rybusa. Do końca rezultat nie uległ już zmianie. Legia pewnie zwyciężyła, ale drugiej połowy nie może zaliczyć do udanych. Ponownie w meczu przeciwko byłym kolegom z dobrej strony pokazał się strzelec trzeciej bramki Piotr Giza, ale brawa należą się również wszystkim jego kolegom. Po stronie gości, mimo straty czterech bramek, należy docenić Marcina Cabaja, który szczególnie w pierwszej części uratował swój klub przed utratą kolejnych kilku goli.

Legia Warszawa - Cracovia Kraków 4:0 (3:0)

1:0 - Chinyama 20'

2:0 - Rybus 28'

3:0 - Giza 30'

4:0 - Astiz 89'

Składy:

Legia Warszawa: Mucha - Rzeźniczak, Choto (77' Kumbev), Astiz, Kiełbowicz, Giza (74' Radović), Jarzębowski (67' Borysiuk), Roger, Iwański, Rybus, Chinyama.

Cracovia Kraków: Cabaj - Kulig, Karwan, Tupalski, Derbich, Pawlusiński (37' Kłus), Kostrubała (75' Wasiluk), Nowak, Sasin, Mierzejewski (55' Moskała), Ślusarski.

Żółte kartki: Giza (Legia) oraz Nowak, Ślusarki, Moskała, Kłus (Cracovia).

Sędzia: Robert Małek (Zabrze).

Widzów: 3500.

Najlepszy piłkarz Legii: Piotr Giza.

Najlepszy piłkarz Cracovii: Marcin Cabaj.

Najlepszy zawodnik meczu: Piotr Giza.

Komentarze (0)