Czytaj w "PN": wysokie loty - Brighton&Hove Albion i Newcastle United w Premier League

Getty Images / Dan Istitene
Getty Images / Dan Istitene

Brighton&Hove stali na krawędzi ubóstwa. Nie mieli domu. Ostatni raz na poziomie angielskiej ekstraklasy grali w 1983 roku. Po trudnych 34 latach wracają, już do Premier League. Awans zapewnili sobie szybciej niż napompowane kasą Newcastle United.

Przemysław Pawlak

W sezonie 1996-97 Brighton and Hove Albion było bliskie opuszczenia w ogóle Football League. Remis w ostatniej kolejce z Hereford sprawił, że jednak nie wypadło poza granice profesjonalnej piłki w Anglii: - Zapytajcie chłopaków, zapytajcie menedżera Steve’a Gritta, to uczucie jest lepsze niż awans - mówił wtedy zawodnik Mew, Ian Baird. Gdyby zespół spadł, to mógł być jego koniec. Dosłownie. Nad klubem wisiała groźba bankructwa, żeby ratować sytuację, władze postanowiły sprzedać dom drużyny -Goldstone Ground. Zespół występował na oddalonym o 70 mil od Brighton stadionie Gillingham, potem wrócił do swojego miasta, ale na obiekt lekkoatletyczny. Dopiero w 2011 roku zakończyła się budowa nowego stadionu i koniec tułaczki.

(…)

Nadąsany Rafa

Jakże inne są oczekiwania względem drugiego zespołu, który wywalczył awans do Premier League, czyli Newcastle United. Szerzej o zespole Srok pisaliśmy w "PN" na początku roku, więc teraz warto skupić się na przyszłości, choć zupełnie od przeszłości uciec się nie da. Po wywalczeniu awansu Rafa Benitez wyklepał kilka wytartych formułek o dumie i tak dalej, ale kiedy zapytano go o przyszłość, nie zadeklarował wprost, że na pewno poprowadzi Sroki w PL: - Na razie cieszmy się z awansu, a co przyniosą kolejne dni, zobaczymy - rzucił w kierunku dziennikarzy.

Nie było w tym rzecz jasna przypadku. Sprawa ciągnie się od zimowego okna transferowego. Wtedy Hiszpan domagał się od Mike'a Ashleya, właściciela klubu, pieniędzy na transfery. I spotkał się z odmową, boss najwyraźniej uznał, że już latem na wzmocnienia poszły duże pieniądze, a w warunkach Championship wręcz ogromne, więc Benitez powinien czuć się syty. Część komentatorów broniło decyzji Ashleya, bo na poziomie zaplecza angielskiej ekstraklasy Sroki i tak uchodzą za Hollywood jeśli chodzi o zasobność portfela i pieniądze na kontrakty zawodników, część opowiedziała się po stronie Hiszpana, a sam Rafa się nadąsał. Wychodzi na to, że Benitez decyzję o pozostaniu na St James' Park uzależnia od tego, jaką kasą będzie dysponował latem. Wzbudzając wątpliwości wśród fanów, co do własnej przyszłości, a trzeba wiedzieć, że trybuny stoją za Rafą murem, stara się zagonić Ashleya do narożnika i wymusić odpowiednie kwoty na transfery.

Grosicki na celowniku

Inna sprawa, że jest trenerem przytomnym. Ma bowiem pełną świadomość tego, iż z tymi piłkarzami nie spełni pokładanych w nim nadziei. I to nie jest nawet pochodna umiejętności zawodników, ale kłopot tkwi chyba gdzieś indziej. Oglądając mecze Newcastle w tym sezonie, nierzadko można było odnieść wrażenie, że piłkarze Srok nie stanowią monolitu, jak choćby Brighton, że nie zawsze im się chce, że wychodzą z założenia, iż są w stanie wygrać na stojąco. Mimo awansu nie można powiedzieć więc, że Rafa nie ma kłopotów. Ma i to całkiem spore, zresztą po porażce z Ipswich Town w połowie kwietnia otwarcie mówił o tym, że zespół miał problemy mentalne.

(…)

[b]WIĘCEJ PRZECZYTASZ W NAJNOWSZYM NUMERZE TYGODNIKA "PIŁKA NOŻNA".

[/b]

ZOBACZ WIDEO Ligue 1: Paris Saint-Germain na łopatkach! [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Źródło artykułu: