Michał Kołodziejczyk: Głowy za nisko (komentarz)

PAP/EPA
PAP/EPA

Takie porażki zrozumieć najtrudniej. Legia żegna się z Europą bez wstydu, ale z niedosytem. Taka szansa na wyeliminowanie wielkiego klubu długo może się nie powtórzyć.

Europejska piłkarska wiosna w Polsce skończyła się znowu, zanim zaczęła się ta kalendarzowa. Ajax Amsterdam był lepszą drużyną, miał lepszych piłkarzy, jednak mistrzowie Polski przegrali przede wszystkimi ze sobą. Legii w Amsterdamie zabrakło wiary w siebie i szczypty szaleństwa. Ajax można było wyeliminować, Polacy nie potrafią przebrnąć pierwszej wiosennej przeszkody od 1991 roku, kiedy Wojciech Kowalczyk strzelał gole Sampdorii Genua.

- Nie mam wpływu na to, że w styczniu i lutym nie ma w Polsce słońca - mówił trener Jacek Magiera. W Polsce nie ma, ale od lat nasze drużyny szukają go na zgrupowaniach w Turcji czy Hiszpanii. Wiosną w Europie radzą sobie przecież drużyny z Ukrainy czy Rosji. Na razie nie ma jednak u nas klubu, który widząc kilka milionów euro na stole jest w stanie zatrzymać kluczowych zawodników.

Magiera w Amsterdamie wystawił połowę innej drużyny w porównaniu z tą, która jesienią grała w Lidze Mistrzów. Planując wzmocnienia zimowe, nie można sobie pozwolić na pudło, sprowadza się piłkarzy na tu i teraz, a nie takich, którzy w Legii mają odbudować się przez kilka miesięcy. Legia chciała przejść rundę w Lidze Europy bez linii ataku, a to po prostu nie może się udać. Nikt nie uklęknie przed samą nazwą, zwłaszcza, kiedy sam nazywa się Ajax.

- Nie skupiam się na tym, że nie mam piłkarzy, którzy byli z nami w poprzednim roku. Nie mam na to wpływu - mówił Magiera i zapowiedział, że teraz dla Legii najważniejsza jest obrona mistrzostwa Polski i pukanie do bram Ligi Mistrzów po raz drugi z rzędu. Legia ma za sobą piękną przygodę, nie jeździła po pastwiskach, ale zbierała naukę od Realu Madryt, Borussii Dortmund, Sportingu Lizbona i Ajaksu Amsterdam. Zaproszono ją na wielki bal i nie narobiła obciachu. Ważne jednak, by teraz lepiej zrozumieć, na czym polega wielki futbol. By następnym razem założyć lepszy garnitur i dokładniej wyczyścić buty. W Europie małe problemy robią się wielkie. To, co może ujść na sucho w ekstraklasie, na takim stadionie jak w Amsterdamie wyłazi na wierzch i kłuje w oczy.

ZOBACZ WIDEO Arkadiusz Malarz: Nie pozwolę, by robiono ze mnie kozła ofiarnego

Porażka 0:1 w dwumeczu z taką firmą jak Ajax pozostawia niedosyt. Legia była blisko tego, by jej obecność na salonach nikogo nie dziwiła. Jesienią zremisowała z rozpędzonym Realem Madryt, wyeliminowanie mocnej marki na wiosnę mogłoby dać jej karnet na kilka sezonów. Sprawić, że jej piłkarze kupowani byliby za większe pieniądze, a inni zawodnicy szliby do Warszawy z nadzieją i wiarą, że mogą pokazać się w Europie.

Chociaż Magiera się ze mną nie zgodził, myślę, że w Amsterdamie wyszedł na wierzch polski minimalizm. Przed stratą gola Legii brakowało odwagi, husarskie skrzydła zostały w szatni. Kiedy okazało się, że do 1/8 finału nie da się wejść spacerkiem, piłkarze z Warszawy pokazali, że są w stanie stworzyć kilka dobrych okazji pod bramką przeciwnika. Zaczęli za późno, zabrakło czasu i argumentów. Legia trzymała za nisko głowy. To nie był aż Ajax, ale tym razem tylko Ajax.

Michał Kołodziejczyk z Amsterdamu

Źródło artykułu: