Nieudokumentowana przewaga - po meczu Sandecja Nowy Sącz - Pelikan Łowicz

Sandecja Nowy Sącz wygrała mecz 21. kolejki II ligi grupy wschodniej z Pelikanem Łowicz 1:0. Nowosądeczanie mogą dopisać na swoje konto kolejne trzy oczka. Po meczu jednak nawet działacze drużyny gospodarzy przyznali, że wygrali w dużej mierze dzięki szczęściu, bo na boisku rządzili biało-zieloni. W sobotę przyjezdnym zabrakło przede wszystkim skuteczności.

Pierwsza połowa meczu pomiędzy Sandecją Nowy Sącz a Pelikanem Łowicz była bardzo wyrównana. Piłkarze obu zespołów walczyli o każdy metr kwadratowy boiska. Nie przekładało się to na stwarzane sytuacje i kibice byli świadkami miernego widowiska. W pierwszych trzech kwadransach nie zobaczyli żadnego celnego strzału. Na dodatek głównymi aktorami sobotniego spotkania chcieli zostać arbitrzy, którzy co chwila podejmowali kontrowersyjne decyzje. - Byliśmy zespołem lepszym, a przegraliśmy. A czy był karny to sędzia sam widział. Jest mi ciężko powiedzieć czy był faul. Ja nie jestem sędzią. W roli głównej nie wystąpili ani piłkarze Sandecji, ani Pelikana tylko sędziowie, a najbardziej aktywny był sędzia techniczny - powiedział po spotkaniu były szkoleniowiec Sandecji, a obecny Pelikana Jarosław Araszkiewicz.

Kluczowa dla losów spotkania akcja miała miejsce po ponad 15 minutach gry. Przed własnym polem karnym pogubił się Paweł Sędrowski, który stracił piłkę na rzecz Wojciecha Fabianowskiego. Chcący naprawić swój błąd stoper Ptaków zaatakował rywala w polu karnym. Napastnik gospodarzy padł na murawę, a sędzia zdecydował się na podyktowanie rzutu karnego. Do piłki podszedł pozyskany zimą z Kolejarza Stróże Piotr Chlipała i pewnym strzałem umieścił piłkę w siatce.

- Sędzia boczny pogubił się i wszyscy mieli uwagi do sędziowania. Nawet kibice Sandecji w drugiej połowie stracili cierpliwość, bo Pelikan miał bardzo dużą przewagę. Miejscowi fani gwizdali na swoją drużynę. Pelikan był drużyną lepszą, ale nie strzeliliśmy bramki i nie mogliśmy wygrać. Wynik był otwarty do końca - narzekała również prezes Pelikana Jolanta Papuga.

W pierwszej połowie już nic ciekawego się nie wydarzyło. W przerwie trener Araszkiewicz dokonał dwóch zmian. Za napastnika Radosława Stencla pojawił się młody Paweł Kozub, a Macieja Pastuszkę zastąpił Krystian Bolimowski. W drugiej połowie przewaga gości nie podlegała już wątpliwościom. - Byliśmy drużyną zdecydowanie lepszą w meczu z Sandecją. Nawet działacze z Nowego Sącza to przyznali. Doskonałą sytuację na zdobycie bramki zmarnował między innymi Paweł Kozub. W drugiej połowie Sandecja nie istniała. Pelikan cały czas był na jej połowie. Bramka stracona z karnego, bardzo wątpliwego. Paweł Sędrowski nie przewinił. Mogło się to inaczej potoczyć. Mogliśmy ten mecz spokojnie wygrać. Byliśmy drużyną dużo lepszą. Wszyscy to przyznali - opowiadała prezes Ptaków.

W drugiej odsłonie gry dwukrotnie bardzo dobre sytuacje na zdobycie bramki zmarnował wprowadzony Kozub. Szczęścia nie miał również Piotr Grzelczak, którego strzały mijały bramkę Sandecji. O przewadze Pelikana świadczy również fakt, że gospodarze pierwszy, celny strzał na bramkę Marcina Ludwikowskiego oddali dopiero po około 70 minutach gry. Dodatkowo w zespole gości zagrać nie mogli Krzysztof Piosik i Tomasz Lewandowski. Obaj zimą trafili do Łowicza z Sandecji, a kluby podpisały umowę, że wymieniona dwójka nie zagra w wiosennym meczu tych zespołów. A Piosik i Lewandowski w poprzednim spotkaniu - z Sokołem Aleksandrów Łódzki poprowadzili łowiczan do zwycięstwa. Piosik wypracował dla biało-zielonych dwie bramki, a Lewandowski dwa gole zdobył.

- Ja nie powiem, że Pelikan był zdecydowanie lepszy. Wiadomo, że graliśmy bez dwóch zawodników. W związku z zawartą umową nie mógł zagrać ani Lewandowski, ani Piosik. Jak oni by byli to na pewno by mecz inaczej wyglądał. Na pewno szkoda straconych punktów, ale trzeba ich będzie gdzie indziej szukać i trzeba będzie je odzyskać. Ja życzę Sandecji awansu. Wiadomo spędziłem tam pół roku. Zdobyłem dużą ilość punktów, myślę, że awansują, a co będzie dalej to sami zobaczymy - nie ukrywał Araszkiewicz.

Po sobotnim spotkaniu można mieć pretensje do napastników Pelikana Łowicz, którzy zmarnowali kilka dogodnych podbramkowych sytuacji. - To są młodzi ludzie. Ja na dzień dzisiejszy co pół roku robię nowy zespół. Pół roku temu byłem w Sączu, dzisiaj jestem w Łowiczu, a nagle okaże się, że w czerwcu będę w Ełku albo innej miejscowości. Na razie nie jest mi dane prowadzenie zespołu przez co najmniej rok albo dwa lata. To jest czas na ukształtowanie zespołu. Ja co pół roku buduję drużynę - usprawiedliwiał swoich podopiecznych szkoleniowiec.

Po 21. kolejce Pelikan spadł na 12. miejsce w tabeli. W Łowiczu nikt jednak nie martwi się tym, że biało-zieloni znajdują się w strefie barażowej. - Ta pozycja nie jest zmartwieniem. Piłka jest nieprzewidywalna i wszystko może się zdarzyć - powiedziała Jolanta Papuga. - Nasza gra może napawać optymizmem przed następnymi meczami. Dla nas wyniki w lidze są dobre, bo Concordia wygrała ze Stróżami, KSZO zremisowało. Walka o najwyższe miejsca jest dla Pelikana otwarta - dodała prezes.

Z większa rezerwą wypowiada się Jarosław Araszkiewicz. - Cały czas podtrzymuję to samo. Mamy grać, wygrywać, a jak się skończy to tylko Pan Bóg wie - zaznaczył.

W Łowiczu po sobotnim spotkaniu odczuwają duży niedosyt. W Nowym Sącz są w dobrych nastrojach, ale zdają sobie sprawę z tego, że gra musi ulec znaczącej poprawie, aby zespół z powodzeniem walczył o awans.

W najbliższej kolejce Pelikan zagra z inną drużyną z Małopolski. Przed własną publicznością podejmie Przebój Wolbrom. Sandecję czeka bardzo daleki wyjazd do Suwałk gdzie zagra z tamtejszymi Wigrami.

Komentarze (0)