Dariusz Mioduski poirytowany artykułem. Ostra wymiana zdań z dziennikarzem

WP SportoweFakty / Anna Klepaczko
WP SportoweFakty / Anna Klepaczko

- Rozumiem intencje osób, które stoją za tym tekstem. To próba wykorzystania negatywnego PR do zniechęcenia mnie do Legii - pisze Dariusz Mioduski, współwłaściciel mistrza Polski. Autor artykułu, Roman Kołtoń, ostro reaguje na te słowa.

To kolejna odsłona konfliktu między współwłaścicielami Legii Warszawa. Dariusz Mioduski, który posiada 60 procent akcji klubu, zarzuca swoim wspólnikom i przeciwnikom (Bogusław Leśnodorski oraz Maciej Wandzel), że stoją za powstaniem artykułu na portalu polsatsport.pl.

W swoim tekście, opublikowanym w środę, Roman Kołtoń pisał m.in.:

"Leśny miał niesamowite wyczucie w polityce kadrowej, jeśli chodzi o pierwszy zespół. Przyniosło to efekt sportowy, a co za tym idzie i finansowy. ITI została spłacona rok przed terminem zawartym w umowie! Leśnodorski odpowiada w klubie za kluczowe decyzje sportowe. Nie było to po myśli Mioduskiego, który jeszcze w 2015 roku poszukiwał "dyrektora sportowego z prawdziwego zdarzenia". Mało kto wie, iż ówczesnym kandydatem Mioduskiego na tą funkcję był obecny szkoleniowiec gdańskiej Lechii, Piotr Nowak. Nowak nawet przebywał trzy dni w Warszawie, ale rozmowy utknęły w martwym punkcie. Leśnodorski i Wandzel nie byli przekonani do tego pomysłu. Ufali Żewłakowowi i jego ludziom, jeśli chodzi o wyszukiwanie i rekomendowanie piłkarzy, a przede wszystkim liczyli na zmysł samego Leśnodorskiego"

Kołtoń pisze też o genezie konfliktu:

"W hotelu Rialto, na spotkaniu udziałowców, dochodzi do wymiany zdań, która zapowiada rozwód. W bliższej lub dalszej perspektywie. "Jesteście lokalnymi przedsiębiorcami, a ja myślę globalnie" - miał rzec Mioduski, o którego zasługach w końcu sierpnia 2016 roku pisze magazyn "Wprost" w artykule "Przez piłkę do gwiazd". Pisze w samych superlatywach. Opisuje go jako człowieka, który "w dwa lata zrobił z Legii najlepiej zarządzany piłkarski biznes w Polsce". Leśnodorski i Wandzel, a także ich ekipa w Legii wykonująca na co dzień pracę, czuje się więcej niż urażona. Przy Łazienkowskiej 3 dominuje ton - jak można tak przedstawiać rzeczywistość, skoro rzadko bierze się udział w codziennym życiu klubu?!? Atmosfera staje się tak napięta, że Mioduski w publicznym mailu przeprasza kluczowych pracowników".

- To obszerny materiał, który zawiera trochę prawd, wiele półprawd i przeinaczeń oraz dużo zwykłych kłamstw - pisze w swoim oświadczeniu Dariusz Mioduski.

ZOBACZ WIDEO Igor Lewczuk nie ustrzegł się błędu - skrót meczu Girondins Bordeaux - EA Guingamp [ZDJĘCIA ELEVEN]

- Cenię sobie dziennikarstwo śledcze, ale w tym przypadku mówimy o informacjach, których znaczna część jest nieprawdziwa lub skrajnie subiektywna. A część można uzyskać tylko od trzech konkretnych osób, głównych bohaterów tekstu. Ja jestem jedną z nich, ale nikt ze mną nie rozmawiał - zaznacza Mioduski.

- Rozumiem intencje osób, które stoją za tym tekstem. Takie działania maja tylko jeden cel. To próba wykorzystania negatywnego PR do zniechęcenia mnie do Legii - dodaje współwłaściciel klubu.

Autor tekstu, Roman Kołtoń, ostro zareagował na te insynuacje i zarzuty o pisanie "sponsorowanych" artykułów.

- Kilku ludzi głowiło się, żeby napisać takie oświadczenie, które jest chamskie, a zarazem infantylne. Zupełnie nie przystające do publicznego wizerunku pana Mioduskiego. Jak można poważnie traktować choćby zdanie, że Leśnodorski chciał być trenerem Legii - pyta Kołtoń.

Według niego między wspólnikami dochodziło do częstych nieporozumień w sprawach personalnych.

Dziennikarz pisze (w środowym artykule): "Spotkanie Legia - Borussia stało się pretekstem dla Mioduskiego, który przeszedł do ofensywy i zaczął publicznie atakować Leśnodorskiego. Jednak w rzeczywistości konflikt między właścicielami narastał, a do pierwszego poważnego tarcia doszło już jesienią 2015 roku, gdy Legia postanowiła rozstać się z Henningiem Bergiem. Mioduski forsował wówczas Paulo Bento, którego poznał na Lazurowym Wybrzeżu. Leśnodorski i Wandzel byli przekonani, że Portugalczyk - ze względów mentalnych - zderzy się w Polsce ze ścianą. Woleli Rosjanina Stanisława Czerczesowa, poleconego przez Mariusza Piekarskiego i wielu byłych legionistów. Decyzja musiała zapaść błyskawicznie. Czerczesow nie przyszedł dla pieniędzy. Wcześniej zarabiał nieosiągalne w Polsce wynagrodzenie w Dynamie Moskwa i otrzymał bodaj 4 miliony euro odprawy z tego klubu! Leśnodorski zagrał va banque, z czego Mioduski był mocno niezadowolony - dla niego "Staszek" to był przedstawiciel "starej szkoły", a nie "zachodniego myślenia". Dla Leśnodorskiego i Wandzla Rosjanin był szansą na tytuł w roku stulecia"

W swoim oświadczeniu Mioduski odpowiada na te zarzuty: - Po awansie Legii do fazy grupowej Ligi Mistrzów komentatorzy i eksperci słusznie zauważali, że tak potężny zastrzyk finansowy zmieni pozycję Legii na lata. Wydawało się oczywiście, że znaczna część tych środków powinna być przeznaczona na budowę silnych fundamentów na przyszłość. Tymczasem nic takiego się nie dzieje. Mamy dziś silną drużynę i świetnego trenera, ale obowiązkiem zarządzających klubem jest umożliwianie im osiąganie sukcesów. Również w kolejnych latach. W sprawie decyzji dotyczącej trenerów też próbuje się przypisywać mi nieprawdziwą rolę. Nieliczni wtajemniczeni, a szczególnie sami trenerzy, wiedzą, jak było naprawdę. Tylko raz mój sprzeciw w tej kwestii był absolutnie stanowczy, gdy Bogusław Leśnodorski forsował do pełnienia tej roli samego siebie.

Kołtoń mówi: - Pan Mioduski w swoim oświadczeniu nie zanegował żadnych liczb, żadnych faktów, czy ciągu zdarzeń, które doprowadziły do jego konfliktu z Leśnodorskim i Wandzlem, a który narastał od jesieni 2015 roku. Informacje do tekstu zbierałem przez dwa tygodnie, a szykowałem się do napisania od miesięcy. Informacje są zweryfikowane, a finanse unikalne, jeśli chodzi o media. Każdy te fakty może jednak interpretować różnie.

Tu można przeczytać oświadczenie Romana Kołtonia. 

Źródło artykułu: