Brazylijczyk gwiazdą Jagiellonii

W Przeglądzie Sportowym czytamy, że Brazylijczyk Bruno jest obok Tomasza Frankowskiego i Kamila Grosickiego najlepszym zawodnikiem pierwszych trzech kolejek rundy wiosennej w Jagiellonii Białystok.

- Wypada mi tylko przeprosić za tamto zdarzenie ludzi z Białegostoku - mówi 22-letni Bruno wspominając sytuację sprzed pół roku, kiedy wymknął się po cichu z Polski, a przecież wciąż miał ważny kontrakt z Jagiellonią. Pod koniec ubiegłego roku niespodziewanie zjawił się na treningu i w Białymstoku zdecydowano, że brazylijski pomocnik dostanie jeszcze jedną szansę. Można powiedzieć, że tę szansę jak na razie wykorzystuje. Najpierw nieźle spisywał się podczas przygotowań, a teraz błyszczy w meczach ligowych. Najwięcej pochlebnych komentarzy usłyszał pod swoim adresem po konfrontacjach z Arką i Legią.

Bruno umowę z Jagiellonią podpisał jeszcze w styczniu 2008 roku. Ówczesny trener Jagi Artur Płatek podkreślał, że to zawodnik o nieprzeciętnych umiejętnościach. Niestety Brazylijczyk zaledwie po dwóch występach wylądował w rezerwach i miał sporo pretensji do szkoleniowca, że ten nie dał mu czasu na aklimatyzację w nowym otoczeniu. - Nie mam pretensji do trenera Płatka - stwierdza sam zainteresowany, który z drugiej strony przyznaje, że lepiej układa mu się współpraca z Michałem Probierzem.

Kibiców najbardziej nurtuje pytanie: gdzie zawodnik przepadł na kilka miesięcy? - Po zakończeniu ubiegłego sezonu poleciałem na wakacje do Brazylii. Do Polski nie planowałem już wracać. Miałem różne pomysły na życie. Po wakacjach pojechałem do Włoch. Tam starałem się o włoskie obywatelstwo, bo w rodzinie ktoś pochodził z tego kraju. Później zacząłem szukać klubu - opowiada Bruno.

Chciały go kluby z Cypru, Arabii Saudyjskiej, ale ostatecznie wylądował w Tunezji. Tam jednak nie udało mu się zrobić kariery i wrócił do swego rodzinnego kraju. Skontaktował się z nim znajomy trener od przygotowania fizycznego, który opiekuje się między innymi Lucasem Leivą z Liverpoolu. Bruno więc przez jakiś czas trenował w mieście Beatlesów,a gdzie mieszkał? - W Manchesterze u mojego przyjaciela z Porto Alegre, Andersona, pomocnika United. Po co masz siedzieć w hotelu, mieszkaj u mnie! - zaproponował. A że z Manchesteru do Liverpoolu jest 50 kilometrów, nie było kłopotu z dojazdami na treningi.

Źródło artykułu: