Mecz w Szczecinie był pierwszym od 23 lat, w którym Biała Gwiazda straciła aż pół tuzina bramek. 13-krotni mistrzowie Polski zagrali z Pogonią mocno osłabieni, a gdy na spotkanie z Arką trener Radosław Sobolewski miał już do dyspozycji Macieja Sadloka, Bobana Jovicia, Patryka Małeckiego i Mateusza Zacharę, krakowianie sami rozgromili gdynian 5:1.
- Po spotkaniu w Szczecinie humory w drużynie nie były najlepsze. Wiedzieliśmy, że spadły na nas wtedy wszystkie plagi egipskie i ten wynik był apogeum wszystkiego złego, co nas spotkało. Mieliśmy jeden cel - stanąć szybko na nogi i mocno chcieliśmy sobie odbić rezultat z Pogonią na meczu z Arką - mówi kapitan Wisły, Arkadiusz Głowacki.
W podobnym tonie wypowiadają się też inni wiślacy. Mecz z Arką był doskonałą rehabilitacją za wpadkę z Pogonią. - Po ostatnim meczu, po srogim laniu, pokazaliśmy, że to był tylko wypadek przy pracy i ta drużyna nie zasługuje na takie przegrane, dlatego dobrze, że właśnie tak odpowiedzieliśmy - mówi Maciej Sadlok. Alan Uryga: - Nie ma co ukrywać, że wysoka wygrana trochę nas rehabilituje za to, co stało się w Szczecinie. Fajnie, że zaraz po tym niefortunnym meczu z Pogonią przyszedł taki, który wysoko wygraliśmy.
- Po tej srogiej porażce w Szczecinie chcieliśmy odbudować swoje morale, a przede wszystkim chcieliśmy zdobyć trzy punkty. Mecz na początku nam się nie układał, ale potem wzięliśmy się w garść, strzeliliśmy trzy gole i graliśmy już swoje. Potrzebujemy tych punktów jak tlenu - dodaje Patryk Małecki, a Paweł Brożek uważa, że główną przyczyną upokarzającej porażki z Pogonią były liczne absencje: - Gdybyśmy grali w Szczecinie w optymalnym składzie, to nie przegralibyśmy 2:6. Po tamtym meczu potrzebowaliśmy takiego spotkania, by pokazać kibicom że dalej potrafimy grać efektownie w piłkę.
ZOBACZ WIDEO Bereszyński: takiego meczu jeszcze nie mieliśmy (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
W spotkaniu z Arką wiślacy nie tylko mieli coś do udowodnienia kibicom - spotkanie z beniaminkiem miało duży ciężar gatunkowo. Zwycięstwo pozwoliło krakowianom przeskoczyć rywala w tabeli, a ewentualna porażka mogła zepchnąć Białą Gwiazdę z powrotem do strefy spadkowej.
- Dla nas każdy mecz jest kluczowy. Przed meczem z Arką spoglądaliśmy w tabelę i wiedzieliśmy, że jest to szansa. Gdyby jednak coś niedobrego się dziś wydarzyło, to znowu zakopalibyśmy się w tej dolnej strefie. Ostatnimi czasy w Wiśle jest spora huśtawka nastrojów. Wcześniej siedem meczów pod rząd przegranych, później seria dziewięciu nieprzegranych. Teraz 2:6 i 5:1. Może to i jeszcze jest jakieś doświadczenie, które hartuje i w przyszłości może jeszcze coś da - zastanawia się Głowacki.
- Patrząc na tabelę przed tym spotkaniem, każdy wiedział, że te punkty są bardzo ważne, bo dadzą trochę spokoju. Znowu drużyny z dołu tabeli zaczęły wychodzić z kryzysów i punktować. Wiedzieliśmy, że te trzy punkty są bardzo potrzebne i cieszymy się, bo dają nam trochę oddechu. Możemy spokojniej przygotowywać się do kolejnych meczów - dodaje Uryga.
Brożek natomiast przestrzega, że wiślacy muszą twardą stąpać po ziemi: - W naszej lidze wszystko jednak jest możliwe, więc nie możemy popaść w samozachwyt. Żeby iść w górę tabeli, musimy przede wszystkim punktować na swoim terenie.