Mistrzostwa stanowe są specyficznymi rozgrywkami praktykowanymi jedynie w Brazylii. Są spuścizną po starych czasach, kiedy turnieje piłkarskie rozgrywano tylko regionalnie. Wiadomo, ogromny kraj, a samoloty drogie i lotnisk niewiele. Dziś jednak czasy są inne – Brazylia ma ogólnokrajową ligę, 200 lotnisk i trzeci rynek przewozów lotniczych świata. Ale w czasach Pelego, Garrinchy, Zizinho czy Vavy grało się przede wszystkim w mistrzostwach stanowych, krajowej ligi po prostu nie było.
Klęska Amazonii
Kiedy ogłoszono w 2009 roku budowę mundialowego stadionu w amazońskim Manaus wiele osób łapało się za głowę: 40-tysięcznik w mieście gdzie są IV-ligowe kluby? Ale federacja CBF i rząd postawiły na swoim twierdząc, że stan Amazonas potrzebuje dużego obiektu do organizacji ważnych wydarzeń piłkarskich. Dziś widać efekty tej poronionej decyzji.
Średnia widzów w mistrzostwach stanu wyniosła... 217 osób! A gdyby zliczyć całą publiczność uczestniczącą w meczach stanu to zapełniłaby ledwie 9500 miejsc na Arena Amazonia, czyli 20% krzesełek. I to ma być ojczyzna futbolu, jak ochrzczono Brazylię po wygraniu trzeciego mundialu w 1970 roku? Według ogłoszonej przez telewizję Globo listy sprzedanych biletów według stanów, poza Sao Paulo ludzie praktycznie nie chodzą na mecze! Na przykład w Dystrykcie Federalnym, gdzie postawiono 72-tysięczny stadion Mane Garrincha (7 meczów mundialu, IV-ligowy klub w mieście), średnia wynosi 1200 widzów. Poniżej 1000 osób wyniosła średnia w 8 z 26 stanów Brazylii, a Roraima w ogóle zrezygnowała z pobierania opłat za wejściówki.
Średnie obłożenie krzesełek podczas meczów lig stanowych wynosi kilkanaście procent, podczas gdy minimum opłacalności zaczyna się powyżej 20%. Innymi słowy, gdyby nie pieniądze od telewizji, to w ogóle nie byłoby sensu organizować w większości przypadków mistrzostw stanowych. A przynajmniej nie w ramach zawodowego futbolu. Sekretarz lokalnego związku klubów piłkarskich, Claudio Nobre, uważa, że problemem Amazonas nie jest zły kalendarz, brak obiektów, pory rozgrywania meczów, jak sugerują niepoprawni optymiści: – Nieważne jak ułożymy kalendarz i ustawimy pory meczów, ludzie i tak nie przyjdą. Trzeba przyjrzeć się szerzej problemowi odpływu publiczności – mówił w wywiadzie dla TV Amazonas.
Jedynak
Jedynym stanem, gdzie udaje się przekroczyć granicę opłacalności jest Sao Paulo. Najliczniejszy, najbogatszy w kraju, odpowiedzialny za 1/3 brazylijskiego PKB, również w kwestiach piłkarskich jest liderem, acz użycie słowa „prymus” przez klawiaturę mi nie przejdzie. Średnia 7271 jest zdecydowanie najwyższa, skoro następny, Minas Gerais (mają w rozgrywkach m.in. Atletico Mineiro, Cruzeiro, Americę Mineiro) generuje średnią 5401. Rio de Janeiro, wielkie Rio od Garrinchy i Ronaldo jest dopiero siódme ze średnią 3905 widzów na mecz! Na podobnym poziomie Rio Grande do Sul (z Internacionalem i Gremio) i Parana (z Atletico PR, Coritibą i Parana SC). Campeonato Paulista (mistrzostwa Sao Paulo) ze średnią 35% zajętych krzesełek jest prawdziwym hegemonem w mistrzostwach stanowych, dalej Campeonato Carioca (Rio de Janeiro) z 25%, Campeonato Mineiro (Minas Gerais) 24%.
Kilka lat temu wymyślono rzekome panaceum na podniesienie rentowności rozgrywek regionalnych, były nimi rozgrywki... makroregionalne, czyli brały w nich udział najlepsze ekipy z kilku stanów. Copa Verde i Copa Nordeste miały zagospodarować całą Brazylię na północ od Belo Horizonte i zachód (jakieś 70% kraju). Jedynym beneficjentem okazały się wielkie telewizje, którym udało się zgarnąć masę reklamodawców, ale kibiców na stadiony znowu nie przyciągnięto.
(...)
Bartłomiej Rabij
[b]Cały tekst w najnowszym numerze tygodnika "Piłka Nożna".
[/b]
ZOBACZ WIDEO Polska - Słowenia 1:1 (skrót) (źródło: TVP SA)
{"id":"","title":""}