Marcin Kamiński dopiero w 11. kolejce 2. Bundesligi doczekał się debiutu w oficjalnym meczu niemieckiego klubu. W pierwszym spotkaniu (3:1 z Karlsruher SC) wcielił się w rolę defensywnego pomocnika, a tydzień później grał już jako środkowy obrońca w meczu z Arminią Bielefeld (3:1).
Jos Luhukay, który prowadził VfB Stuttgart na początku rozgrywek, nie widział dla Polaka miejsca w składzie. Również Hannes Wolf po przejęciu zespołu we wrześniu początkowo sceptycznie podchodził do przydatności naszego rodaka. Kamiński musiał udowodnić, że zasługuje na grę.
- Marcin od tygodni bardzo dobrze trenował. Od początku mojej obecności sprawiał korzystne wrażenie, jednak trudno było mi natychmiast wszystko zmieniać w drużynie - przyznaje Wolf w rozmowie ze "Stuttgarter Zeitung".
W pojedynku z Arminią Kamiński przydarzyła się pomyłka, która poskutkowała utratą gola. Trener nie zamierza jednak karać byłego zawodnika Lecha Poznań odsunięciem od składu. - Nie mogę dać gwarancji, że Marcin nadal będzie występował w "jedenastce", ale popełnił tylko jeden błąd. Poza tym wraz z Timo Baumgartlem radził sobie bardzo dobrze - tłumaczy Wolf.
Po przerwie reprezentacyjnej Stuttgart, który w tabeli jest wiceliderem tuż za Eintrachtem Brunszwik, zmierzy się na wyjeździe z Unionem Berlin.
ZOBACZ WIDEO Łukasz Fabiański: Mecz z Rumunią? Patrzę na to optymistycznie (źródło: TVP SA)
{"id":"","title":""}